- To były dla nas, pasażerów, ogromne emocje - wspomina poniedziałkową podróż nasza czytelniczka. - W autobusie było ok. 40 osób, w tym ok. dziesięcioro dzieci.
Autokar wyruszył z Krakowa punktualnie. Nic nie wskazywało na to, że będą jakiekolwiek problemy. Gdzieś w pobliżu Zawichostu jeden z pasażerów zgłosił kierowcy, że na końcu autobusu czuć zapach benzyny. Po chwili pasażerowie zobaczyli kłęby dymu. Zapalił się tylny silnik.
- Kierowca natychmiast się zatrzymał i kazał wszystkim uciekać z autokaru. Część osób została, aby zabrać bagaże, ja w pośpiechu opuściłam pojazd - relacjonuje nam kobieta. - Staliśmy w szczerym polu. Kierowcy zaczęli gasić pożar, ktoś wezwał straż pożarną, przyjechała policja. Były też chwile grozy, kiedy ktoś stwierdził, że w autobusie zostało jedno dziecko. Okazało się, że opiekunka wyszła tylko z dwójką maluchów, choć miała pod opieką trójkę. Chwilę potem wiadomo już było, że trzecie dziecko też wyszło z autokaru.
Autobus nie nadawał się do dalszej jazdy. Kierowcy byli bardzo zdenerwowani, ale robili co mogli, aby ostudzić nastroje. Pasażerowie otrzymali informację, że przyjedzie transport z Sandomierza, który dowiezie wszystkich do... najbliższej stacji benzynowej.
- Przywieziono nas na stację w Zawichoście. Dobre i to, bo można było chociaż skorzystać z toalety i kupić coś do jedzenia, ale usiąść już nie było gdzie. Koczowaliśmy na bagażach, oczekując na zastępczy autobus, który jechał do nas z Chełma - relacjonuje kobieta. - Było po godz. 19, nadciągała burza. Nie rozumiem, dlaczego przewoźnik nie mógł dogadać się z Sandomierzem w kwestii zastępczego autokaru do końca trasy. Na szczęście, chociaż burza nas oszczędziła.
Pasażerowie dotarli do Chełma z kilkugodzinnym opóźnieniem. Nie doczekali się żadnych przeprosin ze strony przewoźnika.
- Jeżdżę tą trasą bardzo często. Pierwszy raz miała miejsce taka sytuacja. Ale uważam, że pomoc pasażerom powinna być zorganizowana inaczej. Trzy godziny koczowania z bagażami to, zwłaszcza dla osób podróżujących z dziećmi, niezbyt komfortowa sytuacja - tłumaczy.
Próbowaliśmy porozmawiać na temat zdarzenia z przedstawicielem przewoźnika, jednak w piątek nikt nie odbierał telefonu. Do sprawy wrócimy.
Napisz komentarz
Komentarze