Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama Bank Spółdzielczy

Chełm. Pielęgniarki mówią, że traktuje oddział jak prywatny folwark...

Osiem osób z personelu jednego z oddziałów chełmskiego szpitala zarzuca kierowniczce uporczywe nękanie. W piśmie do dyrekcji szpitala piszą, że taka sytuacja "wpływa bezpośrednio na atmosferę oddziału i jakość wykonywanych czynności, co w konsekwencji przekłada się na bezpieczeństwo pacjentów". - Zachowanie pani kierownik niszczy nie tylko nas... - mówi jedna z pielęgniarek.
Chełm. Pielęgniarki mówią, że traktuje oddział jak prywatny folwark...

Źródło: szpitalchelm.pl

 Ze łzami w oczach panie opowiedziały nam o trwającym na oddziale - według nich - od dawna uporczywym nękaniu i zastraszaniu. Twierdzą, że na co dzień spotykają się z obraźliwymi komentarzami, uwagami czy też niesmacznymi żartami. Codziennością mają być podobno też oskarżenia rzucane przez przełożoną w stronę personelu.

- Pani kierownik notorycznie wmawia nam, że kradniemy rękawiczki i pampersy. Rzekomo podjeżdżamy wieczorami od strony kuchni i je wywozimy. Tylko pytanie - po co miałybyśmy to robić? Co ja mam niby zrobić z tymi pampersami? - mówi jedna z pielęgniarek.

Podejrzewając personel o kradzież pampersów i rękawiczek, kierowniczka zaczęła je "wydzielać".

- Usłyszałam, że "skoro kradniemy, to będziemy gówno spod paznokci wyciągać" - mówi nam roztrzęsiona kobieta.

- Kiedy wróciłam z urlopu z zagranicy, okazało się, że jednej z pacjentek skradziono słodycze. Pani kierownik stwierdziła publicznie, że to moja sprawka i nakazała mi je odkupić i oddać oraz ją przeprosić. Tyle że one zginęły, kiedy ja byłam na urlopie! Wtedy coś we mnie pękło. W końcu się postawiłam i odmówiłam wykonania tego polecenia. W konsekwencji kilkanaście minut później zostałam wezwana do dyrekcji „na dywanik”, bo wpłynęła do niej skarga od kierowniczki, jakobym jej ubliżyła publicznie... - opowiada druga z kobiet.

Podnoszony jest też problem urlopów. Słyszymy, że kiedy pracownicy potrzebują dnia wolnego, wypisując wniosek tydzień przed planowanym urlopem, dostają odpowiedź, że mogą otrzymać jedynie „urlop na żądanie”. Jedna z pielęgniarek wspomina, że udało jej się zamienić na dyżury z koleżanką, gdyż chciała uczestniczyć w pogrzebie bliskiej osoby. Po tej zamianie, podczas składania raportu z dyżuru, wypytywano ją o imię i nazwisko zmarłego, stopień pokrewieństwa oraz miejsce i godzinę pogrzebu…

Pracownicy oddziału czują się bezsilni. Kobiety twierdzą, że przez tę sytuację nabawiły się poważnych i długofalowych psychologicznych schorzeń. Wiele osób, z którymi rozmawialiśmy, zapewnia, że leczy się u lekarzy psychiatrów oraz korzysta z pomocy psychologów.

- Gdy jadę do pracy, łzy napływają mi do oczu. Przed pracą czuję ogromne zdenerwowanie. Nie mogę spać w nocy, biorę leki, ale i to nic nie daje. Od prawie roku leczę się u psychologa, zresztą nie tylko ja... Prawie każda z nas... - słyszymy od jednej z kobiet.

Z relacji naszych rozmówczyń wynika, że jednym z narzędzi zarządzania odziałem i personelem przez panią kierownik jest "karanie". Grafik układany jest w sposób jawnie dyskryminujący osoby uporczywie nękane. Na dyżury nocne i świąteczne (lepiej płatne) "trzeba sobie zasłużyć".

- Wśród pracowników oddziału są też "perełki" - tak swoje donosicielki nazywa pani kierownik. To one dostają znacznie więcej dyżurów świątecznych i nocnych. A za nami kierowniczka chodzi jak cień i non stop podważa nasze kompetencje. Mówi do nas przy pacjentach czy studentach (nie wspominając o pozostałych pracownikach) wprost: - Ty tumanie! - Skoro jesteśmy takimi tumanami, to dlaczego zmusza nas, abyśmy, nie posiadając uprawnień, robiły pomiary glikemii i autoryzowały je swoim podpisem i imienną pieczątką, grożąc przy tym, że jeżeli nie wykonamy polecenia, to stracimy pracę... -  mówi kolejna z pracownic szpitala.

Inna z pielęgniarek dodaje, że nie wszyscy z oddziału zasługują na przerwy podczas 12-godzinnego dyżuru. Tylko wspomniane "perełki" mogą napić się kawy czy zjeść kanapkę.

- Jak tylko zobaczyła, że wchodzę do kuchenki, to poszła do sali i zadzwoniła dzwonkiem pacjentki, dodając komentarz: "zobaczymy, który piesek szybciej przyleci". Tak mi powiedziała pacjentka, która to słyszała - opowiada pielęgniarka.

Na oddziale podobno regularnie zwoływane są zebrania personelu. Mają one służyć szkoleniu pracowników. Jak jednak wynika z opowieści personelu, służą one bardziej dręczeniu i upokarzaniu. 

- Szkolenie trwa może kwadrans, niech nawet będzie, że pół godziny, a później 2-3 godziny wyzywania. Ta kobieta potrafi stanąć na środku sali, wymienić moje imię i nazwisko, i nazwać mnie niekompetentnym brudasem. Ja pracuję w szpitalu 12 lat... Wcześniej nikt nie zarzucił mi niekompetencji, a teraz jestem obrażana przy koleżankach, przy studentach, a nawet przy pacjentach - żali się pielęgniarka.

Nasuwa się pytanie, kto opiekuje się pacjentami, podczas gdy cały personel jest na zebraniu? W odpowiedzi usłyszeliśmy: salowe.

Dyplomowane pielęgniarki twierdzą też, że kierowniczka wydaje polecenia, które - według nich - działają na szkodę pacjentów. Niektórzy z nich bowiem nie powinni być sadzani, a są. Pielęgniarki i opiekunki mimo początkowego sprzeciwu, w końcu uginają się pod presją wywieraną przez przełożoną.

- Kazała mi wywieźć na spacer pacjenta na leżaku, kiedy się sprzeciwiłam, usłyszałam, że "skoro mam komornika i sama wychowuję dziecko, to chyba potrzebna mi ta praca?" Cóż było robić... Spacerowałam po korytarzu z pacjentem na łóżku... - słyszymy od szlochającej kobiety.

Zdesperowany personel powiadomił o zaistniałej na oddziale sytuacji naczelną pielęgniarkę, dyrekcję szpitala oraz związki zawodowe. W listopadzie wpłynęło do szefostwa szpitala pismo w sprawie odwołania pani kierownik. "Powodem naszej prośby jest niemożliwość właściwej współpracy, ze względu na uporczywe, niesłuszne, długotrwałe nękanie, deprecjonowanie kompetencji i wykształcenia personelu, co wpływa na jakość wykonywanych czynności ze względu na powstały stres oraz poczucie stałego zagrożenia". Kobiety zapewniały w nim, że gotowe są na osobiste potwierdzenie przedstawionych zarzutów przed dyrekcją szpitala.

Skontaktowaliśmy się z panią kierownik, by ustosunkowała się do tych zarzutów i wyjaśniła, w czym - według niej - tkwi problem, bo bez wątpienia jakiś jest. Jednak odmówiła nam komentarza i odesłała nas do dyrekcji szpitala.

Zapytaliśmy więc szefostwo placówki o tę niepokojącą sytuację na oddziale i działania podjęte w celu rozwiązania problemu.

- W grudniu powołana została komisja antymobbingowa do rozpatrzenia skarg pracowników zakładu. Do zadań komisji należy ustalenie, czy skarga jest zasadna, czy wystąpiło lub występuje zjawisko mobbingu. W chwili obecnej komisja wysłuchuje wyjaśnień pracowników oraz kadry kierowniczej. Z pracy komisji zostanie sporządzony protokół końcowy - odpowiedziała nam dyrekcja Samodzielnego Publicznego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Chełmie.

Z naszych ustaleń wynika, że Urząd Marszałkowski Województwa Lubelskiego, któremu podlega szpital, nie ma żadnej wiedzy na temat opisanych sytuacji.

- My wszystkie dostałyśmy zgodę na przeniesienie na inne oddziały, ale nie mogą nas przenieść, bo nie będzie komu tutaj pracować. Myślą, że jak się przeniesiemy, to zamkną nam usta i sprawa zostanie "zamieciona pod szpitalny dywan", a pani kierownik nadal będzie traktować oddział jak prywatny folwark. Chcemy złożyć zbiorowy pozew przeciwko pani kierownik. Nie wiemy, co orzeknie komisja antymobbingowa, ale liczymy, że nasz głos w końcu zostanie wysłuchany...

Czytaj także:


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
P.P. 17.01.2024 14:55
Co za bajki i brednie. Historie nacitągane tylko po to żeby postawić na swoim, ile rodzin chwali za opiekę w zakładzie ZPO i wystarczy spojrzeć na poprzednie lata jaka była umieralność pacjentów...teraz to nawet nie ma co porównywać. Do pomiarów glikemii nie trzeba mieć "specjalnych uprawnień" bo każda pielęgniarka po szkole odbiera prawo wykonywania zawodu i to jest jej uprawnienie, to podstawy poza tym każdą wykonaną czynność należy autoryzować ale tego mówić nie trzeba. Słabą mają wiedzę Panie pielęgniarki po 12 latach pracy w zawodzie. Współczuję pacjentom i Pani Kierownik i Oddziałowej bo zapewne nie tylko one mają zszargane nerwy i psychikę.

Medyk 16.01.2024 21:54
Walczcie. A perełki niech pamiętają, że karma wraca. Szkoda słów na kierowniczkę. Toksyczna osoba będzie toksykiem do końca życia. I oby jej na starość nikt pampersów nie wydzielał.

E.E.Groenen 02.02.2024 05:47
Pokaż swoje zdjęcie lub podaj swoje imię a nie ukrywaj się pod pseudonimem

Reklama
Reklama
Reklamabaner reklamowy
Reklamabaner reklamowy
Reklama
News will be here
Reklama
Reklama
News will be here
Reklama