Radny Bartosz omówił podczas obrad problemy, jakie zauważył na „własnym podwórku”, czyli w Iłowie i przyległych terenach. Dla zobrazowania skali aktywności bobrów stwierdził, że podczas godzinnego spaceru naliczył ok. 20 tam i powstałych w związku z tym zatorów.
- Mieszkam w Iłowie blisko 36 lat. Nie pamiętam jednak, aby kiedykolwiek skala problemu aktywności bobrów była tak duża – informował radny Bartosz.
Stwierdził, że problem, który nabrzmiewa z roku na rok, pozostaje nierozwiązany przez wiele instytucji, które teoretycznie powinny się czuć zobowiązane do tego.
- Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska stosuje nieaktualny kalkulator strat spowodowanych przez działalność bobrów. Przepisy, na które się powołują, pochodzą z lat 90., tymczasem mamy 2023 rok. Sądzę również, że należałoby zmobilizować kręgi łowieckie, aby zajęły się odstrzałem. Mój znajomy dysponuje wszystkimi potrzebnymi pozwoleniami na blisko 40 sztuk, tymczasem udało się odstrzelić tylko trzy – kontynuował radny.
Mirosław Bartosz uważa, że rozwiązaniem problemu powinny zająć się również władze powiatu oraz izby rolnicze, które, jak sugerował, funkcjonują po to, aby bronić interesów rolników i działać w ich imieniu. Problem wydaje się być istotnie palący, ponieważ wody na łąkach i polach zebrało się do tej pory bardzo dużo. Na wielu obszarach powstały rozlewiska, które uniemożliwiają wjazd ciężkim sprzętem i rozpoczęcie niezbędnych prac przed kolejnym sezonem zasiewów.
- Rozmawiam z wieloma rolnikami, którzy twierdzą, że przestaną płacić podatki za grunty, które zostały zalane. Sami próbujemy udrożnić w Iłowie przepusty pod dwoma mostami, gdzie przepływ został zatamowany właśnie przez bobry. Nie ma dojazdu do pól, łąk, tej wody jest naprawdę bardzo dużo – wyjaśniał dalej radny.
W ramach podsumowania referowanego przez siebie problemu przypomniał i to zagadnienie, że aby otrzymać dopłaty, posiadacze łąk muszą kosić swoją łąkę przynajmniej raz w roku, co w obecnych warunkach może być znacznie utrudnione.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze