Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Baner reklamowy - firmy Północ Nieruchomości
Reklama Twój Agent Ubepieczenia

Z obstawą policji na oddział ratunkowy

Kierowca audi spieszył się, bo wiózł do szpitala żonę pogryzioną przez szerszenie. Cenna była każda sekunda, bo zapuchnięta kobieta dusiła się. Starszy aspirant Jerzy Gielowski i sierżant Jakub Jabłoński pilotowali auto przez około 10 kilometrów, aż do szpitala. Pani Teresa na szczęście w porę trafiła na SOR.
Z obstawą policji na oddział ratunkowy

Autor: policja

- W piątek po godzinie 17 pracowałam w ogródku. Nagle poczułam ugryzienie w kark, potem w klatkę piersiową i w dłoń - opowiada pani Teresa Błaszczuk. - Na początku nie podejrzewałam, że to coś poważnego. Ale gdy zaczęłam puchnąć, a na ciele pojawiły się duże bąble, wiedziałam już, że ukąsiły mnie jakieś owady, na które jestem uczulona. Zrobiło mi się duszno, spuchły mi usta i oczy. Wsiadłam więc szybko do samochodu i pojechaliśmy do szpitala.

Mąż pani Teresy pędził autem jak szalony. Nic dziwnego, chodziło przecież o jej życie. Liczyła się każda sekunda.

Teraz czytane: Cudowne uzdrowienie w chełmskim sanktuarium

Tego dnia policjanci z wydziału ruchu drogowego chełmskiej komendy pełnili służbę na drodze krajowej nr 12.

- Po godzinie 18 w miejscowości Brzeźno zwrócili uwagę na audi, którego kierowca popełnił wykroczenie drogowe – mówi Ewa Czyż, rzecznik prasowy KMP w Chełmie. - Gdy zatrzymali pojazd do kontroli, wysiadł z niego roztrzęsiony mężczyzna. Powiedział, że wiezie żonę do szpitala. Kobieta dusiła się i miała problemy z oddychaniem, bo pogryzły ją szerszenie.

Teresa Błaszczuk jest wdzięczna policjantom za pomoc

- Policjanci zachowali się bardzo profesjonalnie. O nic nie pytali, nie dociekali, czy mąż mówi prawdę. Wsiedli do swojego auta i eskortowali nas do samego szpitala, na Rejowieckiej nawet wstrzymali ruch. A mąż pędził ze 250 kilometrów na godzinę...

St. asp. Jerzy Gielowski i sierż. Jakub Jabłoński w nieoznakowanym radiowozie przez około 10 kilometrów eskortowali samochód ruchliwą trasą. Chcieli nawet pomóc pani Teresie dotrzeć na SOR.

- Dostałam kroplówkę, leki i po godzinie 20 mogłam w dobrej kondycji wrócić do domu - dodaje pani Teresa. - Jestem wdzięczna mundurowym, że w taki sposób zareagowali i pomogli nam szczęśliwie dojechać do szpitala. Uratowali mi życie.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklamabaner reklamowy
Reklama
Reklama
Reklama