Nie będzie chyba przesady w stwierdzeniu, że terenowy honker stanowi mieszaninę różnych, czasami bardzo skrajnych, uczuć. Niektórzy uwielbiają go za to, że powstał na bazie rozwiązań zaczerpniętych z żuka czy poloneza, a więc ikon polskiej motoryzacji, ale są i tacy, którzy uważają, że ten „prymityw” nigdy nie powinien wyjechać na drogi, a co dopiero służyć w wymagających, wojskowych warunkach. Zbudowano go w oparciu o rozwiązania stosowane w latach 70. i 80., które niejednokrotnie nie przystają już do wymagających standardów współczesnej motoryzacji. Piórowe resory, bębnowe hamulce, zawodne przełączniki, żyjąca własnym życiem instalacja elektryczna. Wiele do życzenia pozostawiały też silniki - na początku słabe, benzynowe, które zostały z czasem zastąpione przez jednostki wysokoprężne Andoria.
Na plus nie przemawiała też karoseria – słabo zabezpieczona i gięta na prostych giętarkach nie wytrzymywała często trudnych warunków, jakie stawiała honkerom polska aura.
Żeby pokochać ten pojazd, trzeba czegoś więcej, niż gorącej miłości do polskiej motoryzacji. Trzeba być „bożym szaleńcem”. Ale kto inny podbija świat i zdobywa obrane szczyty, jak nie tacy właśnie "szaleńcy"?
- Historią interesuję się od zawsze, od kiedy tylko pamiętam. I zawsze też miałem takie skryte marzenie, żeby zakupić jakiś wojskowy pojazd. Wybór padł najpierw na amerykańskiego willysa, ale po pewnym czasie pomyślałem, że byłby jednak niewystarczający do naszych działań. Jeep jest jednak bardzo mały. Wspólnie z kolegami poszukiwaczami myśleliśmy też o „czapajewie”, gazie 67, który rozpoznawalny jest ze służby w II Armii Wojska Polskiego. Ta opcja również odpadła ze względu na słabą dostępność części i rozmiar pojazdu. Rozważaliśmy też gaza 69. Ale, jak już wspomniałem, to poradzieckich pojazdów nie ma już praktycznie części, może gdzieś na Ukrainie. I tak powzięliśmy decyzję o tym, żeby zakupić właśnie honkera. Mój znajomy, mechanik, ocenił, że to prostu rozsądny wybór – wyjaśnia Fidler.
Ponieważ pasjonaci chcą organizować wycieczki dla dzieci i młodzieży, potrzebowali pojazdu, który byłby w stanie pomieścić dziewięć osób. Sprzedawcę honkerów, które służyły w Wojsku Polskim, pan Krzysztof znalazł w Poznaniu. Miał na placu kilkadziesiąt sztuk, więc należało wybrać taki egzemplarz, który będzie w stanie pokonać jeszcze wiele kilometrów.
- Sprzedawca deklarował, że może mi podstawić, za dodatkową opłatą oczywiście, auto pod sam dom, ale pomyślałem, że jednak pojedziemy po niego wspólnie z moją żoną. Mój mechanik trochę się ze mnie pośmiał, twierdząc, że najwyżej wrócę na lawecie, ale zachęcił jednocześnie, żeby spróbować wrócić na kołach. Taka przygoda (śmiech) – mówi o kulisach zakupu poszukiwacz.
Pierwsze „humory” auto zaczęło pokazywać już po 50 przejechanych kilometrach. Żona pana Krzysztofa, która asekurowała go, jadąc za nim, zauważyła, że nie działają kierunkowskazy. Także opony zaczęły się niebezpiecznie przegrzewać…
- Okazało się, że samochód był po prostu zastany, wymagał pewnej „rozgrzewki”. Hamulce były zardzewiałe. Był też problem z ładowaniem, dlatego instalacja działała raz dobrze, a raz źle. Zadzwoniłem do kolegi i poprosiłem o to, aby jednak wyjechał w naszym kierunku lawetą, aby w razie czego móc spokojnie wrócić do domu. Ostatecznie honker trafił na lawetę koło Radomia, ale cały odcinek z Poznania pokonał na kołach. To dobry wynik – zaznacza Fidler.
Dla poszukiwaczy liczył się też rodowód zakupionego pojazdu. Okazało się, że egzemplarz, który stanął ostatecznie na podwórzu Fidlerów, pochodzi z 18 Dywizji I Warszawskiej Brygady Pancernej. Dla „pancerniaków” z Sawina będzie więc jak ulał.
- Mamy tutaj w naszym gronie kolegę, który służy w wojsku i jeździł honkerami. Wyjaśnił mi, że zanim pojazd trafi do Agencji Mienia Wojskowego, to w różnych magazynach może stać nawet kilka lat. A w tym czasie mogą się z nim dziać różne rzeczy. Mogą być z niego zabierane różne części itd. Nad naszym egzemplarzem ktoś już pracował, ponieważ ma nowocześniejszy silnik, z iveco, inne, elektryczne siedzenia i nieco inne oświetlenie. Ktoś więc przy nim „dłubał”. A my go jeszcze doprowadzimy do dobrego stanu, dodamy wojskowy osprzęt i nadamy odpowiedniego charakteru – zapewnia poszukiwacz.
Żeby wiedzieć, jak wygląda służba w surowych, wojskowych warunkach, trzeba wsiąść do honkera. Pojazdu, który ma swój charakterystyczny „smak”, zapach i jest w stanie dostarczyć niezapomnianych wrażeń. I co z tego, że nie zawsze wszystko działa. I co z tego, że samochód nie ma klimatyzacji. Jeśli chce się przeżyć prawdziwą przygodę w gronie przyjaciół, to tylko w ten sposób. Tylko tak. Tylko we wnętrzu surowych blach.
- Chcemy, żeby nasze muzeum było żywe. Aby przemawiało, zwłaszcza do młodzieży, pewnym klimatem, atmosferą. Mamy nadzieję, że to naprawdę się uda. Wychodzę zresztą z założenia, że jeśli uderzać, to z całą mocą. Inaczej to wszystko nie ma sensu – twierdzi pan Krzysztof.
Czytaj także:








![Chełm. W ubiegłym tygodniu odeszli od nas... [30-11-2025] W ubiegłym tygodniu odeszli do wieczności. Ostatnie pożegnanie naszych bliskich. Nekrologi z Chełma i powiatu chełmskiego.](https://static2.supertydzien.pl/data/articles/sm-4x3-chelm-w-ubieglym-tygodniu-odeszli-od-nas-23-11-2025-1764493411.jpg)








Napisz komentarz
Komentarze