Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama
Tej nocy dusze wychodzą z czyśćca

Między światem żywych a umarłych. Zaduszkowe wierzenia południowego Podlasia

Na południowym Podlasiu przez stulecia śmierć była nie tylko końcem życia, lecz także początkiem innej drogi. W listopadowe wieczory, gdy mgły snuły się nad polami, wierzono, że dusze zmarłych powracają do swoich domów. Dla nich zostawiano strawę, modlono się i śpiewano, a każdy gest miał znaczenie. Dziś tamte zwyczaje zanikły, lecz pamięć o nich przetrwała w opowieściach mieszkańców Gnojna, Drelowa, Dołhobrodów, Huszlewa czy Janowa Podlaskiego.
Na południowym Podlasiu przez stulecia śmierć była nie tylko końcem życia, lecz także początkiem innej drogi.
Dawniej po zgonie zasłaniano lustra i zatrzymywano zegary. Czas miał się zatrzymać wraz z odejściem człowieka. W Cieleśnicy, Drelowie i Dołhobrodach otwierano drzwi i okna, by dusza mogła swobodnie odejść, a zmarłego obmywano w ciszy

Źródło: archiwum rodzinne Tadeusza Krzywdy, Bialska Biblioteka Cyfrowa; Paszenki, rok 1943, pogrzeb Józefa Zieńczuka

Jeszcze sto lat temu na południowym Podlasiu życie i śmierć przenikały się tak naturalnie, jak dzień i noc. W małych wsiach rozsianych między Bugiem a Parczewem ludzie wierzyli, że zmarli nie odchodzą całkiem – tylko przechodzą w inny wymiar istnienia. Trzeba im więc pomóc w tej drodze, odprawiając modlitwy, czuwania i rytuały, które miały zapewnić duszy spokój, a żywym ochronę przed nieszczęściem.

Obrzędy zaduszkowe i pogrzebowe, utrwalone w pamięci mieszkańców regionu, tworzyły niezwykły system wierzeń, w którym religia katolicka splatała się z dawną magią, a codzienność z mistyką. Każdy znak, dźwięk, gest miał znaczenie. Każda noc – zwłaszcza ta listopadowa – mogła być chwilą, gdy granica między światami stawała się cienka. We Wszystkich Świętych i Zaduszki świat żywych otwierał się na obecność zmarłych. I choć wiele z dawnych zwyczajów odeszło wraz z modernizacją wsi i zanikiem wspólnotowych obrzędów, wciąż można je odczytać z przekazów etnograficznych, wspomnień i starych kazań.

Na południowym Podlasiu wierzono, że w noc z 1 na 2 listopada dusze wychodzą z czyśćca i odwiedzają swoje dawne domy; źródło: Bialska Biblioteka Cyfrowa; cmentarz katolicki w Piszczacu, zdjęcie z 2003 roku

Śmierć chodzi po obejściu

Jeszcze na początku XX wieku i w pierwszych dekadach powojennych wierzono tu, że śmierć nie zjawia się nagle, lecz daje o sobie znać wcześniej. W Wyrykach (pow. włodawski), Włodawie i Cieleśnicy (pow. bialski) starsi ludzie opowiadali o znakach, które zapowiadały odejście: trzaskające drewno w piecu, stukot w kominie, samoczynnie otwierające się drzwi. Gdy pies zawył długo w nocy, a koń nie chciał wejść do stajni, mówiono, że „śmierć chodzi po obejściu”. Wrona krążąca nad dachem i sowy pohukujące przy oknie były zwiastunami, że w tym domu wkrótce ktoś umrze.

W ludowych wyobrażeniach śmierć miała postać kobiety w bieli, trzymającej kosę. Przychodziła nocą, nie przez drzwi, lecz przez komin. Jeśli stanęła przy nogach chorego, jeszcze można było go uratować, ale gdy pojawiła się przy głowie – ratunku już nie było. Tak opowiadano w Huszlewie (pow. łosicki). Dla wielu ludzi śmierć była więc nie tylko wydarzeniem biologicznym, ale istotą duchową, obecnością, której można było doświadczyć wszystkimi zmysłami.

W ciszy i świetle gromnicy

W chwili konania w domach panowała cisza. Gaszono ogień w piecu, odkładano narzędzia, nawet dzieciom nakazywano milczenie. Przy łóżku umierającego zapalano gromnicę – świecę poświęconą w święto Matki Bożej Gromnicznej. Jej światło miało odpędzać złe moce i wskazywać duszy drogę ku niebu.

Po zgonie zasłaniano lustra i zatrzymywano zegary. Czas miał się zatrzymać wraz z odejściem człowieka. W Cieleśnicy, Drelowie (pow. bialski) i Dołhobrodach (pow. włodawski) otwierano drzwi i okna, by dusza mogła swobodnie odejść, a zmarłego obmywano w ciszy. Wodę po umyciu wynoszono za płot i wylewano w róg ogrodu, tam, gdzie nikt nie chodził. Kobiety ciężarne nie mogły uczestniczyć w tym obrzędzie, by nie sprowadzić nieszczęścia.

Trumny zbijano z sosnowych desek, niekiedy nawet drewnianymi gwoździami, by „zmarły mógł się z sądu Bożego wydostać”. Do środka wkładano różaniec, obrazek, czasem tabakierkę lub laskę. Gdy umierała panna, ubierano ją w białą suknię i welon, jak do ślubu. Wierzono, że „śmierć przyszła za wcześnie, pomyliła wesele z pogrzebem”.

Pieśni o przemijaniu

Kiedy ciało złożono do trumny, zaczynały się czuwania, zwane „pustymi nocami”. W Drelowie, Hołownie (pow. parczewski) i Dołhobrodach sąsiedzi zbierali się już o zmierzchu, by śpiewać przez całą noc. Śpiewano pieśni żałobne o duszy odchodzącej w daleki świat, o rozstaniu z rodziną i ziemskim domem. W wielu wsiach znano wersję pieśni zaczynającej się od słów: „Żegnam cię świecie wesoły, już idę w śmiertelne popioły, rwie się życia przędza, czas mnie w grób zapędza”.

Śpiewano od czwartej po południu do północy. Pośrodku nocy następowała przerwa – skromny posiłek i herbata. Potem znów pieśni, aż do rana. Pieśniarki, głównie starsze kobiety, znały na pamięć dziesiątki zwrotek. Pieśni niosły w sobie naukę i przestrogę: że życie jest krótkie, a po śmierci czeka rozrachunek.

Jeszcze w latach 60. w Bordziłówce (pow. bialski) wspominano, że w czasie czuwania dzieci bawiły się wiórami spod trumny – cienkimi, jasnymi strużynami drewna, które stolarz zostawiał w środku jako miękkie posłanie dla zmarłego.

Ostatnia droga przez wieś

W dniu pogrzebu panował porządek ustalony od pokoleń. Trumnę wynoszono nogami do przodu, uderzając nią o próg – trzy razy, by zmarły pożegnał dom. Przed wejściem ustawiano chorągwie żałobne z kościoła, które miały oznajmić, że w tym domu ktoś odszedł.

Z Krzyczewa (pow. bialski) pochodzą opisy procesji, w których uczestniczyła cała wieś. Na czele szedł ksiądz z krzyżem, za nim organista i chór, dalej rodzina, sąsiedzi i znajomi. Nikt nie pozostawał w domu – „dziś jemu, jutro mnie” mawiano.

Ks. Szymon Pióro, proboszcz janowskiej parafii na przełomie XIX i XX wieku, zanotował w swoim spisie kazań, że zmarłych żegnano z powagą i bez pośpiechu. Nad trumną młynarza Franciszka Szummera mówił, że „nie ten dobrze czyni, kto spełnia rzeczy wielkie, lecz ten, który wiernie wypełnia obowiązki swego stanu”. Nad grobem Julii Kuczewskiej z Krzyczewa przypominał, że „najpiękniejszym pomnikiem zmarłych jest cnotliwe życie potomków”.

Po pogrzebie rodzina i sąsiedzi gromadzili się na stypie, zwanej też „żałobnymi obiadem”. W Janowie Podlaskim i okolicach trwała ona wiele godzin. Śpiewano pieśni o śmierci i przemijaniu, wspominano zmarłego. Alkohol pojawiał się rzadko, a rozmowy toczyły się powoli, przy świetle lampy.

W Dzień Zaduszny, po porannej mszy w kościele w ludzie szli na cmentarz, by modlić się przy grobach. Po powrocie zapalano świece w oknach – dla wędrujących dusz; źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe; obchody dnia Wszystkich Świętych na cmentarzu w Garwolinie w 1935 roku

Gdy dusze wracały do domów

Kulminacją całego cyklu obrzędowego były zaduszki. Na południowym Podlasiu wierzono, że w noc z 1 na 2 listopada dusze wychodzą z czyśćca i odwiedzają swoje dawne domy. W Gnojnie zostawiano dla nich kisiel owsiany, w Cieleśnicy chleb i mleko, a w Huszlewie – łyżkę kaszy. Miska z potrawą stała przez całą noc, z łyżkami w środku, by „dusze mogły się pożywić”.

W te dni obowiązywały liczne zakazy: nie wolno było wylewać wody po zmroku, by nie oblać przychodzących dusz, ani ubijać masła czy kisić kapusty, żeby ich nie „zadusić”. W Dzień Zaduszny nie załatwiano spraw urzędowych ani nie pożyczano pieniędzy – przynosiło to niepowodzenie.

Po porannej mszy w kościele w ludzie szli na cmentarz, by modlić się przy grobach. Po powrocie zapalano świece w oknach – dla wędrujących dusz. Wieczorem zasiadano wspólnie, by śpiewać pieśni i wspominać tych, których już nie ma.

Jeszcze w latach 50. XX wieku starsze kobiety mówiły: „W Zaduszki nie zamykaj drzwi, bo dusze przyjdą i będą patrzeć, kto o nich pamięta”. Te słowa dobrze oddają istotę dawnej wiary – że żywi i umarli należą do jednej wspólnoty, a pamięć o zmarłych utrzymuje równowagę między światami.

CZYTAJ TEŻ:


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklamabaner reklamowy
Reklamaprzystań
Reklama
Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: JoelTreść komentarza: Rozdawanie 500+ nie zwiększyło dobrobytu u ludzi, tylko go zmniejszyło. Rząd nie daje, tylko zabiera.Data dodania komentarza: 4.12.2025, 14:14Źródło komentarza: Pieniądze nie zwiększą liczby urodzeń. Trzeba  się otworzyć na inne rozwiązaniaAutor komentarza: TomcioTreść komentarza: Może warto przesuwać przetargi na wiosnę i latem robić remonty niż w grudniu. I tak macie szczęście, że pogoda jest na plusie i bez śnieguData dodania komentarza: 4.12.2025, 09:16Źródło komentarza: Chełm. Asfalt położą w grudniu? „Jeżeli temperatura będzie około zera, można”Autor komentarza: RobertTreść komentarza: Czy teraz Miasto zaciągnie kredyt na wkład własny? Bo ze słów prezydenta (o ile dobrze pamiętam) wynikało, że 100 mln wyda na bieżące potrzeby.Data dodania komentarza: 3.12.2025, 15:34Źródło komentarza: Ugoda w sprawie infrastruktury pod terminal intermodalny w Chełmie. Miasto przygotowuje kolejny przetargAutor komentarza: BezradnyTreść komentarza: To jakiś drogi ten tłuczeń bo cała podwyżka wyniesie ok.4150zł miesięcznie. To dwa samochody tłucznia miesięcznie.Data dodania komentarza: 3.12.2025, 11:11Źródło komentarza: Gm. Białopole. Otworzyli oferty śmieciowych ofert. Samorządowcy przeżyli szok.Autor komentarza: SuperTreść komentarza: Niech remontują. Najpierw trzeba trochę postać w korkach żeby było lepiejData dodania komentarza: 3.12.2025, 07:01Źródło komentarza: Chełm. Asfalt położą w grudniu? „Jeżeli temperatura będzie około zera, można”
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama