Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Baner reklamowy - firmy Północ Nieruchomości
Reklama Twój Agent Ubepieczenia

Kubuś czeka na naszą pomoc

12-letni Kubuś Bernacik, który podczas zabawy w komandosów zawisł na linie i omal się nie udusił, życia musi się uczyć od nowa, jak niemowlak. Już może jeść i powiedział pierwsze słowo: mama. Czeka go jednak długa i kosztowna rehabilitacja, zanim stanie na nogi. Dlatego bardzo potrzebuje naszej pomocy.
Kubuś czeka na naszą pomoc

Do tragedii doszło 28 sierpnia na jednej z chełmskich ulic. W jednej sekundzie zabawa kilku chłopców z osiedla zamieniła się w koszmar.

- Do mojego 8-letniego syna przybiegł kolega. Krzyczał, że Kuba potrzebuje pomocy, że wisi na linie – opowiada Anna, mama Kuby. - Młodszy syn Daniel pobiegł tam, próbował brata uwolnić z pętli, ale nie był w stanie. Sprawdził jeszcze puls i przerażony, bo go nie wyczuł, szybko pobiegł po pomoc. Nie wiem, jakim cudem mój mały, dzielny chłopiec zachował w sobie tyle zimniej krwi i rozsądku. Zawołał szybko sąsiada i kazał mu jeszcze wziąć nóż do przecięcia liny...

Mężczyzna rzucił się na ratunek. Odciął kabel, uwolnił szyję z zabójczego uścisku i razem z innym sąsiadem, po wezwaniu karetki, rozpoczęli resuscytację.

- Mirosław i Robert, to oni przywrócili życie mojemu dziecku. Zrobili to tak fachowo, że nawet w karcie lekarskiej zostało to odnotowane. Bardzo im za to dziękuję – dodaje pani Ania. - Ja, jak dobiegłam na miejsce, byłam tak przerażona, w tak nieprawdopodobnym szoku, że nie wiedziałam, co robić. Tylko stałam i krzyczałam, żeby ratowali mojego Kubę... A Daniel mnie pocieszał: "Nie płacz mamo - mówił – wszystko będzie dobrze. Jeszcze będziemy razem grać w piłkę...".

Na szczęście żyje

Karetka pogotowia zabrała 12-latka do chełmskiego szpitala. Tam wprowadzono go w stan śpiączki farmakologicznej. Na drugi dzień został przetransportowany do kliniki w Lublinie.

- Po dwóch dniach go wybudzono. Gdy weszłam na salę i zobaczyłam, że się do mnie uśmiecha, pomyślałam, że zaraz zabiorę go do domu. Okazało się jednak, że jeszcze długa droga przed nami... – dodaje smutno mama Kuby.

Kubuś ma niedowład czterokończynowy. W zasadzie prawie cały czas leży, czasami już próbuje siadać na wózku. Do niedawna jeszcze karmiono go dojelitowo, ale już powoli zaczyna jeść. Powiedział już pierwsze słowo: "mamo". Wciąż nie wiadomo, w jakim stopniu niedotlenienie mózgu wpłynęło na jego organizm. By zaczął się poruszać, konieczna jest rehabilitacja, długa i bardzo kosztowna, na którą matkę samotnie wychowującą dzieci nie stać.

Specjalny wózek dla Wojownika, bo tak nazwali go bliscy, kosztuje 10 tys. zł, buty ze stabilizacją – 2 tys. zł, do tego dochodzą pieluchy, chemia i kosmetyki niezbędne do pielęgnacji cały czas leżącego chłopca.

Ludzie chcą pomagać

Cztery koleżanki i bokser z Pionek, rodzinnego miasta pani Anny w ciągu godziny podjęły decyzję o akcji pomocowej i założyły na Facebooku profil "Pomoc dla Kubusia Bernacika". Do tej szlachetnej inicjatywy błyskawicznie dołączyły się prywatne osoby, nawet z zagranicy, oraz firmy, szkoły i instytucje. Zgłosiła się fundacja Jana Pawła II, w której zadeklarowano, że do chłopca wróci 100 procent wpłat z darowizn. Pieniądze od ludzi dobrego serca spływają.

- Bardzo gorąco dziękuję wszystkim, którzy zaangażowali się w pomoc dla nas. Wszystkim, którzy nas wsparli. To dodaje mi sił, by codziennie walczyć o zdrowie Kubusia – mówi pani Ania.

Chełm też chce się włączyć w akcję. W Szkole Podstawowej nr 2 Edyta Gołębiowska, wychowawca klasy, do której chodził Kubuś, zaangażowała w pomoc dzieci i ich rodziców.

- Rodzice zebrali dary, które przekazaliśmy mamie chłopca. Takie najpotrzebniejsze rzeczy. Dzieci wspierają Kubę duchowo na odległość. Nagrywają dla niego filmiki, piszą listy i kartki z życzeniami, by wiedział, że o nim pamiętają, tęsknią i czekają na niego – mówi Edyta Gołębiowska. - Planujemy też większą akcję. Będziemy zbierać pieniążki do puszek, zorganizujemy też kiermasz słodkości, by dochód z niego przekazać Kubusiowi na rehabilitację.

Bo jest nadzieja...

Kubuś do czasu wypadku był bardzo pogodnym chłopcem. Z chęcią pomagał mamie w opiece nad młodszym braciszkiem. Trenował z wielki zapałem zapasy i zdobywał nagrody. Czy jeszcze będzie kiedyś realizował swe marzenia?

- Choć jest nam bardzo ciężko, nie tracę wiary, że będzie dobrze – mówi pani Ania. - Widzę, że Kubuś powoli robi postępy. Ogromnym oparciem jest dla mnie młodszy syn Daniel, który godzinami przesiaduje u Kuby. Jestem wzruszona, jak widzę, że wspiera go, pomaga mu ćwiczyć. Musimy być dzielni - dla Kuby.

Aż trudno uwierzyć w to, jak jednego dnia może się zmienić całe życie.

- Zastanawiam się czasami, czy mogłam coś zrobić, by nie doszło do tej tragedii, ale przecież 12-letniego chłopca nie da się prowadzić za rękę. Bawił się niedaleko domu, straciłam go z oczu zaledwie na pół godziny... - mówi pani Ania. - Gdy kiedyś na drzewie w pobliżu miejsca, gdzie zdarzył się ten wypadek, chłopcy budowali swoją bazę, kazaliśmy im to rozebrać, bo baliśmy się, że zrobią sobie krzywdę. Nie podejrzewaliśmy, że wymyślą sobie kolejną niebezpieczną zabawę. Nie wiem, jak to się stało, że Kuba zawisł na tej linie, ale jestem pewna, że nikt celowo mojego dziecka nie chciał skrzywdzić...

Jeżeli chcecie pomóc Kubie, możecie wpłacać pieniądze na konto Fundacji Jana Pawła II z siedzibą w Warszawie, przy Alejach Solidarności 147/33, na numer konta: 38 1950 0001 2006 0438 6690 0003. Darczyńcy zza granicy powinni użyć numeru konta PL 38 1950 0001 2006 0438 6690 0003. Adres banku to: Idea Bank S.A., ulica Przyokopowa 33, 01-208 Warszawa. W tytule przelewu należy wpisać "RCBWPLPW – darowizna", przyspieszy to zaksięgowanie przelewów zza granicy i oczywiście tu też trzeba dopisać "Pomoc dla Kuby Bernacika".


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklamabaner reklamowy
Reklama
Reklama
Reklama