Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

Katastrofa, która się nie kończy

Awaria reaktora jądrowego w elektrowni atomowej w Czarnobylu była tragedią, której skutki nadal są odczuwalne. Wprawdzie zniszczony reaktor został niedawno zabezpieczony specjalną, wyjątkowo kosztowną arką (inwestycja pochłonęła 1,5 mld euro!). Niestety, nadal nie czujemy się dzięki temu bezpiecznie. Nie bez powodu.
Katastrofa, która się nie kończy

Samego wybuchu nie widziałam. Tylko płomień. Wszystko się jakby świeciło... Całe niebo... Wysokie płomienie. Kopeć. Straszliwy żar. A męża ciągle nie ma i nie ma. Dym był z sadzą, bo palił się bitum – dach elektrowni był zalany bitumem. Maż potem wspominał, że chodzili tam jak po smole (...). Strącali kopniakami gorący grafit – wspominała dzień katastrofy jedna z kobiet mieszkających niedaleko elektrowni w Czarnobylu. 

Ta relacja znalazła się w książce Swietłany Aleksijewicz pt. "Czarnobylska modlitwa". Kobieta, która spotkała się z jej autorką, była żoną strażaka. Gdy wybuchł pożar w pobliskiej, czarnobylskiej elektrowni, mężczyzna został wezwany do jego gaszenia. Nie wiedział – tak jak inni strażacy – z czym ma do czynienia. "Pojechali bez brezentowych skafandrów, tak jak stali – w samych koszulach. Nikt ich nie uprzedził, wezwano ich jak do zwykłego pożaru" – wspominała żona ukraińskiego strażaka. 

 Lugola i hiobowe wieści

Elektrownia jądrowa w Czarnobylu na Ukrainie była ogromnym kompleksem zabudowań. W jej skład wchodził także tzw. czwarty reaktor jądrowy. Przygotowywano go do remontu. Niektórzy jednak twierdzili (taka była wówczas pogłoska), że prowadzono tam w tym czasie tajne, wojskowe eksperymenty. Tak czy owak, w kwietniu 1986 r. doszło tam do potężnego wybuchu. Zniszczone zostały ściany reaktora wykonane z tysięcy ton zbrojonego betonu oraz jego dach. Na miejsce katastrofy natychmiast ściągnięto okolicznych strażaków oraz m.in. wojsko. 

Igor Kostin był w tym czasie fotoreporterem Agencji Prasowej "Nowsti" (swoje wspomnienia wydał w książce pt. "Czarnobyl, spowiedź fotoreportera"). Mieszkał w Kijowie. Gdy dowiedział się o wybuchu, wybrał się helikopterem na miejsce zdarzenia. Z niego robił zdjęcia. 

Zdawał egzamin na prawo jazdy pod wpływem alkoholu >> SPRAWDŹ <<

"Temperatura była bardzo wysoka, choć nie widzieliśmy płomieni" – wspominał Kostin. Automatycznie, jak zawsze by uniknąć refleksów na filmie, otworzyłem okienko. Kłąb gorącego powietrza wdarł się do kabiny helikoptera. Zaczęło się straszliwe drapanie w gardle. Było to nowe, nieznane dotąd uczucie". 

Emisja substancji promieniotwórczych trwała po katastrofie w elektrowni w Czarnobylu przez kilka dni. Miała ona niezwykłą skalę. Powstała wówczas potężna, radioaktywna chmura, która po pewnym czasie przesunęła się nad Europą Środkową oraz Finlandią i Szwecją. Komunistyczne władze ZSRR (Ukraina była częścią Związku Radzieckiego) starały się to wydarzenie ukryć. Bez skutku. 

"Wypadek w reaktorze nastąpił w nocy z piątku na sobotę (26 i 27 kwietnia). W poniedziałek w Szwecji odnotowaliśmy wzrost promieniowania. Skontaktowaliśmy się z szeregiem sąsiednich krajów, w tym z Polską, pytając, czy mieli awarię atomową" – wspominał Hans Blix, ówczesny, szwedzki polityk i dyplomata. "Rosjanie odpowiedzieli nam dopiero w poniedziałek wieczór, czyli cztery dni po wypadku". 

Hiobowe wieści szybko dotarły także na Lubelszczyznę. O katastrofie poinformowało Polaków Radio Wolna Europa. Potem tę wieść przekazywano z ust do ust.

– Przerażeni ludzie prowadzili swoje dzieci do przychodni zdrowia. Po co? Odtrutką na promieniowanie miał być podobno płyn Lugola. I tam go rzeczywiście podawano. W ten sposób, pośrednio, potwierdziły się wieści z Radia Wolna Europa  – wspomina pan Zbigniew (nazwisko do wiadomości redakcji) z Zamościa. – Trudno wspominać atmosferę tamtych dni... Ludzie panikowali. Boimy się zresztą do dzisiaj. 

 

Liźnięcie Czarnobyla

W skład Lugoli wchodził jod i jodek potasu. Ten roztwór wynalazł w 1829 r. francuski lekarz Jean Lugol. Początkowo odkażano nim rany i zadrapania. W Polsce zrobił on karierę po katastrofie w Czarnobylu. Roztwór miał chronić przed skutkami zetknięcia z "radioaktywną chmurą". Tzw. jodową akcję profilaktyczną przeprowadzono w kilkunastu województwach. Apelowano także do rolników o wstrzymanie wypasu bydła oraz o odwołanie 1-majowych pochodów. Były powody do obaw. Wprawdzie według badań Polskiego Instytutu Onkologii ilość zachorowań na nowotwory tarczycy nie wzrosła po 1986 r., ale nie wszystkich to jakoś przekonuje. 

– Pamiętam, że gdy doszło do katastrofy w Czarnobylu, byłem akurat na działce. Nie wiedziałem o tym wypadku na Ukrainie. Słońce prażyło, więc się opalałem. Skóra szybko zrobiła mi się jakaś podrażniona, za ciemna. To może tylko sugestia, ale czuło się, że coś dziwnego wisi w powietrzu, przychodzi ze słońcem... – wspomina 72-letni pan Franciszek. – Nas tylko ta katastrofa liznęła, ale wiele osób z nowotworami obwinia teraz o nie Czarnobyl. Myślę, że nie bez powodu... 

 Robotnicy biologiczni

Na Ukrainie oraz w całym ZSRR o awarii milczano. Dopiero trzy dni po katastrofie sowiecka "Prawda" napisała, że w Czarnobylu doszło do wypadku. Zapewniano jednak, że sprawą zajęła się rządowa komisja śledcza oraz "przedsięwzięto odpowiednie środki". Jak one wyglądały? Jeszcze dzień po awarii temperatura w uszkodzonym reaktorze wynosiła ok. 2440 stopni C. Naukowcy stwierdzili, że gdyby wzrosła do 2770 stopni, doszłoby do kolejnego wybuchu, który zdmuchnąłby wszystko w promieniu 500 kilometrów! Tak mogło się wydarzyć! 

Do akcji wkroczyli jednak ludzie, których nazywano "likwidatorami" lub w osobliwej, sowieckiej poetyce: "robotnikami biologicznymi". Byli to strażacy, żołnierze czy górnicy ściągnięci z całego ZSRR. Uprzątali m.in. radioaktywny gruz z różnych miejsc elektrowni (m.in. z dachu sąsiedniego bloku elektrowni). W jaki sposób? Nabierali go po prostu łopatami, a potem wrzucali w czeluść uszkodzonego reaktora lub tam skopywali. Przed skutkami promieniowania miały ich uchronić jedynie maski oraz środki ochronne, czyli np. pastylki z jodem.  

"Z powodu bardzo silnego promieniowania taka szychta trwała zaledwie 20-40 sekund" – zauważył Igor Kostin. "Przez ten czas dało się zrobić tylko jedną rundę z łopatą, potem trzeba było zbiegać w dół i szedł następny. W akcji, tam na górze, brało udział 3,5 tys. żołnierzy". 

Do uszkodzonego reaktora wsypywano także tony piasku oraz różne mieszanki, które miały "przykleić do ziemi" groźne, radioaktywne cząsteczki. Lano też beton. Zrzucano to wszystko głównie z helikopterów. Piloci tych maszyn musieli wychylać się z kabin, aby dokładnie trafiać w żarzący się otwór. Wielu tych ludzi mdlało podczas lotów (podczas "akcji" dochodziło do katastrof lotniczych). W takich warunkach wszyscy "likwidatorzy" cierpieli na chorobę popromienną. Udało im się w końcu zapanować nad "sytuacją". Jednak, jak pisał Kostin, tak naprawdę, nikt nie wiedział co się z nimi działo potem, czyli po skończonej akcji. 

Mąż rozmówczyni Swietłany Aleksijewicz trafił do szpitala. Tam po pewnym czasie zmarł. Taki los spotkał także wielu innych "likwidatorów". "Codziennie słyszę: umarł, umarł... Umarł Tiszczura. Umarł Titienok... Jak obuchem w głowę (...)" – opowiadała po latach żona ukraińskiego strażaka. "Kiedy wszyscy nasi poumierali, w szpitalu zrobiono remont. Oskrobali ściany, pozrywali parkiety i wynieśli... Stolarkę też". 

Arka nad reaktorem

Skutki katastrofy odczuli też mieszkańcy okolicznych miejscowości. Ewakuację oddalonego o ok. 20 km. od elektrowni miasta Prypeć zarządzono dopiero 5 maja. Wcześniej wielu miejscowych uczestniczyło w pochodzie 1-majowym. Taka uroczystość odbyła się także w Kijowie, oddalonym od Czarnobyla o ok. 150 km. Bawiono się także na festynach i wznoszono dziarskie okrzyki na cześć ZSRR. 

Władze tego kraju nigdy jednak nie ujawniły, jakie były prawdziwe przyczyny i skutki katastrofy. Uczciwie nie oszacowano też ilości ofiar tzw. akcji ratunkowej. Nie wiadomo, ile osób zmarło w wyniku choroby popromiennej. Uważa się, że mogło to być ok. 4 tys. osób ("likwidatorów" grzebano w tajemnicy, w cynkowych trumnach, które miały ograniczyć skażenie gruntu"). Nie ustalono także, o ile w całym dawnym ZSRR wzrosła ilość zachorowań np. na raka tarczycy (np. tylko na Białorusi przybyło ich prawie 10-krotnie). 

11 października 1991 r. doszło do kolejnej eksplozji w czarnobylskiej elektrowni. Tym razem wybuchł drugi reaktor. Potężna siła wyrwała jego dach, ale na szczęście nie wyciekł materiał rozszczepialny. Reaktor udało się wyłączyć, a w 2000 r. elektrownię zamknięto (pod presją zachodnich państw). 

Nadal nie była jednak bezpieczna. Dlatego pod koniec 2016 r. wybudowano nad zniszczonym, czwartym reaktorem nową osłonę. To ogromna, stalowa "arka" (niektórzy zwą ją sarkofagiem). Ma ona 257 m szerokości, 162 m długości i 108 m wysokości. Waży 36 tys. ton. 

Konstrukcja kosztowała aż 1,5 mld euro i powstała dzięki pomocy finansowej 40 państw, w tym Polski. Ma ona osłaniać reaktor przez ponad sto lat. Czy jednak cała elektrownia w Czarnobylu jest bezpieczna? Trudno w to jakoś uwierzyć...

 

Czarnobyl wciąż groźny!

Wieści o wielkim pożarze lasów w zamkniętej strefie wokół nieczynnej elektrowni jądrowej w Czarnobylu zaniepokoiły mieszkańców naszego regionu. Wraz z nimi pojawiły się bowiem pogłoski, że pożar wywołał podwyższone promieniowanie radioaktywne. Napięcie podbiły informacje, że apteki dostały dyspozycje dotyczące wydawania jodku potasu, czyli płynu Lugola. Czy coś nam grozi?

Władze Ukrainy dementowały te niepokojące informacje m.in. na oficjalnych, rządowych stronach internetowych. Zapewniano, że sytuacja jest pod kontrolą, a "promieniowanie w normie". Ostap Semerak, ukraiński minister ekologii przekonywał, iż kłamliwe pogłoski o podwyższonym promieniowaniu są rozpowszechniane przez niektóre, "rosyjskie media". Czy można mu wierzyć? 

– W latach osiemdziesiątych władze ZSRR też wszystkich uspokajały, że w Czarnobylu nic złego się nie dzieje. Jak było naprawdę, wszyscy wiemy – martwi się jeden z naszych Czytelników.  

Płoną drzewa w Czarnobylu

Wprawdzie po tragedii w 1986 r. czarnobylska elektrownia została zamknięta, ale nadal stanowi potencjalne zagrożenie, nie tylko dla Ukrainy. Nic dziwnego, że wieść o potężnym pożarze, który wybuchł 29 czerwca w kompleksie leśnym sąsiadującym z elektrownią jądrową, wywołała zaniepokojenie.  

Płomienie szybko się rozprzestrzeniły. Jak poinformowała ukraińska Państwowa Służba ds. Sytuacji Nadzwyczajnych, ogień został zaprószony "podczas prac prowadzonych przy budowie linii kolejowej". 

Ukraińskie władze zapewniały, iż podejmowane były "wysiłki na rzecz likwidacji" zagrożenia. Jak to wyglądało? Do akcji gaśniczej ruszyło ponad 120 strażaków. Nad czarnobylskim lasem pojawił się też samolot (niektóre media pisały o dwóch) i śmigłowiec gaśniczy. W stan gotowości postawiono także jednostki gaśnicze oraz inne służby w obwodach: żytomierskim i kijowskim.  

Ukraińskie władze dementowały wieści o podwyższonym promieniowaniu radioaktywnym w Czarnobylu i okolicy. Minister Semerak prosił też dziennikarzy, aby nie publikowali nieprawdziwych informacji. Jednak według pomiarów przeprowadzonych przez ukraińskie Ministerstwo Środowiska i Zasobów Naturalnych, poziom promieniowania w "zonie" wokół Czarnobyla wzrósł ponad 2,5-krotnie.  

1 lipca ukraińska Państwowa Służba ds. Sytuacji Nadzwyczajnych poinformowała, że pożar lasu został opanowany. 

 

Jodek potasu i obrona cywilna

 Nie wszystkich to uspokoiło. Z różnych przyczyn. Na przykład do zamojskich aptekarzy trafiło w ostatnich dniach pismo od dyrektora Wydziału Spraw Obywatelskich i Zarządzania Kryzysowego o wszczęciu postępowania administracyjnego "w sprawie przeznaczenia do wykonywania świadczeń osobistych na rzecz obrony cywilnej". Ma ono polegać na obowiązku wydawania tabletek jodku potasu "na wypadek zdarzenia radiacyjnego w czasie pokoju". 

Jodek potasu wchodzi w skład słynnego płynu Lugola, który podawano głównie polskim dzieciom po katastrofie w elektrowni atomowej w Czarnobylu. Nic dziwnego, że skojarzenia były jednoznaczne. 

– Pracuję kilka lat w aptece i takie dyspozycje dostaję po raz pierwszy. Koleżanki z innych placówek też są nimi zdziwione, zaskoczone. Mamy w magazynie apteki jodek potasu, ale na pewno nie jest on wystarczający na potrzeby większej grupy ludności – powiedziała nam jedna z aptekarek. – Dotychczas nie otrzymaliśmy innych pism w tej sprawie. Właściwie wiemy tylko tyle, co napisano w piśmie z UM, ale czekamy na dalsze dyspozycje. Sprawdźcie, co się dzieje.

Chełmskie farmaceutki były zaskoczone tymi wiadomościami. - Długo pracuję w tej branży, ale nigdy nie dotarły do mnie podobne informacje - powiedziała nam kierowniczka jednej z aptek. - Substancje takie, jak płyn Lugola są robione na zamówienie i wydawane tylko na receptę. Nie tworzymy w aptekach takich zapasów.  

Jak działa jodek potasu i w jaki sposób może zabezpieczać przed ewentualnym, szkodliwym promieniowaniem? – W organizmie ludzkim są receptory wychwytujące jod z powietrza (są np. w tarczycy) – tłumaczy farmaceutka. – Gdy dojdzie do skażenia promieniotwórczego, pobierają one jod radioaktywny i w ten sposób dochodzi do skażenia całego organizmu. Gdy podamy wcześniej nieskażony jodek potasu, jest szansa, że do negatywnych skutków nie dojdzie.

- Jeśli rzeczywiście doszło do skażenia ponad kilka dni temu, to picie płynu Lugola jest już spóźnione - dodaje inna rozmówczyni. - Niestety zawsze ukrywa się przed zwykłymi ludźmi takie sensacje...

 

Działania rutynowe

Czy są jednak powody do niepokoju? Dyrektor Wydziału Spraw Obywatelskich i Zarządzania Kryzysowego UM Zamość zapewnia, że pismo wysłane do aptekarzy nie ma żadnego związku z ostatnim pożarem w czarnobylskiej strefie zamkniętej.  – Nasze działania są rutynowe, przeprowadzane cyklicznie – zapewnia.

Wiceprezydent Chełma Józef Górny tłumaczy, że co roku samorząd ma obowiązek opracowania planu przygotowania służb na potrzeby obronne, m.in. dystrybucji tabletek jodku potasu. - Kiedyś stosowany był w przypadku skażenia płyn Lugola, teraz trzeba zabezpieczyć dla mieszkańców odpowiednią ilość tabletek. Są one przechowywane w zasobach wojewody - dodaje Górny. W razie potencjalnego zagrożenia radiacyjnego za ich dystrybucję odpowiedzialni są wybrani farmaceuci. 

Iwona Chlebicka, zastępca dyrektora Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego, odesłała nas z pytaniami na ten temat do rzecznika prasowego LUW.  – Takie mamy procedury. Proszę zwrócić się do rzecznika, my mu odpowiemy na piśmie, a potem informacja trafi do gazety – stwierdziła. 

 

Nie ma się czego bać

Prof. Andrzej Komosa z Zakładu Radiochemii i Chemii Koloidów UMCS w Lublinie także zapewnia, że nic nam nie grozi. – Skażenie w Czarnobylu jest teraz znacznie mniejsze niż tuż po katastrofie w elektrowni. Jednak promieniotwórcze pierwiastki przedostały się do gleby, a z niej do roślin rosnących na tym terenie – tłumaczy prof. Komosa. – Pożar lasu, do którego doszło pod koniec czerwca, może zwiększyć niebezpieczeństwo skażenia. Dotyczy to jednak najbliższej okolicy oraz może kilkudziesięciu metrów przestrzeni ponad lasem. To Polsce nie zagraża, bo niebezpieczne dla ludzi cząsteczki opadną lub już tak się stało. Także sama elektrownia w Czarnobylu raczej nie stanowi zagrożenia.

O tym, czy w jakimś rejonie naszego kraju występuje promieniowanie radioaktywne, możemy dowiedzieć się ze strony Państwowej Agencji Atomistyki (www.paa.gov.pl). W tej instytucji jest prowadzony tzw. dozór jądrowy oraz stały dozór sytuacji radiacyjnej w kraju.

 "W związku z pojawiającymi się doniesieniami dotyczącymi pożaru lasu, do którego doszło w pobliżu nieczynnej elektrowni jądrowej w Czarnobylu, informujemy, że nie ma w związku z nim zagrożenia radiacyjnego w Polsce" – czytamy w jednym z komunikatów. 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklamabaner reklamowy
Reklamaprzystań
Reklama
Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: FanpslTreść komentarza: Patrząc na tą radę to sukces że ta gmina jeszcze istniejeData dodania komentarza: 13.12.2025, 06:00Źródło komentarza: Gm. Białopole. Wójt zarobi więcej, ponieważ tak postanowił rząd. Podwyżkę otrzymali także inni samorządowcyAutor komentarza: EwelinaTreść komentarza: Mieszkam na Dyrekcji i mam małe dziecko któremu ten łomot nie jest potrzebny i jak mam je uśpić przy tym hałasie czy ktoś przemyślał ta decyzję chcecie robić proszę bardzo jest do tego amfiteatr a nie w środku Miasta gdzie mieszkają rodziny i ludzie starsiData dodania komentarza: 12.12.2025, 19:47Źródło komentarza: Wystrzałowy Sylwester w Chełmie jednak z TV Republika. Może kosztować 6 mlnAutor komentarza: ElvoTreść komentarza: Niby tak, ale weź pod uwagę koszty. Robienie referendum w każdej sprawie wyszłoby strasznie drogo.Data dodania komentarza: 12.12.2025, 13:24Źródło komentarza: W Chełmie ruszają wielkie przygotowania do sylwestra z TV Republika. Od 15 grudnia zamknięte ulice i zmiany tras autobusówAutor komentarza: Też mieszkaniecTreść komentarza: Wójt i radni zarabiają więcej ponieważ tak postanowili radni, a nie dlatego, że Rząd tak postanowił. Rząd zwaloryzował tylko maksymalne, a t tym samym i minimalne stawki wynagrodzenia w których dotychczasowe wynagrodzenie w średniej się znajdowało. Więc nie było obowiązku ich podwyższania a tylko prawo. A przecież to jedna z mniejszych gmin, a sukcesów jakoś nie widać.Data dodania komentarza: 12.12.2025, 10:34Źródło komentarza: Gm. Białopole. Wójt zarobi więcej, ponieważ tak postanowił rząd. Podwyżkę otrzymali także inni samorządowcyAutor komentarza: TomcioTreść komentarza: Żeby lekarze zarabiali po 100 tys zł.Data dodania komentarza: 12.12.2025, 09:05Źródło komentarza: Fatalna prognoza. Polski system ochrony zdrowia czeka zapaść
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama