Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama baner reklamowy
Reklama Reklama MAREX

Kłopoty za dobre serce

Pomaganie zwierzakom to wcale nie jest taka prosta sprawa. Przekonała się o tym pani Monika z Chełma, która popadła w konflikt z sąsiadami, ponieważ przygarnia bezdomne psy. - W bloku na osiedlu Kościuszki mieszkam od pięciu lat. Do tej pory uważałam, że mam miłych sąsiadów. Teraz wiem, że byłam w błędzie - mówi kobieta.
Kłopoty za dobre serce

Zwierzętom pomaga od dawna. Tak jak umie, jak podpowiada jej intuicja. Dzięki niej nowy dom znalazło już ok. 30 psów.

- Lubiłam to robić chyba od zawsze. Zajmowałam się młodymi ptakami, jeżami. Wieści szybko się rozniosły i ludzie coraz częściej zaczęli znosić do mnie zwierzaki, które potrzebują pomocy - opowiada pani Monika. -  Z końcem września z powodu chłodu i uwarunkowań, jakimi kierują się ogródki działkowe, byłam zmuszona wrócić do mieszkania w bloku.

Latem pani Monika wraz z córką i bezdomniakami oczekującymi na adopcję mieszkała w domku letniskowym na działce. Jesienią wróciła do domu z pięcioma psami. Nad trzema z nich sprawuje opiekę tymczasową, czyli są to zwierzaki do adopcji. Od tamtej pory zaczęły się jej kłopoty z sąsiadami.

- Nie podoba im się to, że mam pod opieką bezdomniaki. Zaczynają się złośliwości i posądzenia o to, że "moje" psy zanieczyszczają klatkę schodową. Jest to oczywiście nieprawdą, gdyż zwierzaki wyprowadzane są wyłącznie na smyczach i nie mają fizycznej możliwości zanieczyszczać pięter znajdujących się powyżej mojego mieszkania, a właśnie tam rzekomo znajdowane są odchody - tłumaczy nasza rozmówczyni. - Z mojej obserwacji wynika, że ktoś notorycznie zostawia otwarte drzwi od klatki schodowej, blokując je stopką. Po osiedlu biegają luzem psy mieszkańców, każdy z nich ma możliwość wejścia do otwartej klatki i załatwienia tam swoich potrzeb. Mimo że nasze psy zawsze wychodzą pod opieką i na smyczach, a także nikt nigdy nie widział, by biegały luzem, sąsiedzi  twierdzą, że to moja wina. 

Pani Monika zupełnie nie wie, skąd takie zachowanie. Niektórzy mają własne psy, inni mieli je wcześniej.

- Obecnie moja "działalność" jest źle widziana, nie podoba się ludziom to, co robię i to, że bezdomne psy znajdują pod moim dachem tymczasową opiekę. Doszło do tego, że celowo ktoś zanieczyszcza klatkę, sugerując, że zrobiły to moje zwierzaki. Ludzka złośliwość mnie zaskakuje. Kilka dni temu w pobliżu obfitej kałuży żółtej cieczy wywiesiłam na kartce coś w rodzaju oświadczenia, że w tym czasie, kiedy to się stało, moje psy były w domu. Kartka została zerwana - opowiada pani Monika.

Psy ponoć nie tylko brudzą, ale też śmierdzą i zakłócają ciszę. Pani Monika przekonuje, że to pomówienia. Zwierzaki są pod opieką, także weterynaryjną, zadbane, regularnie wyprowadzane.

- Nie rozumiem, dlaczego ludziom przeszkadza to, że ktoś pomaga bezbronnym istotom. Wiem jedno, że nie ulegnę i nie poddam się. Praca ze zwierzętami i pomoc, którą im oferuję, sprawiają mi wiele satysfakcji. Choć nie ukrywam, że kłótnie z sąsiadami kosztują mnie sporo zdrowia - dodaje pani Monika. - Nie chcę, żeby mi pomagali, ale żeby nie przeszkadzali w tym co robię.

Historia Wolfika nie jest spektakularna

Wolfik to kudłaty, wesoły, pozytywnie nastawiony do życia pies. Nie wiadomo dokładnie, ile ma lat, ale nie jest pierwszej młodości. Jednak jego energia i żywiołowość zupełnie na to nie wskazują. Waży około 11 kg – ale przez długą, puszystą sierść wygląda na większego, niż jest w rzeczywistości. Jest niezwykle miękka, wręcz jedwabna w dotyku.

- Historia Wolfika nie jest spektakularna – nie wyróżnia się niczym szczególnym, to historia bezdomności jakich wiele, jednak jego osobowość sprawia, że jest to naprawdę wyjątkowy pies - podkreśla pani Monika.

Wolfik kilka lat temu pojawił się w jednym z podkrakowskich schronisk. Został stamtąd zabrany do hotelu, który okazał się jednak niezbyt przyjaznym miejscem. Tego lata trafił do domu tymczasowego w Chełmie. Mimo swoich nieciekawych doświadczeń, pozostał bardzo pozytywnym psem – uwielbia towarzystwo człowieka i ciągle merda ogonem.

- Wolfik czeka na kogoś, kto wraz ze stałym domem ofiaruje mu swoje serce i dożywotnią opiekę. Najlepiej jakby trafił do domu z ogrodem, jednak gdyby opiekun zapewnił mu dużo ruchu i spacerów, bez problemu mógłby mieszkać też w bloku, bowiem doskonale zachowuje czystość i umie odnaleźć się w czterech ścianach - opowiada o swoim podopiecznym pani Monika.

 

Sari to w zasadzie psie dziecko

Mimo swojej sporej wielkości, jest to jeszcze szczenię – ma zaledwie 7-8 miesięcy. Przez długi czas widywano ją w towarzystwie psiej siostry w okolicach Łukowa – przemieszczały się przy ruchliwych ulicach. Potem na jakiś czas zniknęła. Jednak niedawno znów zaczęto ją tam widywać i szczęśliwie udało się ją złapać, zanim została rozjechana przez jakiś samochód. Trafiła do domu tymczasowego w Chełmie i tu dopiero dostała opiekę i ciepło.

- Początkowo Sari była zalękniona, nie ufała ludziom, jednak bardzo szybko przekonała się, że człowiek nie jest taki zły. Obecnie znów zachowuje się jak na szczeniaka przystało – skacze i cieszy się, bawi zabawkami, uwielbia biegać. Jest to bardzo otwarty psiak o niebanalnej urodzie. Jej sierść jest biała, na grzbiecie wpadająca w lekki beż. Ma pięknie stojące uszy i długie łapy - opisuje psiaka pani Monika.

Obecnie Sari ma niedowagę, gdyż nie miała łatwego życia jako bezdomniak – kiedy ją złapano, można jej było policzyć wszystkie żebra. Obecnie zaczyna powoli nabierać ciałka – waży około 13 kg, zaś docelowo powinna około 18 kg. Sari umie zachować czystość w domu i wie, do czego służy smycz.

Zarówno Sari, jak i Wolfik przed adopcją będą zaszczepione i wysterylizowane. Poszukujemy dla nich odpowiedzialnych domów, gdzie będą kochane i zadbane. Obowiązuje wizyta przed- i poadopcyjna oraz umowa adopcji. Psy nie zostaną wydane na łańcuch.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Ania 03.11.2016 16:03
Ta kobieta całe serce daje tym zwierzakom ale inni tego nie doceniają

Reklamafive kursy wakacyjne
Reklama
Reklamabaner reklamowy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama