Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama baner reklamowy
Reklama Stachniuk Optyk

Gm. Sawin. Mieszkańcy Łukówka są „za”, a nawet „przeciw”... budowie toru motocrossowego

Ta słynna, polityczna fraza wydaje się doskonale obrazować złożoność problemu, jaki narósł wokół pomysłu utworzenia toru motocrossowego na działkach, gdzie funkcjonowało wyrobisko piasku. Do tej pory władze gminy i sołtys miejscowości przekonywali, że mieszkańcy przyklaskują tym planom i są do nich entuzjastycznie nastawieni. Okazuje się jednak, że prawda na temat Łukówka jest zupełnie inna...
Gm. Sawin. Mieszkańcy Łukówka są „za”, a nawet „przeciw”... budowie toru motocrossowego
zdjęcie ilustracyjne

Źródło: Pixabay

Złożyli protest, bo wcale się nie zgadzają

Dlaczego? Ponieważ 2 czerwca, czyli na pięć dni przed sesją absolutoryjną, mieszkańcy miejscowości złożyli w urzędzie gminy pismo zawierające protest wobec planów samorządu. Podpisało się pod nim 20 właścicieli gruntów i mieszkańców Łukówka. Nie trudno domyślić się, że twórcy protestu nie tylko nie są zwolennikami utworzenia toru, ale więcej – uważają, że te plany uderzają w ich żywotne interesy. Mieszkańcy i właściciele gruntów położonych w miejscowości chcą ciszy i spokoju, a poza tym nie zgadzają się z tym, aby tak ważne plany procedowane były w pośpiechu i bez konsultacji z nimi.

W całej tej sprawie niepokoi jednak co innego. Kiedy na temat toru pisaliśmy po raz pierwszy na początku kwietnia, wydawało się, że całe przedsięwzięcie nie wzbudza większych podejrzeń. Owszem, można było odnieść wówczas wrażenie, że władze gminy działają pospiesznie i zależy im na jak najszybszym przegłosowaniu uchwały związanej z odstąpieniem od obowiązku przetargowego trybu zawarcia umowy na dzierżawę terenów w Łukówku. Sołtys Zenon Kołodziejczyk przekonywał, że na spotkaniu sołeckim poprzedzającym kwietniową sesję nie pojawiły się żadne głosy sprzeciwu.

- Ci panowie (zewnętrzny inwestor, który chciał utworzyć tor – przyp. red.) przedstawili swoje racje i nie pojawiły się żadne głosy sprzeciwu. Sądzę zatem, że projekt spotkał się z aprobatą – przynajmniej tych mieszkańców, którzy uczestniczyli w spotkaniu – komentował w kwietniu Kołodziejczyk.

Wydawało się, że wszyscy są "za"

Ale pierwszy sygnał alarmowy w sprawie toru pojawił się już na kolejnej, majowej sesji rady gminy. Uchwała związana z odstąpieniem od obowiązku przetargowego trybu zawarcia umowy na dzierżawę działek pojawiła się po raz kolejny w porządku obrad, ale, jak wówczas utrzymywano, tylko dlatego, że w kwietniu została ona przyjęta w sposób wadliwy. Nie to jest jednak najważniejsze. Podczas majowej sesji radny Wojciech Adamowicz sygnalizował, że otrzymał kilka niepokojących telefonów od mieszkańców, którzy wcale nie chcą utworzenia toru i proszą o zdjęcie uchwały z porządku obrad.

- Otrzymałem dzisiaj trzy telefony (obrady miały miejsce 19 maja – przyp. red.) związane z pomysłem zorganizowania toru i moi rozmówcy prosili, abyśmy, jako rada, czasowo wstrzymali się z podjęciem kolejnych uchwał. Dzwonili właściciele czy też spadkobiercy działek bezpośrednio przyległych do terenu wyrobiska. Krótko mówiąc – są bardzo niezadowoleni z przebiegu całego procesu i chcieliby uzyskać możliwość zabrania głosu w tej sprawie. Mój wniosek formalny wiąże się zatem z tym, aby punkt związany z podejmowaniem uchwały zdjąć z porządku obrad i umożliwić właścicielom sąsiadujących działek wypowiedzenie się w tej sprawie – wyjaśniał podczas obrad radny Wojciech Adamowicz.

Problem stopniowo nabrzmiewał, aby wybuchnąć na powrót na początku czerwca. Tym razem mieszkańcy wyrazili swoje weto w sposób zdecydowany, przy pomocy wspomnianego wcześniej pisma. Cóż. Najwyraźniej nie zrobiło ono na władzach gminy większego wrażenia. Mało tego. Treść pisma, zawierająca dane wrażliwe osób składających pod nim podpisy, trafiła do wiadomości sołtysa miejscowości, a ten podobno postanowił stłumić rewolucyjne nastroje swoich sąsiadów. Doszły do nas głosy, że składał im ponoć niezapowiedziane, „gospodarskie” wizyty i sugerował, że jeśli nie podporządkują się planom samorządu, to spotkają się z bliżej nieokreślonymi „konsekwencjami”.

Sołtys Łukówka Zenon Kołodziejczyk zaprzecza tym doniesieniom i mówi, że protest został zawiązany z inspiracji radnych, a konkretnie Iwony Wołoszkiewicz i Wojciecha Adamowicza. 

- Wszyscy wiedzą, że są to osoby skonfliktowane z obecną władzą. Całą sytuację z protestem uważam za zmanipulowaną i sądzę, że gdybym zorganizował inną akcję, związaną z głosami poparcia, to podpisów zebrałbym znacznie więcej. Pismo sporządziły osoby niezwiązane lub związane z Łukówkiem tylko częściowo, więc jak mogą wypowiadać się w sprawach sołectwa? Nakłoniły do podpisania dokumentu osoby starsze, nieświadome. Prawda na temat poparcia dla inwestycji jest zupełnie inna i jej przeciwnicy po prostu kłamią - mówił w rozmowie z nami sołtys Kołodziejczyk.

Wszystko działo się zbyt szybko

Pani Iwona Aronowska, której rodzice mieszkają na stałe w Łukówku, mówi, że o interwencję w sprawie tej „inwestycji” poprosiły ją jej sąsiadki z miejscowości. Są to osoby starsze, schorowane, przestraszone tym, że wszystko dzieje się tak szybko i na bieg wydarzeń nie mają w zasadzie żadnego wpływu. Wspólnie doszli do wniosku, że jedynym sposobem, aby zatrzymać zapędy władz, jest wystosowanie odpowiedniego pisma.

- Nie wszyscy sąsiedzi mają możliwość, aby dotrzeć na zebrania sołeckie, o których zresztą nie zawsze wiemy. Sołtys Kołodziejczyk utrzymuje, że na inwestycję zgodzili się wszyscy, ale to nieprawda. Osoby, które sprzeciwiały się temu pomysłowi, zostały w całym procesie po prostu pominięte. Dlatego zdecydowaliśmy się wystosować to pismo – wyjaśnia Aronowska.

Mieszkańcy mają obawę, że w trakcie budowy toru większość piachu z wyrobiska zostanie po prostu wywieziona, a ciężkie samochody będą rozjeżdżały drogę, która obecnie pozostaje w dobrym stanie technicznym.

- Nie potrafię sobie wytłumaczyć, dlaczego pismo trafiło w postronne ręce i ktoś został uprawniony do posługiwania się naszymi osobistymi, wrażliwymi danymi. Sołtys pojawiał się u poszczególnych sąsiadów z kserokopią protestu, więc wiedział doskonale, gdzie kierować swoje kroki – mówi nasza rozmówczyni.

Wicewójt tłumaczy się ze swoich działań

Podczas absolutoryjnej sesji rady gminy sprawa protestu została poruszona oficjalnie. Zastępca wójta Andrzej Czerwiński został wywołany do tablicy celem wyjaśnienia, dlaczego dane mieszkańców opuściły urząd.

- Rozmawiałam z panem wicewójtem i przekazał mi, że zapoznał sołtysa Łukówka z treścią protestu. Przekazał również dane osób, które się pod nim podpisały. Jest to niewątpliwie przekroczenie pewnych przepisów prawa. Mamy przecież do czynienia z danymi osobowymi, których pan nie powinien kopiować i przekazywać dalej – mówiła podczas ostatniej sesji przewodnicząca rady gminy Iwona Wołoszkiewicz.

Wicewójt Czerwiński wyjaśniał, że nie przekazywał sołtysowi żadnego fizycznego dokumentu, ale zapoznał go z listą osób, które się na nim podpisały.

- Wydawało mi się zasadne, aby sołtys porozmawiał z osobami, które nie były przecież przeciwne budowie toru, a które później składały ten protest. Skoro pierwotnie zgadzały się na tę inwestycję, to dlaczego teraz zmieniły zdanie? Zrobił się szum. Czy takie treści mają być tajne? W gminie wszystko jest przecież transparentne – wyjaśniał ze swojej strony wicewójt.

Jednocześnie utrzymywał, że nie wiedział, w jaki sposób przebiegały rozmowy sołtysa z mieszkańcami i czy był tam widoczny, jak wnoszą mieszkańcy, element „zastraszenia”.

- Jeśli złamałem przepisy, popełniłem błąd, poddaję się egzekucji – podsumował sprawę protestu Andrzej Czerwiński.

Sołtys Łukówka Zenon Kołodziejczyk stwierdził z kolei, że już 1 czerwca wiedział, kto złożył swój podpis pod pismem, bo, jak sam to określił, „ludzie chwalili się tym między sobą”.

- Wiedziałem o tym proteście. Wnuk jednej z mieszkających w Łukówku osób prosił mnie o interwencję i rozmowę z dziadkiem. Poświęciłem trochę swojego prywatnego czasu, byłem u niektórych osób, rozmawiałem. Niektórzy sądzili, że podpisy zbierali urzędnicy z gminy – odniósł się raz jeszcze do sprawy sołtys Kołodziejczyk.

Przewodnicząca Iwona Wołoszkiewicz zauważyła jednak, że na protest sołtys zareagował dopiero 6 czerwca, tuż przed sesją.

- Dlaczego zatem tak późno, skoro tę wiedzę miał pan rzekomo już wcześniej...? - dociekała przewodnicząca.

Czytaj także:


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama