W piątek po godzinie 10 policja otrzymała sygnał od mieszkańców bloku przy ul. Czarnieckiego, że z jednego z mieszkań wydobywa się potworny smród. Ponieważ sąsiedzi od dawna nie widzieli lokatorów, podejrzewano, że za drzwiami na drugim piętrze doszło do tragedii.
Na miejsce przyjechała policja, karetka pogotowia i straż pożarna. Ponieważ drzwi były zamknięte, strażacy weszli do środka przez uchylone okno. W środku ujrzeli obraz jak z koszmaru. Na podłodze dwa ciała w znacznym rozkładzie, a przy nich bezradny mężczyzna...
Jak ustalili śledczy, 84-letnia kobieta i jej 61-letni syn mogli już nie żyć od około miesiąca. Jak zmarli, na razie nie wiadomo. Być może przyczyny zgonu uda się ustalić podczas sekcji zwłok.
Wstępnie podejrzewa się, że śmierć starszej kobiety ze względu na wiek mogła nastąpić z przyczyn naturalnych. 61-latek mógł mieć wyniszczony organizm. Ponoć nie stronił od alkoholu.
Nie wiadomo też na razie, czy do ich śmierci mogły przyczynić się jakieś inne osoby. Pewne jest, że w mieszkaniu nie było śladów na to wskazujących. Ani oznak walki, ani narzędzi zbrodni, a przede wszystkim brak krwi i wyraźnych obrażeń na ciałach denatów.
Śledczym ciężko będzie ustalić przebieg zdarzeń, bo z 64-latkiem obecnym na miejscu jak na razie całkowicie brak kontaktu. Zaopiekowali się nim pracownicy pomocy społecznej. Miał zbadać go specjalista. Musieli też znaleźć mu jakieś bezpieczne lokum. W lokalu na Czarnieckiego w niedzielę fachowcy przeprowadzali dezynfekcję.
Niewyobrażalne wręcz jest to, że 61-latek tyle czasu przesiedział sam ze zmarłymi. Szokujący jest fakt, że mieszkańców bloku nic wcześniej nie zaniepokoiło i nie próbowali sprawdzić, co dzieje się tuż obok u sąsiadów z klatki...
Podobne artykuły:
Bójka uczennic na szkolnym korytarzu
Napisz komentarz
Komentarze