Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama Stachniuk Optyk

Chełm: Zabójcza miłość - 25 lat więzienia

Bił i poniżał, ale tak bardzo kochał, że nie mógł bez niej żyć. Gdy postanowiła odejść, za wszelką cenę starał się, by zmieniła zdanie. Robił jej nagie zdjęcia, a potem szantażował, że je upubliczni. Gehenna kobiety trwała przez wiele lat. W końcu zamordował ją z zimną krwią - także z miłości. Dźgnął ją nożem w brzuch, a na jej ciele położył bukiet róż. Potem podciął sobie żyły i wyskoczył z okna na trzecim piętrze. Przeżył. Ale wszystko wskazuje na to, że większość lat, które mu pozostały, spędzi za kratami...
Chełm: Zabójcza miłość - 25 lat więzienia

W ubiegłym tygodniu zapadł wyrok w sprawie najbardziej szokującej zbrodni ostatnich lat, jaka miała miejsce 7 lipca 2016 r. w Chełmie przy ul. Mickiewicza. Sąd Okręgowy w Lublinie skazał w środę (28 marca) Przemysława K. na 25 lat więzienia. Dostał tyle, ile żądała prokuratura. Śledczy od początku nie mieli wątpliwości co do winy 44-latka. Wyrok nie jest jeszcze prawomocny.

Tyran w domowym zaciszu

Przemysław K., znany w Chełmie inżynier budowlany, nie był dobrym mężem. Jak ustalili śledczy, od kilkunastu lat znęcał się nad żoną Moniką, pielęgniarką w zakładzie karnym. Nie układało im się w zasadzie od samego początku. Bardzo często dochodziło między nimi do kłótni. Śledczy są przekonani, że Przemysław K. bił ją, wyzywał i poniżał. W 2006 roku, po jednej z awantur tak ją pobił, że musiała interweniować policja. Wówczas skończyło się na ostrzeżeniach. Agresor obiecywał poprawę.

Przez wiele lat zdesperowana kobieta nie była w stanie od niego odejść, tak ją omotał. Nie mieli dzieci. Ponoć ofiara domowej przemocy nie chciała, by cierpiały jak ona i patrzyły, jak tatuś bije mamusię.

Chełm w poważnym kryzysie? Tak wynika z raportu GUS [TUTAJ]

W 2016 r., po kolejnym pobiciu, policjanci założyli małżeństwu K. niebieską kartę. Monika w końcu postanowiła się rozstać z mężem tyranem. Przemysław nie mógł się jednak z tym pogodzić. Na dodatek podejrzewał żonę o romans. Śledził ją, straszył, że siebie i ją zabije, nękał ją SMS-ami, robił jej nagie zdjęcia, a potem szantażował, że pokaże je znajomym. W końcu złożyła pozew rozwodowy. Niedługo po tym doszło do tragedii...

19 róż, 19 lat małżeństwa

Dramat rozegrał się 7 lipca 2016 r. około godziny 18. Monika poszła do swojego mieszkania przy ulicy Mickiewicza, aby nakarmić koty. Mąż ponoć wyjechał. Miał być ze swoją firmą budowlaną w Warszawie. Nie podejrzewała, że czeka na nią i ma niecne zamiary.

Z akt sprawy wynika, że pomiędzy małżonkami doszło do kolejnej kłótni. Monika oświadczyła, że definitywnie odchodzi od męża. Ten chwycił za 30-centymetrowy kuchenny nóż i wbił jej w brzuch. 42-latka wykrwawiła się przed przyjazdem karetki pogotowia. Po zadaniu śmiertelnego ciosu Przemysław wyszedł jeszcze do pobliskiej kwiaciarni kupić bukiet. Po chwili wrócił do mieszkania i położył 18 białych róż i 1 czerwoną na wykrwawiającej się żonie. Miał być to symbol ich 19-letniego związku. Zaraz potem 44-latek próbował popełnić samobójstwo, podcinając sobie żyły w okolicy nadgarstka.

O tym, co wydarzyło się w bloku przy ul. Mickiewicza, dyżurnego Komendy Miejskiej Policji w Chełmie powiadomili znajomi małżeństwa. Poszli tam na prośbę nowego partnera kobiety. Wysyłał do niej w tym czasie SMS-y, bo mieli się niebawem spotkać. Zaniepokoiła go jedna pusta wiadomość. Koło godziny 18 w słuchawce usłyszał głos Przemysława K.: - Zabiłeś nas oboje...

Przejęty skontaktował się z bliskimi i znajomymi Moniki, którzy mieszkali w pobliżu. Poprosił, by poszli do mieszkania przy Mickiewicza. Gdy weszli, zobaczyli 44-latka siedzącego w fotelu. Palił papierosa i pił piwo. Kiedy ujrzał nieproszonych gości, poderwał się z miejsca, podbiegł do okna i wyskoczył. Przeżył skok z trzeciego piętra. W wyniku upadku doznał jednak poważnych obrażeń: złamał obydwie nogi, rękę, miednicę oraz kręgosłup. Do tej pory nie wrócił do zdrowia. Porusza się na wózku. Do Sądu Okręgowego w Lublinie na sprawy przywoziła go karetka pogotowia.

 

Winny – uznał sąd

Proces rozpoczął się w lipcu ub. roku. Podejrzany od początku nie przyznawał się do winy. Twierdził, że to żona trzymała nóż i wbiła go sobie podczas szarpaniny. Biegli, na podstawie ekspertyz, taką wersję zdarzeń wykluczyli.

Ze względu na charakter sprawy proces Przemysława K. toczył się za zamkniętymi drzwiami. Sąd postanowił jednak w środę upublicznić uzasadnienie rozstrzygnięcia.

- Przemysław K. postawił sprawę na ostrzu nożna. Dążył do ostatecznego rozstrzygnięcia. Nie godził się na kompromisy. Uznał, że wróci do niego, albo będzie niczyja – przytacza słowa sędziego dziennikarz "Dziennika Wschodniego" obecny na sali sądowej podczas uzasadnienia środowego wyroku. - Chwycił nóż i wymierzył cios w klatkę piersiową. Monika K. zasłoniła się ręką. Oskarżony wyprowadził wówczas kolejne pchnięcie w brzuch. Częściowo wydobył ostrze, obrócił je i ponownie wbił w ciało żony.

Dlaczego to zrobił? Biegli wskazali u niego cechy narcystyczne i dysfunkcyjne. Stwierdzili, że bardzo źle znosił krytykę i odrzucenie. To powodowało u niego upokorzenie, pustkę, wściekłość i napady agresji. Nie uznawał kompromisów. Monika miała być jego albo niczyja. Zdaniem sądu, zabójca w czasie procesu zachowywał się teatralnie, a jego skrucha była niewiarygodna. Obrońca przekonywał, że Przemysław K. naprawdę żałuje tego, co zrobił. Zapowiedział złożenie apelacji, bo wyrok nie jest jeszcze prawomocny. Rodzina ofiary też nie jest do końca zadowolona z rozstrzygnięcia sądu.


Teraz czytane:

Obwodnica Chełma o krok od budowy


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklamabaner reklamowy
Reklama
Reklamabaner reklamowy
Reklamabaner reklamowy
Reklama
News will be here
Reklama
Reklama
News will be here
Reklama