Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
News will be here
Reklama baner reklamowy

Kolejna śmierć w łonie matki

Trzy tygodnie temu pani Agnieszka z gm. Uchanie urodziła martwą córeczkę. W ubiegłym tygodniu w łonie Sylwii z gm. Wojsławice zmarł synek. Ciąże obu kobiet prowadził jeden z chełmskich ginekologów. Fatum? Tragiczny zbieg okoliczności? - To typowe przypadki braku współpracy pacjentek z lekarzem - tłumaczy się ginekolog.
Kolejna śmierć w łonie matki

Sylwia Krzysztof, małżeństwo z gminy Wojsławice, w środę pochowali synka. Zmarł, zanim się jeszcze urodził. Rodzice nie mogą otrząsnąć się z tej tragedii.

- Jestem cały czas na tabletkach uspokajających. Nie mogę sobie znaleźć miejsca - mówi zdruzgotana matka. - Mieliśmy mieć drugiego synka. Staraliśmy się o niego, czekaliśmy...

- Cała wyprawka już była gotowa. Nie zdążyłem tylko kupić dla niego łóżeczka - opowiada ze smutkiem w głosie Krzysztof. - Miałem to zrobić po zawiezieniu żony do szpitala na poród.

Na podstawie ostatniej miesiączki termin porodu przypadał na 12 lipca, z badania USG wynikało, że powinna rodzić 7 sierpnia, ale tego dnia już nie czuła ruchów maleństwa.

– Miałam mało wód płodowych, prawdopodobnie moje dziecko udusiło się – mówi zrozpaczona kobieta. - Gdyby lekarz, do którego chodziłam na prywatne wizyty, wysłał mnie wcześniej do szpitala, zapewne nie doszłoby do tej tragedii i teraz zamiast rozpaczać, tuliłaby swojego synka.

 

Całą ciążę na zwolnieniu

 

- Od początku ciąży źle się czułam, miałam zawroty głowy, odruchy wymiotne. Zupełnie inaczej jak podczas pierwszej ciąży, gdy pracowałam do samego rozwiązania. Teraz już od 3. miesiąca cały czas byłam na zwolnieniu lekarskim – relacjonuje kobieta. – O dziwo, miałam dobre wyniki badań, a dziecko rozwijało się prawidłowo. Nie spodziewałam się, że coś tak strasznego może pod koniec ciąży nastąpić – mówi pani Sylwia.

Co trzy tygodnie systematycznie chodziła do lekarza na prywatne wizyty. 29 czerwca ginekolog robił jej kolejne USG.

- Wtedy też powiedział, że z dzieckiem jest wszystko w porządku, ale zwrócił uwagę na to, że mam mało wód płodowych. Na szczęście dobrze odczuwałam ruchy dziecka, liczyłam je i notowałam w karcie. Byłam w ostatnich dniach bardzo wyczulona na tym punkcie, od kiedy dowiedziałam się o tragicznej historii pani Agnieszki. Patrzyłam cały czas na brzuch, czy dziecko się porusza – opowiada kobieta.

20 lipca ponownie odbyła się wizyta w wyznaczonym terminie.

- Wyniki badań dobre, kolejne USG i ponownie słyszę, że mało wód płodowych. Ale lekarz nawet nie zasugerował, żebym się zgłosiła do szpitala, choć wiedział, że z pierwszym dzieckiem ostatnie trzy tygodnie przed porodem spędziłam na oddziale. Polecił przyjść 21 lipca do gabinetu na KTG. Wszystko było w porządku, więc miałam zgłosić się w kolejny czwartek, ponownie na to samo badanie. I znów KTG nie wykazało niczego niepokojącego – opowiada kobieta.

Lekarz wyznaczył jej kolejne badanie KTG na 4 sierpnia.

- Badanie miała mi zrobić położna, ale tego dnia wykonywała je tylko rano, bo później miała jechać na pogrzeb. Ja chciałam, żeby KTG zrobić po południu, kiedy będzie lekarz, bo zamierzałam go jeszcze poprosić, żeby zrobił mi USG. Zadzwoniłam więc do niego. Zapytał, czy dzieje się coś niepokojącego i czy mam skurcze – opowiada pani Sylwia. - Wszytko jednak było w porządku.

 

Dziecko się udusiło?

 

Pani Sylwia miała zgłosić się na kolejną wizytę 8 sierpnia, ale w sobotę, 6 sierpnia, od godz. 15-16 nie wyczuwała już ruchów dziecka.

- Kilka godzin wcześniej syn ruszał się wyjątkowo intensywnie. Teraz sobie myślę, że może wtedy już się dusił i wołał o pomoc, potem przestał... Myślałam, że ruchy jak zwykle pojawią się w nocy. Zasnęłam, ale rano, gdy się obudziłam, dalej go nie czułam. Pojechaliśmy więc z mężem na pogotowie. Tam skierowano mnie do szpitala na odział położniczy.  KTG nie wykazało już ruchów dziecka ani bicia serca, nie było tętna. Objawów życia płodu nie stwierdziło również badanie USG. Moje dziecko już nie oddychało...

- Pani doktor, która się mną tego dnia zajmowała, powiedziała do innego lekarza, że nie mam wód płodowych i dziecko nie żyje... Zostałam w szpitalu. Okazało się, że miałam już dwucentymetrowe rozwarcie. Dostałam środki na wywołanie porodu i o godz. 19.10 urodziłam martwego synka. Ważył 3500 g.

Jak twierdzi pani Sylwia, przedtem jeszcze zadzwoniła do lekarza. - Powiedziałam mu, że dziecko się udusiło. Pytałam, dlaczego nie dał skierowania do szpitala, skoro miałam mało wód płodowych. On na to, że nie widział zagrożenia. Zrzucił winę na mnie, że 4 sierpnia nie przyszłam na KTG... - opowiada pani Sylwia.

 

Badanie na wagę życia

 

- To prawda, pani Sylwia miała zgłosić się na zaplanowane badanie KTG - mówi ginekolog prowadzący ciążę. - Lecz tego nie zrobiła. Tłumaczyła położnej, że rano nie może, więc ta zasugerowała jej, by pojechała na takie badanie do szpitala. Dlaczego ta kobieta zlekceważyła moje zalecenia, a teraz próbuje na mnie zrzucić winę za śmierć swojego dziecka? Poza tym, w momencie gdy tylko przestała czuć ruchy dziecka, powinna natychmiast jechać do szpitala, żeby sprawdzić, co się dzieje.

Jak tłumaczy lekarz, gdy tylko zauważył mniejszą ilość wód płodowych, celowo zlecał KTG co tydzień, by chuchać na zimne. - Zapisy KTG były dobre, poziom wód płodowych mniejszy, ale jeszcze w normie - mówi ginekolog. - Konieczna jednak była ciągła kontrola. Niestety, po raz kolejny zawiodła współpraca między lekarzem a pacjentką... Nigdy wcześniej takie przypadki mi się nie zdarzały.

Pani Sylwia została wypisana ze szpitala 9 sierpnia, a dzień później odbył się pogrzeb jej  synka...

– Starszy syn bardzo przeżył to tragiczne zdarzenie. Czekał na braciszka. W niedzielę cały czas płakał. Nie można go było uspokoić. Przecież widział, co się stało, bo był wtedy z nami w szpitalu - mówi pan Krzysztof.

 

Będzie kolejne śledztwo?

 

Dyrekcja szpitala zawiadomiła o zdarzeniu prokuraturę. Prowadzone jest też wewnętrzne postępowanie w tej sprawie.

- Powołaliśmy komisję, która zbada, czy wszystkie procedury związane z hospitalizacją zostały zachowane – informuje Jacek Buczek, dyrektor szpitala w Chełmie.

Zawiadomienie do prokuratury zamierzają złożyć także zrozpaczeni rodzice, którzy za śmierć dziecka obwiniają lekarza.

- Została już przeprowadzona sekcja zwłok dziecka - mówi Lech Wieczerza, szef chełmskich prokuratorów. - Wstępne wyniki nie wskazały przyczyny śmierci noworodka.

 

 

 

Zobacz też: To nie pierwszy taki przypadek w Chełmie


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
"Co?! Gumek w kiosku nie było?!" 25.08.2016 16:19
Komentarz zablokowany

zaklopotana 24.08.2016 20:48
Komentarz zablokowany

Krystyna 21.08.2016 18:43
W osrodkach wiejskich nie ma ginekologow.

Chełmianka 20.08.2016 15:40
Dziwię się,że mając ośrodki wiejskie kobietom, ktore decydują się na opiekę lekarzy z miast.O ile mi wiadomo są w gminie Wojslawice czy Leśniwoice dobrzy ginekolodzy, a więc lepiej się dwa razy zastanowić nad wyborem lekarza prowadzącego niż sądzić,ze w mieście lepiej poprowadzą ciążę.Przecież lekarze wiejscy konczą studia w mieście i z uwagi nawet na odleglość do miasta są bardziej "elastyczni" jeśłi chodzi o skierowanie szybciej do lekarza.

Mieszkanka gminy 24.08.2016 23:18
W tych gminach nie ma ginekologow. Skad takie sugestie

Chełmianin 19.08.2016 08:16
Komentarz zablokowany

Agnieszka 16.08.2016 18:57
Ten lekarz kazał mi usunąć ciążę w 4 miesiącu. Powiedział, że nie przetrwam tych upałów. Zrezygnowałam z jego usług . Lekarze z Lublina mi pomogli i mam nadzieję, że urodzę w terminie zdrowe dziecko.

assss 23.08.2016 19:30
Komentarz zablokowany

Reklama
Reklama
Reklamabaner reklamowy
Reklama
Reklama
News will be here
Reklama
Reklama
News will be here
Reklama