Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama Reklama MAREX

Afrykańska wolność... - egzotyczna podróż wychowanki placówki "Na Zamku" [ZDJĘCIA]

- Anka to jest taka dziewczyna, która przyjmuje to, co jej się oferuje. Jest bardzo ciekawa świata, bardzo empatyczna, ma wytyczone swoje drogi - mówi o swojej wychowance Bożena Dąbrowska, dyrektor placówki "Na Zamku". Ania dzięki determinacji wykorzystała swoją szansę. Stworzyła wspaniały projekt i wyjechała do Afryki. Opowiedziała nam o swojej niesamowitej wyprawie i przygodzie życia.
Afrykańska wolność... - egzotyczna podróż wychowanki placówki "Na Zamku" [ZDJĘCIA]

Autor: Anna Jurczak

Placówka opiekuńczo-wychowawcza "Na Zamku" w Krasnymstawie istnieje od 2003. Dlaczego "Na Zamku"? Nie jest to przypadkowa nazwa. W II połowie XVII wieku budynek należał do Zakonu Augustianów. Poza tym znajduje się przy ulicy Zamkowej. Wychowankowie nazywają go swoim domem. Kadra dba o dzieci, którymi się opiekuje i robi wszystko, aby zapewnić im rodzinną atmosferę i rozwój. "Na Zamku" mieszka 26 podopiecznych w wieku od 5 do 19 lat. Mają różne życiowe historie, swoje bagaże doświadczeń... Dlatego każde dziecko jest wyjątkowe i ważne. 

Pobyt w placówce nie wyklucza. Może dawać wiele dobrego

Istnieją stereotypy, że jak ktoś trafi do placówki bądź do domu dziecka, to będzie nieszczęśliwy i nie będzie mógł normalnie żyć. To nie jest prawda. 

- W takim miejscu można normalnie funkcjonować, dobrze się uczyć, mieć znajomych. Wszystko zależy od tego, jak osoba będąca w placówce postrzega świat i ludzi. Dla mnie jest to miejsce, gdzie czuję się bezpiecznie i gdzie, mam nadzieję, będę mogła jeszcze się dalej rozwijać. Nigdy nie traktowałam placówki, jako miejsca, gdzie muszę walczyć o przetrwanie. Ja zawsze mówię, że wszystko zaczyna się od rozmowy. Trzeba rozmawiać o tym, co się czuje, o swoich potrzebach - mówi Anna Jurczak, wychowanka placówki "Na Zamku".

Pracownicy ośrodka robią wszystko, aby ich wychowankowie byli przygotowani do dorosłego życia. Pomagają w nauce, w rozwijaniu ich pasji i zainteresowań. Jak mówi dyrektorka Bożena Dąbrowska, nikt nie jest dla wychowanków wrogiem. Każdemu zależy na tym, aby dzieci wyrosły na mądrych, samodzielnych i umiejących sobie radzić w życiu ludzi. Tak jaka Anna. Dziewiętnastolatka, dzięki pomocy kadry placówki "Na Zamku", spełniła swoje marzenia i pojechała do Afryki!

Ciekawy pomysł - nagroda Africa Camp 2022

- Od czasu do czasu szukam w Internecie jakichś nowych możliwości dla dzieciaków. Kursów, różnych fundacji. Staram się, żeby ci, którzy chcą skorzystać z życiowych okazji, mieli ku temu sposobność. Podsyłam im różne propozycje, linki. Tak też było i tym razem. Podesłałam Ani informację, że fundacja Make a change organizuje konkurs. Ania długo się nie zastanawiała. Zgłosiła się do niego i zaczęła działać - mówi Dąbrowska.

Najpierw musiała przejść procedurę zgłoszeniową. Później wykonać projekt prospołeczny, który mógł przybliżyć ją do spełnienia marzenia o wyjeździe. Jej polegał na organizowaniu spotkań z podopiecznymi Domu Pomocy Społecznej w Stężycy Nadwieprzańskiej. Rozpoczął się mniej więcej w marcu. Ania do swojego projektu zaangażowała również inne dzieci z placówki "Na Zamku". Było o to niesamowite "zderzenie" pokoleń. Nie wszystko, co sobie na każdy dzień zaplanowała, udało się zrealizować. Jednak widziała, że efekty są. Dążyła przede wszystkim do tego, by robić takie rzeczy, które sprawią seniorom radość.

- Miałam przyjechać do nich przed świętami, jednak nie mogłam. Dlatego zrobiłam dla nich kartki świąteczne. To nie było tak, że miałam plan i dokładnie się go trzymałam. Cały czas urozmaicałam go. Chciałam dawać cały czas coś od siebie. Dla mnie bardzo ważna w tym projekcie była aktywizacja seniorów. Jak pierwszy raz ich zobaczyłam, zauważyłam, że są zgryźliwi, niepewni, podejrzliwi. A gdy przyjechałam na ostatnie spotkanie w czerwcu, w Dzień Dziecka, widziałam, że stali i czekali na mnie. Byli szczęśliwi. To było niesamowite... - wspomina Ania.

fot. Anna Jurczak

Dziewczyna miała swojego mentora, który wspierał ją w realizacji zadań oraz pomógł w ich udokumentowaniu. Projekt zakończył się w czerwcu. Później miało miejsce spotkanie komisyjne, podczas którego wybrane zostały te najlepsze. Do programu zgłosiło się 17 uczestników. Ania trafiła do najlepszej piątki. Zwycięzcy w nagrodę mogli pojechać na Africa Camp 2022.

- O tym, że komisja wybrała właśnie mnie, dowiedziałam się po 17 czerwca. Jak zaczęłam czytać maila, w którym napisali, że dziękują za projekt, że jestem inspiracją dla innych, to sobie pomyślałam: "no dobrze, napiszcie, że dziękujecie bardzo i nasze drogi się rozchodzą". Ale jak przeczytałam, że zapraszają mnie na Africa Camp 2022, to aż łzy mi leciały po policzkach, ze szczęścia oczywiście... - wspomina Ania.

Ta euforia i ogromne szczęście nie opuszczały jej przez całą wycieczkę...

Przygotowania do spotkania z Afryką 

Fundacja przesłała jej niezbędnik, w którym zawarte było to, co należy zabrać w tak daleką podróż. Oprócz tego Ania oglądała blogi i vlogi osób, które były w Afryce i opowiadały, co warto ze sobą wziąć. 21 października razem z resztą uczestników spotkała się na lotnisku Chopina w Warszawie. Tam rozpoczęła się jej niezapomniana podróż...

- Pierwszy raz w życiu leciałam samolotem i odkryłam, że... uwielbiam latać! Tylko zdecydowanie wolałabym siedzieć w kokpicie, a nie na miejscu pasażera - komentuje ze śmiechem Ania. - Podróż trwała długo, ale lubię długie podróże. Dlatego nie był to dla mnie problem. Wylądowaliśmy w Windhuk, czyli w stolicy Namibii. Jak wyszłam z samolotu, uderzyło mnie gorące powietrze, zobaczyłam palmy, zobaczyłam bezkresną przestrzeń... i powiedziałam: "Tak, jestem tutaj, ale dalej w to nie wierzę"... Każdy kamyczek, każdą skałę, każde drzewko chłonęłam jak gąbka, żeby zapamiętać jak najwięcej, żeby jak najwięcej ze sobą zabrać do Polski... - dodaje.

Razem z innymi uczestnikami wycieczki pojechała do Ehra Base Camp. Tam był ich główny punkt wypadowy. Tam działa tamtejsza fundacja EHRA – Elephant Human Relations Aid. Tam też spotkali się z Alą, która pomogła im się zadomowić, i Fabianem. Fabian jest "buszmenem", czyli tamtejszym przewodnikiem. Najpierw poznali regulamin i zasady, których należy przestrzegać podczas pobytu w Afryce.

- Nie ukrywam, że niektórzy byli naprawdę przerażeni, jak powiedziano nam, że codziennie rano trzeba trzepać po 10 razy buty i sprawdzać, czy nie ma w nich skorpionów i pająków. Weszło mi to w nawyk. Robię to do tej pory - śmieje się Ania.

fot. Anna Jurczak

Każdy dzień był nową przygodą.

O tym, co będą robić danego dnia, dowiadywali się dopiero rano, po przebudzeniu. Ania pamięta swoje przerażenie podczas pierwszej kąpieli w Afryce. Prysznic znajdował się pod górą, z której schodziły pająki i jaszczurki. Jednak jeszcze wtedy nikt nie wiedział, że był to najbardziej luksusowy prysznic podczas całej wyprawy...

Drugi dzień rozpoczął się podróżą na pustynię. Tam spotkali kobietę, której słonie wyjadały z ogrodu owoce i warzywa. Postanowili jej pomóc. Przez dwa dni stawiali wokół domu ogrodzenie, żeby uchronić jej plony przez "złodziejami".

- Nie zrobiliśmy go do końca, ale myślę, że i tak wykonaliśmy kawał dobrej roboty. A nasz team zgrał się ze sobą, lepiej się poznaliśmy. Bo to była bardzo dobra i owocna współpraca - wspomina Ania.

Żyć na pustyni nie jest łatwo. Nie było np. toalety. Uczestnicy wyprawy musieli sobie sami zrobić prysznic. Jak wyglądał?

- Znaleźliśmy ładne drzewo, na którym powiesiliśmy worek z wodą. Do worka była przyczepiona rurka, przez którą leciała. Dookoła zaczepiliśmy zasłonkę. To było super! Proszę sobie wyobrazić... stoi się nago na środku pustyni, pod drzewem, z którego kapie woda z worka. Biorąc taki prysznic, nigdy w życiu nie czułam się tak wolna... Zero cywilizacji, cisza, spokój... - wspomina Ania.

Część czasu w Afryce uczestnicy wyjazdu spędzali na patrolowaniu i śledzeniu słoni. Sprawdzali, czy dobrze się odżywiają, czy nikt na nie nie poluje, czy wszystko mają, jak się zachowują... Przeżyli też noc na pustyni między górami. 

- Postanowiłam wtedy, że będę spać na dachu samochodu. Wiało mocno, ale było niesamowicie! Wenus świeciła bardzo jasno, ja leżałam na aucie i mogłam patrzeć w niebo i liczyć spadające gwiazdy... To było piękne przeżycie! Tego nie da się nawet opisać słowami. To trzeba przeżyć!

fot Anna Jurczak

Czego Anię nauczył wyjazd? Przede wszystkim czerpania radości z małych rzeczy, z prysznica, wschodu słońca, pięknych chwil...

Pani Bożena Dąbrowska i Ania Jurczak


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklamabaner reklamowy
Reklama
KOMENTARZE
Reklama
Reklama
Reklama