Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

Przez błoto do zwycięstwa

Dystans 14 kilometrów naszpikowanych przeszkodami pokonali w ostatnią niedzielę sierpnia zawodnicy 3. edycji Nadbużańskiego Biegu Pod Prąd. Był pot, krew i łzy, ale także ogromna satysfakcja z pokonanego wyzwania. Najlepsi docierali na metę po upływie około półtorej godziny.
Przez błoto do zwycięstwa

Autor: Beata Soczyńska

O godz. 15 blisko 200 biegaczy z całej Polski oraz zza naszej wschodniej granicy wystartowało sprzed Pałacu Suchodolskich na malowniczą, ale bardzo trudną trasę po gminie Dorohusk. Wśród mężczyzn najlepszy okazał się pochodzący ze Świdnika Artur Jędrych, zwycięzca również zeszłorocznej edycji, który przekroczył linię mety po godzinie i 35 minutach.

 

Drugi na mecie był Vitalii Babych z Kowla, który pokonał dystans w godzinę i 39 minut, a na trzeciej lokacie uplasował się Tomasz Pawłowski z Hanny. Jego wynik to godzina i 40 minut.

 

Spośród kobiet pierwsza na mecie, po godzinie i 48 minutach, była trenerka klubu Fight Gym z Lublina, Magdalena Martyniuk. Nie bez powodu jednak, tuż przed finiszem, zaczekała na swojego chłopaka, również z klubu Fight Gym, Rajmunda Flejmera, zawodowo trenującego MMA.

 

Zatrzymała mnie wysoka ściana, której bez pomocy Rajmunda nie byłabym w stanie pokonać, bo sama jestem dosyć niska - mówiła Magdalena Martyniuk. - Trenujemy razem, głównie treningi siłowo-wytrzymałościowe. Do tego biegu średnio się przygotowywałam, ponieważ miałam kontuzję i 5 tygodni przerwy. Trzeba było włożyć naprawdę mnóstwo wysiłku, ale wrażenia są wyłącznie pozytywne.

 

Drugą panią, która przebiegła mordercze 14 km, była Ewa Furmanik ze Świerż z czasem 1 godzina i 54 minuty, natomiast trzecie miejsce na podium zajęła lublinianka Kinga Cieślak z czasem 2 godziny i 2 minuty.

 

W ekstremalnym biegu zostali docenieni również najstarsi uczestnicy. Wśród panów był to 57-letni włodawianin Edward Kordon (czas: 2 godziny 28 minut), a wśród pań pochodząca z Lublina 53-letnia Barbara Malec (czas: 3 godziny 12 minut).
 
Chwilami było boleśnie

 

Biegacze tegorocznej edycji Nadbużańskiego Biegu Pod Prąd musieli zmagać się m.in. z zasiekami, wydmami, ścianami, głęboką wodą, hałdami piachu, zaroślami czy błotem. W tym ostatnim, jeden z zawodników zgubił buty i resztę trasy, również przez ścierniska i kamienie, przebiegł boso. Na wymagającej trasie i w tropikalnych warunkach konieczne okazały się również interwencje medyczne:

 

- Na przeszkodzie z zasiekami zdarzały się zadrapania i okaleczenia, zawodnicy otrzymywali pomoc na bieżąco - mówi Kamil Kociubiński, z chełmskiej Stacji Ratownictwa Medycznego. - Na mecie zdarzały się zasłabnięcia, więc kolega z punktu medycznego też miał sporo pracy. Podczas biegu jedną z zawodniczek musieliśmy zatrzymać z powodu głębokiej rany, która wymagała interwencji chirurgicznej.

 

W tym ostatnim przypadku sprawną reakcją wykazała się grupa Airsoft Gream Reapers z Chełma, szybko opatrując ranną biegaczkę. Warto tu dodać, że grupa, w której działa nasz redakcyjny kolega Bartłomiej Ważny, przygotowała na trasie jedną z ciekawszych - jak mówią uczestnicy - zasadzek. Z użyciem replik broni i pirotechniki Gream Reapers wydawali biegaczom komendy, bez których wykonania nie mogliby kontynuować trasy.
III Nadbużańskiego Biegu Pod Prąd nie ukończyło jedynie dwóch uczestników.

 

Chełmianie również podjęli wyzwanie

 

Wśród startujących w biegu nie zabrakło oczywiście chełmian. Jednym z zawodników był aktywnie biegający Sebastian Bielecki, przewodniczący Rady Osiedla Śródmieście Chełmskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.

 

- To był mój pierwszy występ w tych zawodach i muszę powiedzieć, że byłem zaskoczony. Oglądałem nagrania z poprzednich edycji, ale wiadomo, co innego oglądać, a co innego spróbować. Pierwsza trudna przeszkoda była już na samym początku, musieliśmy biec w błocie. Zdecydowałem się przez nie przepłynąć, co skończyło się zniszczonym strojem. W pewnym momencie pojawiło się zwątpienie, ale adrenalina niosła dalej. Super przygoda, naprawdę warto spróbować - opowiada.

 

Zawodnicy zgodnie podkreślają, że egoizm na trasie zdawał się na nic, a bez współpracy pokonanie biegu było prawie niemożliwe.
- Niektóre przeszkody trudno było pokonać w pojedynkę: bele ze słomy, ściany czy wspinanie na słupie - wymienia Magdalena Kudełko. - Biegłam z mężem, kolegą i znajomą, więc działaliśmy wspólnie i się motywowaliśmy. W porównaniu do Runmaggedonu w Myślenicach, w którym też brałam udział, ten bieg był bardzo ciężki. Myślałam, że będzie łatwiej, ale cieszę się, że się udało, bo organizatorzy przeszli samych siebie.

 

Co nas czeka za rok?

 

Zawodnicy, mimo ogromnego zmęczenia, jednym głosem podkreślali, że Nadbużański Bieg Pod Prąd to świetna inicjatywa i możliwość walki z własnymi słabościami. Nie obyło się jednak bez pewnym zastrzeżeń, dotyczących przede wszystkim braku większej liczby stacji wodopoju na trasie czy informacji, ile kilometrów mają jeszcze do przebiegnięcia.
Zadowoleni byli nie tylko zawodnicy, ale również organizatorzy, którzy myślą już o sprawnym i jeszcze ciekawszym przygotowaniu trasy kolejnej edycji:

 

- Po biegu uczestnicy wypełniali ankiety i wyrazili swoje opinie, które weźmiemy pod uwagę - zaznacza Adam Derkacz ze Stowarzyszenia Clipeus Arma. - W kolejnej edycji mamy również w planach organizację dodatkowego biegu na podobnym dystansie, ale bez przeszkód.

 

Patronat nad Nadbużańskim Biegiem Pod Prąd objęły redakcje Super Tygodnia Chełmskiego i Radia Bon Ton.

 

 


fot. Beata Soczyńska

fot. Beata Soczyńska

fot. Beata Soczyńska

fot. Beata Soczyńska

fot. Beata Soczyńska

fot. Beata Soczyńska

fot. Przemysław Prucnal

fot. Przemysław Prucnal

fot. Przemysław Prucnal

fot. Marek Meckier

fot. Marek Meckier

fot. Marek Meckier

fot. Marek Meckier

fot. Marek Meckier

fot. Marek Meckier


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama