Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

Na razie do domu nie wrócę...

Pani Maria z Chełma jest w Bergamo w Lombardii w północnych Włoszech. Tam, gdzie koronawirus szaleje. I choć chciałaby już wrócić do domu, nie ma jak. Jest zamknięta jak w więzieniu. Na ucieczkę do Polski na jest już za późno...
Na razie do domu nie wrócę...

Od września ub. r. pracuje jako opiekunka. Jest świadkiem tego, jak wirus rozprzestrzeniał się w tym regionie.

- Włosi zlekceważyli problem już na samym początku. Zamknęli tylko szkoły, a wszystkie bary i restauracje były otwarte, chociaż wiadomo już było, że będzie tylko gorzej – opowiada pani Maria. – Tutejsi ludzie jednak nie przejmowali się, chodzili grupami jak święte krowy, w centrum tłumy nawet po ogłoszeniu epidemii. Nawet swojej podopiecznej, jeszcze dosyć młodej, nie mogłam utrzymać w domu. Ciągle gdzieś chciała wychodzić, nie docierało do niej, że na ulicy jest niebezpiecznie. Tym bardziej że parki były pełne ludzi. Na dodatek w Bergamo odbywał się karnawał - przebierańcy w kolorowych strojach, zabawa, a potem nagle szok. Ludzie zaczęli masowo chorować i umierać. Wtedy dopiero się opamiętano i pozamykano knajpy i instytucje...

Strach widać w oczach

Zrobiło się groźnie, w tej chwili jest tragicznie. Większość ludzi siedzi w domach. Żeby wyjść, trzeba się tłumaczyć policji w jakim celu – czy do sklepu, czy do apteki. Żeby dojechać do pracy, trzeba mieć glejt. Miasto się wyludniło.

– Widać już strach w oczach ludzi – dodaje pani Maria. – Patrzą na siebie podejrzliwie, nie witają się, odchodzą od siebie na dwa metry. Wiedzą, że to już nie przelewki.

W takich okolicznościach muszą odnaleźć się osoby, które przyjechały tu tylko na kilka miesięcy do pracy. - Znalazłyśmy się w bardzo trudnej sytuacji. Teren pozamykany, transport osobowy wstrzymany, samoloty też nie latają. Nie ma jak dostać się do domu – opowiada pani Maria. - Miałam wracać w ubiegłym tygodniu, ale nie pojadę. Zresztą ja i tak jestem jeszcze w dość dobrej sytuacji, bo przedłużono mi umowę o pracę i mam się w związku z tym, gdzie zatrzymać. Ale moje koleżki z Polski z dnia na dzień potraciły pracę i dach nad głową. Nie mają się nawet gdzie podziać, bo hotele są pozamykane.

Jednej umarła babcia, którą się opiekowała, drugą zwolnili, bo skoro cała rodzina siedzi w domu, to nie potrzebują nikogo do opieki nad starszą osobą.

– I gdzie ma pójść, pod most? – pyta pani Maria. Dobrze, że jeszcze mają pieniądze.

W bankomatach są jednak limity wypłacanych środków. – Dlatego przezornie wypłacałam każdego dnia, żeby mieć w razie czego przy sobie gotówkę

Sama tak daleko...

Ciężko tak żyć. Pani Maria tęskni za domem, za rodziną i czuje się taka bezsilna.

- Ciągle teraz słyszę, że powinnam teraz siedzieć na miejscu i się nie ruszać. Przeczekać jakoś ten trudny czas. Tylko jak długo starczy mi sił...?

Z dala od domu, w obliczu zagrożenia ta dramatyczna sytuacja niejednego by wykończyła psychicznie.

– Nie wiadomo, kiedy to się skończy i czy uda nam się w końcu wrócić do domu, do dzieci, do wnuków. Ciągle słyszymy jeżdżące karetki na sygnałach i latający helikopter medyczny nad domami. Aż ciarki przechodzą po plecach...


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklamabaner reklamowy
Reklamaprzystań
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama