Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

Ogień zrujnował im życie

Gdy pani Krystyna podjechała samochodem pod swój dom, nad dachem strzelały wysokie płomienie, a z okien i drzwi buchał czarny dym. Wokół uwijali się strażacy. Na ten widok ośmioletnia Kasia zaczęła piszczeć, a teściowa pani Krystyny złapała się za serce. Na ratowanie dobytku było już za późno...
Ogień zrujnował im życie

- Co było robić? Zawróciłam samochód i pojechałam do rodziny męża, która mieszka niedaleko - opowiada pani Krystyna z Kolonii Raciborowice.

 

Z okien już szedł dym

Pożar w domu państwa Kras wybuchł w ubiegły poniedziałek. Mężczyźni byli w tym czasie w lesie, a gospodyni z dziećmi i teściową u okulisty w Chełmie. Trochę czasu im to zajęło. Najpierw czekali w kolejce, potem trzeba było wybrać rocznej Martynce okularki. Potem jeszcze zrobili zakupy do domu. Nikt nie pomyślał nawet, że może im się przytrafić takie nieszczęście i nie będzie już gdzie postawić zakupów i zasiąść jak zwykle do kolacji.

Pierwszy do domu wrócił gospodarz, pan Janusz. Otworzył drzwi, ale do środka nie wszedł. Buchnęły na niego gorące płomienie. Natychmiast wezwał strażaków. Jego niepełnosprawny, dorosły brat chciał wbiec do domu, żeby ratować swoje leki. Strażacy mu na to nie pozwolili. W środku stały dwie butle z gazem, w każdej chwili mogły wybuchnąć.

- Jedną butlę strażacy zaraz wynieśli z płomieni, drugiej nie mogli znaleźć. Musiałem im tłumaczyć, gdzie stoi. Kilka razy po nią wracali. Meblościanka się zawaliła, a butla z gazem była za nią... - opowiada pan Janusz.

 

Niczego nie uratowali

Pierwsi na miejscu byli strażacy z OSP w Białopolu. W wozie mieli 2,5 tys. litrów wody. Trzy strumienie jednocześnie puszczone z wężów nie zagasiły pożaru. Na chwilę wody zabrakło i nie było skąd jej nabrać. Przez pożar nie było prądu, nie działały pompy, nie było ciśnienia w hydroforni. Ochotnicy pojechali do Białopola, żeby napełnić zbiornik. Do gaszenia przystąpili strażacy z Chełma. Dopiero gdy elektrycy odcięli prąd od płonącego budynku, można było uruchomić pompy w hydroforni. Strażacy nabierali wodę z hydrantów. Dogaszali zgliszcza. Drewniana część domu spaliła się niemal doszczętnie. Nie ma dachu, okiem, drzwi. Z pogorzeliska sterczą zwęglone meble. Z dobudówki, która powstała dziewięć lat temu, ocalały tylko ściany.

- Akcja trwała cztery godziny. Wzięły w niej udział dwa zastępy PSP z Chełma i trzy OSP z Kolonii Raciborowice, Białopola i Żmudzi. W sumie na miejscu pracowało 24 ratowników - wylicza Wojciech Chudoba, rzecznik prasowy PSP w Chełmie.

Strażacy oszacowali straty na około 150 tys. zł. Wstępnie ustalili, że przyczyną pożaru było zwarcie instalacji elektrycznej.

 

Zostali z niczym

Gospodarz tak się zdenerwował pożarem, że trzeba było wzywać do niego karetkę pogotowia. Widok płonącego domu dla każdego byłby ciężkim przeżyciem, a on ma poważne problemy ze zdrowiem.

- Nasz majątek mamy teraz w samochodzie. Na szczęście, jak jechałam do miasta, zabrałam spacerówkę. Mieliśmy przy sobie najważniejsze dokumenty, prawo jazdy, dowód osobisty - mówi pani Krystyna.

W części drewnianej, obmurowanej cegłami, mieszkała pani Krystyna wraz z mężem i  dwójką dzieci. Tuż obok, w murowanej przybudówce, jej schorowana teściowa z niepełnosprawnym synem. Tymczasowo znaleźli lokum u bliskiej rodziny. Jest tam jednak zbyt ciasno, żeby mogli zostać na dłużej.

- Nie liczymy na luksusy, ale nie chcemy się też rozdzielać. Matka i brat potrzebują stale naszej pomocy i opieki. Trudno jest znaleźć coś dla tak dużej rodziny - mówi pan Janusz.

Współczujemy i pomagamy

Z pomocą pogorzelcom pośpieszyli znajomi i sąsiedzi oraz miejscowi strażacy ochotnicy. Już na drugi dzień pojawiły się na Facebooku informacje z prośbą o podstawowe rzeczy dla poszkodowanych: ubrania, kaszkę dla dziecka, pampersy. Dary zbierano nawet w Hrubieszowie.

- Od samego rana pracuje w gminie zespół kryzysowy. Byliśmy na miejscu i - naszym zdaniem - budynek nie nadaje się ani do zamieszkania, ani do remontu - ocenia sekretarz gminy Waldemar Szykuła.

Władze gminy zaproponowały pogorzelcom dwa rozwiązania. Jeśli zechcą udostępniony zostanie im budynek szkoły w Teresinie. Możliwe jest też, że gmina pomoże w wynajęciu jakiegoś domu w pobliżu ich gospodarstwa rolnego. Decyzja w tej sprawie zapadnie na poniedziałkowej sesji rady gminy.

- Przyznaliśmy już tej rodzinie jednorazowy zasiłek okresowy - dodaje sekretarz.

Jeśli pogorzelcy otrzymają odszkodowanie z ubezpieczenia za spalony dom, być może w przyszłości staną na nogi i kupią jakiś domek w okolicy. Na razie nie mają nic, a muszą także zapewnić opiekę i jedzenie zwierzętom. Zajmują się też m.in. małym pieskiem, którego nazwali Jeżyk. Ktoś go wyrzucił na mróz w Boże Narodzenie. Przygarnęli go, ale znów stracił dom... Maluch mieszka tymczasowo w oborze.

 

Osoby, które chciałyby wesprzeć  pogorzelców mogą  wpłacić pieniądze na konto: BS Białopole: 21 8202 0006 0000 0146 3000 0010 z dopiskiem "Pomoc dla Pogorzelców" Dary rzeczowe - m.in. trwałą żywność, mleko NAN 3, pampersy rozm. 5, karmę dla psa, można też przekazywać za pośrednictwem naszej redakcji lub urzędu gminy Białopole.

 



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
gość 06.02.2017 12:30
Szkoda tej rodziny. Strata całego majątku zawsze jest tragedią

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama