Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

Zastrzelona na spacerze

Pani Teresa nie może zapomnieć przejmującego skowytu ukochanej suki Kiary, który usłyszała zaraz po tym, jak padł strzał. Razem z mężem próbuje w sądzie dowieść winy 48-letniego myśliwego zamieszanego w uśmiercenie zwierzęcia. Na piątkowej rozprawie sędzia poinformował, że już na kolejnej zapadnie wyrok. – Mamy wystarczający materiał dowodowy – zapewnił.
Zastrzelona na spacerze

W styczniu 2015 r. właściciele psa złożyli zawiadomienie na policję. Wszczęto śledztwo. Najpierw chełmska prokuratura sprawę umorzyła, jednak sąd skierował ją do ponownego rozpatrzenia. Podejrzany 48-letni mężczyzna pod koniec sierpnia 2016 r. został oskarżony o dokonanie zabójstwa psa, za co groziło mu do 3 lat pozbawienia wolności. W listopadzie ubiegłego roku Sąd Rejonowy w Chełmie zmienił jednak kwalifikację czynu na poplecznictwo. Proces trwa już kilka lat. Ciągle się przedłuża, bo obrońca oskarżonego i oskarżyciel składają nowe materiały dowodowe.

- Mam nadzieję, że na rozprawie marcowej wreszcie zapadnie wyrok – mówi pan Jan, właściciel uśmierconego psa, oskarżyciel posiłkowy w tej sprawie. – Walczymy już tak długo. Żona nie ma już siły, ale ja się nie poddam...

O zdarzeniu tym pisaliśmy w drugim wydaniu Super Tygodnia Chełmskiego z 2015 roku. To był ładny styczniowy dzień. Pani Teresa wyszła z psami na spacer na łąki w pobliżu ulicy Budowlanej. Biegały luzem, ale pilnowały się jej i wracały, gdy je wołała. W pewnym momencie zauważyła jadących terenowymi samochodami myśliwych, postanowiła więc przypiąć psy do smyczy. Rasta była w pobliżu, więc złapała ją od razu. Kiary nie zdążyła przywołać do siebie, bo nagle usłyszała strzał i przeraźliwy skowyt. Po chwili padł drugi strzał.

- Zauważyłam, że mężczyzna, który strzelał, schyla się po coś, wkłada to do bagażnika i odjeżdża – opowiadała nam zaraz po zdarzeniu. – Roztrzęsiona wsiadłam z psem do auta i pojechałam po męża. Razem wróciliśmy na miejsce, by szukać suczki.

Spotkali myśliwych, których wcześniej widziała pani Teresa. Kobieta jednego z nich rozpoznała. Podejrzewała, że to on strzelał, ale się nie przyznał, nie chciał też otworzyć bagażnika samochodu, gdy postanowili sprawdzić, czy nie ma w nim ciała Kiary. Psa nie znaleźli ani żywego, ani martwego, choć przez kolejne dni przeczesywali łąki. Postanowili więc sprawę zgłosić na policję.

- Uznaliśmy, że człowiek, który zastrzelił nam psa, nie może czuć się bezkarny. A gdyby trafił w moją żonę? Strzelał na wprost niej – mówił pan Jan. I od tamtej pory próbuje udowodnić udział wskazanego przez nich mężczyzny w tym zdarzeniu...


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama