Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

Gm. Siedliszcze. Połączyła ich miłość, glina i... gary [ZDJĘCIA+FILM]

Kiedy Sebastian Kozłowski sięga po surowy kawałek gliny, czuje, jak gdyby stwarzał od nowa świat – Wierzę, że uczestniczę, w pewnym sensie oczywiście, w boskim dziele stworzenia. Nie ma przecież dwóch takich samych kubków, talerzy... To piękno, którego doświadczam, jest unikatowe...
Gm. Siedliszcze. Połączyła ich miłość, glina i... gary [ZDJĘCIA+FILM]
Zosia i Sebastian Kozłowscy przy jednej z nieukończonych jeszcze ścian swojej garncarskiej pracowni

Źródło: red

Życie garncarza, czyli znój, piękno i wolność

Swoją pracę kończy nierzadko późno w nocy. Potrafi położyć się dopiero ok. 2, 3... W kącie jego pracowni stoi nawet kanapa, z której czasami, w wyjątkowych przypadkach, korzysta. 

– Po takiej pracy do późna padam po prostu „na twarz”. Nie mam na nic ochoty. Nie mam nawet siły dojść do domu. To ciężka robota. Ktoś, kto nie ma zbyt wiele siły fizycznej i odpowiedniej dozy cierpliwości, nie poradzi sobie jako garncarz – twierdzi Kozłowski.

Żeby to zrozumieć, trzeba samemu być garncarzem, dlatego Zosia, żona Sebastiana, nie ma pretensji o to, w jaki sposób jej mąż organizuje swój czas. Są w tym razem. Wspierają się i rozumieją. Czasami muszą dłużej posiedzieć przy maszynie do wyrobu surowej gliny, czasami wspólnie pougniatać stopami zaprawę do budowy glinianej pracowni. Ich życie nie jest jednak kruche. Trwają na mocnym fundamencie wzajemnej miłości, zaufania i pasji do „lepienia garów”.

– Jak się zaczęło? Chodziliśmy wspólnie do „medyków”, gdzie funkcjonowała pracownia garncarska. Zosia była z tą placówką związana dłużej, ja natomiast krócej, bo „uciekałem” przed wojskiem. W tym samym czasie garncarstwem zaczął zajmować się mój ojciec i tak się potoczyło. Jeśli on, to dlaczego nie ja? To był chyba 2004 rok – śmieje się Sebastian.

Twierdzi, że dzięki garncarstwu jest wolnym człowiekiem. Może cieszyć się rodziną, domem, każdą wspólnie spędzoną chwilą. Dogląda ukochanych roślin i marzy o kolejnych wyzwaniach związanych ze swoim zawodem. Kozłowscy mówią o tym, że życie, jakie prowadzą, to ich świadomy, dojrzały wybór. Żyją na wsi, ponieważ z tej perspektywy lepiej widzi się i smakuje życie. Można się w nim zanurzyć i niespiesznie płynąć w wybranym, a nie narzuconym kierunku. 

– Zapisałam się na kurs garncarski w Pawłowie i kontynuowałam to, czego nauczyłam się wcześniej w szkole – relacjonuje Zosia. – A ja po ciebie przychodziłem i podpatrywałem, co robicie – wtrąca z czułością jej mąż.

Uczą się siebie przy glinie

Cały swój warsztat Kozłowscy przygotowali od podstaw zupełnie samodzielnie. Wspólnie kopali pawłowską glinę, a wymagało to od nich niemałego wysiłku. Wspólnie uczyli się wypalać, choć garnki pękały nierzadko niczym popcorn. Ale nie zrażali się, nie marudzili. Uparcie podążali w obranym kierunku.

– Nasi sąsiedzi chyba mieli nas wtedy serdecznie dosyć, bo dzień i noc włączone były u nas maszyny potrzebne do przerobu surowej gliny. Z czasem zaczęliśmy kupować dostępną, gotową glinę, ale to również nie jest proste. Sporo jest bowiem na rynku gliny zielonej i czerwonej, ale bardzo mało takiej szlachetnej, białej. Często sprowadzana jest do Polski zza granicy – wyjaśniają garncarze.

Mają swoich stałych, zaufanych odbiorców, ale wciąż pojawia się ktoś nowy. Ktoś, kogo zafascynuje ich świat roślin i gliny. Pojawiają się nawet specjalne zlecenia np. na umywalkę. 

– Często zaczynamy pracę wówczas, kiedy pojawi się konkretny impuls. Natchnieni pomysłem, który zrodził się w głowie. Wtedy Sebastian schodzi do pracowni i po prostu „trzaska”, poświęcając na to cały dostępny czas i energię. Ludzie pokochali nasze wzornictwo, lubią je – twierdzi Zosia. 

Już dawno rzuciliby wszystko i wyjechali odpocząć, ale przy ich pracy i pasji trzyma ich doświadczenie piękna. Na swoich wyrobach Kozłowscy odciskają lokalne rośliny, więc utrwalają coś, co jest jedyne w swoim rodzaju, unikatowe. 

– Nie potrafię tego opisać. Kiedy biorę w dłonie wykonane przez siebie naczynie, towarzyszy mi niesamowite uczucie. Czuję każdą jego krzywiznę, dostrzegam detale, drobne niedoskonałości, których nie da się uniknąć. I ten motyw roślinny, przy pomocy którego konserwujemy naturę niczym bursztyn. To absolutnie fenomenalne uczucie – mówi Sebastian.

Jest kowalem własnego losu...

Ich wspólnym marzeniem jest postawienie glinianej chaty, pracowni, gdzie mogliby przyjmować grupy kursantów i uczyć fachu, który, wbrew pozorom, wcale nie wyginął, ale uległ aktualizacji i przeistoczeniu w nowe formy aktywności. To dom wykonany w całości z drewna i gliny. Konstrukcja ścian opiera się na drewnianym szkielecie i wypełnieniu, który stanowią olchowe kloce i glina. Kozłowscy się spieszą, ponieważ z kursami chcieliby ruszyć możliwe szybko. 

– Taki dom nie wymaga specjalnego systemu ogrzewania, wystarczy zwykły piec czy kominek. Materiał ma doskonałe właściwości izolacyjne. Konstrukcję dachu i jego poszycie wykonałem sam, że starych dachówek, które przeleżały na podwórku u mojej babci – nie kryje dumy Kozłowski.

Jego głowa to nieskończona skarbnica pomysłów i różnorakich inspiracji. Kryją się w niej również takie szalone projekty, jak chata wybudowana przy użyciu specjalnej, konopnej masy oraz słowiańska ziemianka. A i miejsce na kampera by się przydało, bo na przepastnym podwórzu Kozłowskich stoi również, oczekujący na swoją kolej, stary volkswagen „ogórek”.

– Nie mam niestety na niego czasu. Próbujemy z kolegą naprawić silnik, ale wystąpiło nieoczekiwanie kilka technicznych zagwozdek. Pawłowski jarmark już za pasem, więc od rana do wieczora mamy ręce pełne roboty, trzeba wszystko przygotować – mówi garncarz.

Czy wiemy jeszcze, jak wyglądają szczęśliwi ludzie? Czy takich spotykamy w swoim życiu, doświadczamy na co dzień? Czy sami mamy poczucie, że jesteśmy szczęśliwi? To pytania, z którymi opuściłem gospodarstwo Kozłowskich w Kamionce. Gospodarstwo „nie z tego świata”. Miejsce, gdzie spotkałem szczęśliwych ludzi. 

Czytaj także:



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklamabaner reklamowy
Reklamaprzystań
Reklama
Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: JoelTreść komentarza: Rozdawanie 500+ nie zwiększyło dobrobytu u ludzi, tylko go zmniejszyło. Rząd nie daje, tylko zabiera.Data dodania komentarza: 4.12.2025, 14:14Źródło komentarza: Pieniądze nie zwiększą liczby urodzeń. Trzeba  się otworzyć na inne rozwiązaniaAutor komentarza: TomcioTreść komentarza: Może warto przesuwać przetargi na wiosnę i latem robić remonty niż w grudniu. I tak macie szczęście, że pogoda jest na plusie i bez śnieguData dodania komentarza: 4.12.2025, 09:16Źródło komentarza: Chełm. Asfalt położą w grudniu? „Jeżeli temperatura będzie około zera, można”Autor komentarza: RobertTreść komentarza: Czy teraz Miasto zaciągnie kredyt na wkład własny? Bo ze słów prezydenta (o ile dobrze pamiętam) wynikało, że 100 mln wyda na bieżące potrzeby.Data dodania komentarza: 3.12.2025, 15:34Źródło komentarza: Ugoda w sprawie infrastruktury pod terminal intermodalny w Chełmie. Miasto przygotowuje kolejny przetargAutor komentarza: BezradnyTreść komentarza: To jakiś drogi ten tłuczeń bo cała podwyżka wyniesie ok.4150zł miesięcznie. To dwa samochody tłucznia miesięcznie.Data dodania komentarza: 3.12.2025, 11:11Źródło komentarza: Gm. Białopole. Otworzyli oferty śmieciowych ofert. Samorządowcy przeżyli szok.Autor komentarza: SuperTreść komentarza: Niech remontują. Najpierw trzeba trochę postać w korkach żeby było lepiejData dodania komentarza: 3.12.2025, 07:01Źródło komentarza: Chełm. Asfalt położą w grudniu? „Jeżeli temperatura będzie około zera, można”
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama