Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama Bank Spółdzielczy

Chełm. Wciskał jej głowę w rosół, więc chwyciła nóż i wbiła mu ostrze w klatkę piersiową...

Trzymał ją za włosy i wpychał jej głowę do garnka z wrzątkiem. Nie miała siły, żeby się wyswobodzić. W zasięgu prawej ręki miała nóż, którym przed chwilą kroiła mięso i warzywa na zupę. To była jej jedyna szansa...
Chełm. Wciskał jej głowę w rosół, więc chwyciła nóż i wbiła mu ostrze w klatkę piersiową...

Autor: Freepik

Jolanta R., z zawodu księgowa, nie miała szczęścia do związków z mężczyznami. Jej pierwsze małżeństwo, chociaż trwało 15 lat i urodziło się z niego dwoje dzieci, od początku było jednym, wielkim nieporozumieniem. Mąż pił, zaniedbywał rodzinę. Rozstali się w 1981 r. Jolanta R. zabrała dzieci i przyjechała do Chełma, gdzie się urodziła i miała krewnych. Znalazła pracę, chciała rozpocząć nowe życie. Niestety, życie okrutnie z niej zadrwiło.

 

Dla trojga nie ma tu miejsca

W tymże roku podczas jakiegoś spotkania towarzyskiego u kuzynki poznała Cezarego T. Facet, jak facet, wygląd zwyczajny, niczym szczególnym się nie wyróżniał. Zamienili ledwie parę słów, a po spotkaniu szybko o nim zapomniała.

Niebawem związała się z niejakim Jackiem S., który pracował w tej samej instytucji. Podobnie jak Jolanta, miał za sobą nieudane małżeństwo. Koleżanki ostrzegały ją przed nim, mówiły, że to podrywacz, partnerki zmienia jak rękawiczki, ale nie posłuchała ich. Podejrzewała, że zazdroszczą jej przystojnego, energicznego Jacka. A ona go pokochała i wydawało jej się, że on to uczucie odwzajemnia.

Pobrali się. Zamieszkała z dziećmi u Jacka. Niestety, wkrótce na własnej skórze przekonała się, co to znaczy lekceważyć ostrzeżenia. Mąż ją na okrągło zdradzał z młodszymi i atrakcyjniejszymi kobietami. Cierpiała, roniła łzy, miała jednak cień nadziei, że Jacek się ustatkuje.

Ale tak nie było. Pewnego razu powiedział jej, że pomylił się, wiążąc się z nią. Już jej nie kocha, nie wie, czy w ogóle kiedykolwiek darzył ją miłością. Ale to nieważne. Poznał kobietę, z którą chce dzielić życie,

- A to oznacza, że musisz się wyprowadzić, bo dla trojga nie ma tu miejsca – oznajmił. Mieszkanie było jego, więc słowem nie zaprotestowała. Kilka miesięcy później sąd orzekł rozwód bez orzekania o winie małżonków. Jolanta znalazła się na lodzie – bez mieszkania, pieniędzy i nadziei, że będzie lepiej.

 

Mała stabilizacja

- Nie wiem, co robić, chyba najlepiej pójść się i powiesić – zwierzyła się z płaczem przyjaciółce – jednej z tych, które odradzały jej związek z Jackiem. Kobieta na końcu języka miała „a nie mówiłam”, ale nie chciała Jolanty dobijać.

Poradziła jej, żeby wyjechała z Chełma, gdzie znajomi drwiąco spoglądali na podwójną rozwódkę. - Księgowych wszędzie potrzebują, więc pracę z pewnością znajdziesz – dodała.

Jolanta R. uznała, że to dobry pomysł. Studiując prasowe ogłoszenia w sprawie pracy, natknęła się na ofertę firmy z Gorzowa Wielkopolskiego, która ją zainteresowała. W Chełmie nic ją już nie trzymało, dzieci były już pełnoletnie, żyły swoim życiem. Przeprowadziła się na drugi koniec Polski.

Przez blisko 10 lat pracowała w dobrze prosperującej spółdzielni produkcyjnej. Poznała wielu mężczyzn, z paroma łączyły ją bliskie stosunki, ale nie paliła się do zamążpójścia. Było jej jednak dobrze, miała nieźle płatną pracę, nadzieję na własne mieszkanie. Na samotność też nie narzekała.

 

Skąd my się znamy?

Troski powróciły z nastaniem lat 90. Wszystko się zmieniło. Nowa rzeczywistość zachwiała egzystencją milionów Polaków, Gorzowska spółdzielnia, do niedawna realizująca intratne zamówienia, znalazła się na krawędzi bankructwa. Zwolniono wiele osób, w tym Jolantę R.

Próbowała znaleźć nową pracę, niestety bez powodzenia. Niechętnie zatrudniano do biura kobiety po czterdziestce, pracodawcy woleli młode, zgrabne dziewczyny ze znajomością obsługi komputera i języków obcych.

Nie mając innego wyjścia, wróciła do Chełma. Ale w rodzinnym mieście o pracę było jeszcze trudniej. Wszystko drożało. Oszczędności, które jeszcze miała, topniały w przerażającym tempie. Zaczynało jej brakować na najpilniejsze potrzeby, tułała się po znajomych i krewnych, bez nadziei na znalezienie własnego kąta.

Pewnego razu – to był rok 1994 – poszła do koleżanki, która obiecała jej pomóc znaleźć niedrogą stancję. Zastała u niej mężczyznę, który wydał jej się znajomy. On też odniósł takie wrażenie.

Przypomnieli sobie gdzie i kiedy się już spotkali. Tak, to był ten burzliwy rok 1981 i impreza u kuzynki. Mężczyzna nazywał się Cezary T., był kilka lat starszy od Jolanty. Ale nie było tego po nim widać. Prawie nie zestarzał się przez tych kilkanaście lat i dlatego właśnie go poznała. Nagle poczuła do niego sympatię. Krótka wizyta u koleżanki przeciągnęła się do późnego wieczora.

W 1981 r. Cezary T. miał żonę i dwóch synów. Teraz, podobnie jak Jolanta, był sam, Przed dwoma laty żona go zostawiła, dzieci -  już dorosłe - zerwały z nim stosunki, bo uważały, że rodzina rozpadła się przez niego.

- A to przecież ona mnie zdradziła i znalazła sobie bogatszego – mówił ze smutkiem. Jolanta potakiwała współczująco. Sama przez to przechodziła, więc doskonale go rozumiała.

 

Nie wiedział, kiedy przestać

O tym, że nie powiedział jej całej prawdy, przekonała się, gdy było za późno. Tak bardzo doskwierała jej samotność, że z własnej woli wpadła w zastawioną pułapkę.

Po przypadkowym spotkaniu u koleżanki, poszła do niego do domu, spędzili razem noc. A potem oczarowana nim, została u niego na stałe. Cezary T. mieszkał w niedużym, ale ładnie utrzymanym domu przy ulicy Fabrycznej. Pracował w firmie remontowo-budowlanej, sprawiał przyzwoite wrażenie. Przez rok było im cudownie. Potem zaczęło się piekło.

Wiadomo – w budowlance nie wylewa się za kołnierz. Cezary T. nie był jednak alkoholikiem, który każdy dzień musi zakończyć flaszką. Miał już swoje lata, a zdrowie już nie to, co kiedyś. Na ogół unikał wyjść po pracy na piwo z kolegami, jednak od czasu do czasu szedł. Nikomu by to nie przeszkadzało, gdyby wiedział, kiedy przestać. A on jak zaczynał pić, nie potrafił się kontrolować. Budził się w nim demon.

Stawał się zaczepny i kłótliwy. Raz, wracając po libacji do domu, bez powodu rzucił się w autobusie na jakiegoś mężczyznę i pobiłby go, gdyby tamten go nie obezwładnił. Spędził noc w izbie wytrzeźwień, stanął przed kolegium do spraw wykroczeń. Obiecał solennie nie brać wódki do ust, ale co jakiś przydarzały mu się nieprzyjemne wpadki.

 

Bała się, że piekło powróci

Po pijanemu wyładowywał złość na Jolancie. Zaczął posuwać się do rękoczynów. Raz tak ją pobił, że przez tydzień miała siniaki na twarzy i wstydziła się wychodzić. Podczas innej awantury próbował ją udusić i groził jej nożem. Na drugi dzień przepraszał, całował ją po rękach i nogach, więc długo mu wybaczała.

Jednak już od dłuższego czasu miała wrażenie, że i ten związek z mężczyzną jest pomyłką. Po kolejnych sińcach podjęła decyzję, W obawie o życie postanowiła odejść od Cezarego.

Pod jego nieobecność spakowała rzeczy i tymczasowo zatrzymała się u przyjaciółki. Wybrała taką, której on nie znał. Jednak Cezary i tak się dowiedział, gdzie się przeprowadziła. Przyszedł z bukietem róż, płakał, mówił, że jest zerem i potworem, ale błagał na klęczkach, żeby do niego wróciła.

- Niech mi ręka uschnie, jak jeszcze raz cię uderzę. Zrozum, nie chciałbym być taki. To jest choroba, muszę zacząć się leczyć. Jak do mnie wrócisz, razem poszukamy dobrego psychiatry. Przysięgam, że się zmienię – obiecywał.

Ostatni raz mu wybaczyła. Przez kilka tygodni Cezary sprawował się bez zarzutu. Ani razu się nie upił. Zabierał Jolantę na spacery, raz byli na kolacji w restauracji hotelu Kamena. Nie zamówił dla siebie nawet piwa. Jednak czy takie zachowanie rzeczywiście oznaczało u niego chęć poprawy? Któregoś dnia przypomniała mu o jego obietnicy rozpoczęcia leczenia. Machnął lekceważąco ręką i zaczął się wykręcać.

- Szkoda pieniędzy. Wiesz, ile taki specjalista bierze za wizytę? I znajdź takiego, który naprawdę pomoże, a nie zedrze z ciebie kasę i nic nie zrobi – powiedział.

Odparła, że jakby się rozejrzeli, popytali znajomych, to może by znaleźli. Tak czy inaczej, powinien spróbować. Wtedy Cezary szybko zakończył rozmowę. Dręczyła ją myśl, że on wcale nie chce się zmienić, oszukuje ją. Bała się, że piekło powróci. I niestety przeczucie jej nie myliło.

 

Cienka granica obrony koniecznej

1 lipca 1997 r. Jolanta R. urządziła w domu imprezę z okazji urodzin. Zaprosiła kilkoro znajomych. Od rana szykowała w kuchni przysmaki. Cezary chodził do sklepu po składniki do sałatek i innych potraw, Gdy stawał koło niej, nie czuła w jego oddechu alkoholu. Była dobrej myśli.

Urodziny przebiegły spokojnie, w miłej atmosferze. Goście siedzieli do północy. Nazajutrz była piękna, słoneczna pogoda. Po południu postanowili wybrać się do kina. Jolanta zaczęła więc przygotowywać wcześniejszy obiad. Cezary oglądał w pokoju telewizję. W pewnym momencie zajrzał do kuchni.

- Jeszcze z piętnaście minut i będzie zupa – powiedziała. Ale on nie przyszedł w sprawie obiadu. Nagle przyskoczył do niej i uderzył ją w twarz. W oczach miał szaleństwo. - Ty szmato! - ryknął. - Widziałem wczoraj jakimi maślanymi oczami patrzyłaś na Krzyśka. Myślisz, że to ci ujdzie na sucho?

Próbowała mu wytłumaczyć, że nic jej nie łączy z tamtym mężczyzną. Po prostu Krzysztof opowiadał dowcip, który ją rozbawił. Ale Cezary nawet nie słuchał jej wyjaśnień. Znowu się na nią zamierzył i zadał jej pięścią tak silny cios, że mało nie upadła. A kiedy chciał ją uderzyć po raz trzeci, a ona się uchyliła, chwycił ją z tyłu za włosy i zaczął ciągnąć w stronę kuchenki, na której stał garnek z gotującym się rosołem.

Odległość jej twarzy od wrzątku z każdą sekundą zmniejszała się, para wydobywająca się z garnka zalewała jej oczy. Próbowała się wyrwać, ale nie miała dość siły. Zamglonym wzrokiem dostrzegła nóż, który leżał na blacie kuchennym. Kroiła nim marchewkę. Nóż był w zasięgu jej ręki, Uznała, że jest to jedyna szansa na uniknięcie strasznej śmierci.

Gdy mężczyzna puścił jej włosy, chwyciła nóż, obróciła się i wbiła mu ostrze w klatkę piersiową. Cezary T. otrzymawszy cios, jęknął, zachwiał się i runął na podłogę.

Jolanta R. pobiegła do sąsiadki i poprosiła ją o wezwanie pogotowia. Gdy kobieta dzwoniła, uciekła z jej mieszkania. Ukryła się w piwnicy. Cezary T. został przetransportowany do szpitala. Niestety, lekarzom nie udało się uratować mu życia. Zmarł w wyniku krwotoku, w następstwie ciosu zadanego nożem.

Jeszcze tego samego dnia Jolanta R. zgłosiła się na policję i przyznała się do śmiertelnego w skutkach zranienia partnera. Twierdziła, że nie chciała go zabić, zadała mu cios nożem, bo bała się, że on ją zabije albo okaleczy.

Odpowiadała przed Sądem Okręgowym w Lublinie, który uznał, że Jolanta R, odpierając atak Cezarego T., przekroczyła granicę obrony koniecznej, co doprowadziło do śmierci mężczyzny. Prokurator i sędziowie nie kwestionowali, iż w wyniku agresywnego zachowania partnera, oskarżona czuła się zagrożona, Stwierdzono jednak, że nie można mieć stuprocentowej pewności, że Cezary T. istotnie zamierzał wsadzić jej głowę do wrzącej zupy, czy tylko chciał ją w ten sposób nastraszyć. Zwłaszcza że w końcu puścił jej włosy. Wtedy właśnie otrzymał śmiertelne pchnięcie nożem. Jolanta R. została skazana na 4,5 roku więzienia.

Zmieniono personalia

Czytaj też inne kryminały Mariusza Gadomskiego:
ŻYWE I MARTWE. Zrobiła to, bo nie było jej stać na kolejne dzieci...

ŻYWE I MARTWE. Zrobiła to, bo nie było jej stać na kolejne dzieci...


Makabra w gminie Ruda-Huta. Pobity skonał... przez salceson

Katowali mężczyznę blisko 10 minut. Przestali dopiero wtedy, gdy ekspedientka ze sklepu zagroziła wezwaniem policji, jeśli się nie uspokoją. Pobitego nie dało się uratować. Zmarł na skutek rozległych obrażeń całego ciała. 

Makabra w gminie Ruda-Huta. Pobity skonał... przez salceson.


HRABINA W PAJĘCZEJ SIECI. Chełmska afera z udziałem znanych osobistości

Mogła z nim zerwać nie raz. Nigdy nawet o tym nie pomyślała. W sądzie tłumaczyła się strachem przed prześladowcą, który podobno był dla niej brutalny. Nie trzymał jej jednak pod kluczem. Odejść mogła w każdej chwili. Oprócz strachu chyba zadziałało coś, co wiele lat później nazwano syndromem sztokholmskim, oznaczającym przywiązanie ofiary do sprawcy.

HRABINA W PAJĘCZEJ SIECI. Chełmska afera z udziałem znanych osobistości


ZABILI DLA ZABAWY. Widok krwi tryskającej z ran wywoływał u nich dziką wręcz wesołość...

Nie nerwowe chichotanie jako reakcję na coś, czego by się nie spodziewali, lecz w pełni świadomy rechot. Jeden, drugi cios. Ja też chcę – więc i trzeci. To było "preludium". Ale nos pękł. A potem reszta...

ZABILI DLA ZABAWY. Widok krwi tryskającej z ran wywoływał u nich dziką wręcz wesołość...


TAJEMNICZA ŚMIERĆ NA GROBLI. Znalazł ich w szałasie. Mieli zmasakrowane głowy...

Nie dawali oznak życia. Skrzepnięta krew z ran zabarwiła surowe deski podłogi na kolor rdzawobrunatny. Obok wyciągniętej ręki jednego z chłopaków leżał pistolet.

 

TAJEMNICZA ŚMIERĆ NA GROBLI. Znalazł ich w szałasie. Mieli zmasakrowane głowy...


Gm. Leśniowice. TEŚĆ Z PIEKŁA . Nawet wdowa nie miała pretensji do zabójcy...

- Może były 4 ciosy, a może i 5. Dokładnie nie pamiętam. Chyba doznałem szoku. Wiem, że waliłem siekierą na oślep, a krew tryskała dookoła – wyjaśniał w sądzie oskarżony o zabójstwo. Mówił cichym, zawstydzonym głosem, jak gdyby sam nie chciał wierzyć w to, co zrobił.

Gm. Leśniowice. TEŚĆ Z PIEKŁA RODEM. Nawet wdowa nie miała pretensji do zabójcy...


SZLAK ZWYRODNIALCA Z REJOWCA FABRYCZNEGO. Kryminał M. Gadomskiego

Pociąg do Chełma odjeżdżał prawie za dwie godziny. Nie musiał więc się spieszyć. Szedł sobie spacerkiem, pogwizdywał, a wypita wódka przyjemnie szumiała mu w głowie. Oczami wyobraźni widział i podziwiał kuszące kształty Danuty. To było dla niego miłe, ale tej kobiety nie mógł nawet dotknąć...

SZLAK ZWYRODNIALCA Z REJOWCA FABRYCZNEGO. Kryminał M. Gadomskiego


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Asia 24.01.2023 00:28
Przemoc ma płeć, to kobieta.

Reklamabaner reklamowy
Reklama
Reklamabaner reklamowy
Reklama
Reklama
News will be here
Reklama
Reklama
News will be here
Reklama