Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama Stachniuk Optyk

Chełm. EPIDEMIA WODNA NA OSIEDLU DYREKCJA. Najpierw był nieżyt, potem czerwonka. Chorowały dzieci...

U dwojga dzieci wystąpiły nudności, biegunka, bóle brzucha i gorączka. Typowe objawy grypy żołądkowej lub zatrucia pokarmowego. Przykra dolegliwość, ale od tego się nie umiera. Lekarz zaaplikował małym pacjentom antybiotyki i zalecił leżenie w łóżku.
Chełm. EPIDEMIA WODNA NA OSIEDLU DYREKCJA. Najpierw był nieżyt, potem czerwonka. Chorowały dzieci...

Autor: pixabay/aamiraimer

Następnego dnia zachorowało kolejnych czworo dzieci. Stwierdzono identyczne symptomy. To był początek tzw. epidemii wodnej, która na przełomie 1967 i 1968 r. mocno dała się we znaki mieszkańcom Chełma.

 

Ponad dwa tysiące chorych!

Lucjan Zwierzyński, lekarz dyżurny ze szpitala miejskiego, do którego 23 listopada 1967 r. trafiły rozgorączkowane i ledwie żywe z wycieńczenia dzieci, okazał się bardziej dociekliwy niż jego kolega po fachu z poradni pediatrycznej. Nie, żeby kwestionował diagnozę. Chodziło o coś innego. Wszystkie chore dzieci mieszkały na osiedlu Dyrekcja. To dawało do myślenia.

Lekarz powiadomił Sanepid, który po sprawdzeniu innych placówek służby zdrowia w mieście, stwierdził wiele przypadków tajemniczego nieżytu jelit u osób mieszkających w dzielnicy kolejowej. Chorych przybywało każdego dnia nieomal w postępie geometrycznym. Kurier Lubelski w wydaniu z 28 listopada 1967 r. donosił o 200 przypadkach, a 1 grudnia podał, że liczba zatruć wzrosła do blisko 300. Kilkadziesiąt osób hospitalizowano, pozostałych poddawano leczeniu ambulatoryjnemu. Mimo wysiłków personelu medycznego epidemia parła naprzód. W pierwszym tygodniu grudnia chorych było już prawie 2000!

Sanepid podejrzewał, że źródłem zatruć jest skażona woda. Przystąpiono więc do sprawdzania ujęcia zasilającego kolejową sieć wodociągową, z którego korzystali mieszkańcy Dyrekcji. Przy tej okazji wyszły na jaw karygodne zaniedbania kolejowej inspekcji sanitarnej, która zgodnie z przepisami powinna codziennie kontrolować ujęcie, a robiła to od przypadku do przypadku. Pobierane próbki poddawano badaniom w laboratorium. Do pomocy wezwano specjalistów z Lublina. Po kilku dniach ogłoszono mały sukces. Doc. dr Wolf Szmuness z wojewódzkiego sanepidu stwierdził, że przyczyną masowych zatruć są pałeczki okrężnicy oraz drobnoustroje, normalnie znajdujące się w ściekach kanalizacyjnych. Ustalono, że zarazki przedostały się do wodociągu z kolektora sanitarnego. Doszło do uszkodzenia kanału, w wyniku czego nagromadzone w nim nieczystości rozlały się w ogromne bajoro i przeniknęły do wody. Dodatkową przyczyną mogły być nielegalne szamba i praktykowane przez część mieszkańców wylewanie fekaliów na ulicę.

W tej sytuacji zdecydowano się na drastyczne posunięcie, ale innego wyjścia nie było. Zakazano spożywania i użytkowania wody na całym osiedlu Dyrekcja. Miejskie służby wodociągowe przystąpiły do usuwania awarii.

 

Jak żyć bez wody?

Początkowo mieszkańcy podeszli ze zrozumieniem do decyzji sanepidu. Jakoś to przeżyjemy – mówiono. W końcu, jak pęknie rura, to też przez jakiś czas nie ma wody.

Jak długo jednak może jej nie być? Kilka, kilkanaście godzin. Dzień, góra dwa. W Chełmie tych dni było znacznie więcej. Kilka tysięcy osób tygodniami żyło w skandalicznych warunkach. O kąpieli i goleniu nie było mowy. Nawet rąk nie myli. Nie mogli umyć naczyń ani spuścić wody w toalecie. Żeby zaradzić problemowi, miasto postanowiło zorganizować na osiedlu Dyrekcja beczkowozy. Niestety, postanowić było o wiele prościej, niż załatwić. Beczkowozy miały zacząć rozwozić wodę 6 grudnia, ale tego dnia nie wyruszyły w trasę. Potem pojawiły się, ale tylko trzy. I rzadko kursowały. To nie pokrywało potrzeb osiedla.

W godzinach, kiedy samochody miały dostarczyć wodę, na ulicy zbierały się tłumy ludzi z wiadrami i miskami. W kolejkach dochodziło do przepychanek i awantur. Zarośnięci mężczyźni torowali sobie drogę łokciami i pięściami. Interweniowała milicja. Ci, którzy nie chcieli czekać, aż woda do nich przyjedzie, wbrew zaleceniom Sanepidu czerpali ją z dzikich, od lat nieeksploatowanych studni. Takie przypadki również zgłaszano milicji i służbom sanitarnym. Za złamanie zakazu groziła grzywna. Jednak nawet kary pieniężne nie powstrzymywały lekkomyślnych mieszkańców.

Liczba chorych wciąż nie malała. Wprawdzie wodna epidemia dotknęła mieszkańców Dyrekcji i częściowo Cementowni, ale problem był odczuwalny w całym mieście. W grudniu 1967 r. świat pasjonował się pierwszą operacją na otwartym sercu, przeprowadzoną w klinice w RPA. W Chełmie wyczyn profesora Christiana Barnarda i stan zdrowia jego pacjenta schodziły na dalszy plan. Zamknięto kilka punktów żywienia zbiorowego m.in. jadłodajnię w cementowni, bufet na dworcu kolejowym i stołówkę w gmachu Dyrekcji. Ograniczono produkcję miejscowych masarni. Rozważano zamknięcie mleczarni oraz szkół i przedszkoli w skażonej strefie, w których absencja przekraczała 30-procent.

Chełmskie dzieci miały tego roku smutnego Mikołaja. Nie wszystkim przyniósł prezenty. Wiele rodzin rezygnowało z tradycyjnego obchodzenia świąt, bo jak przygotować bigos na Wigilię, gdy wody tyle, co na lekarstwo...

 

A ja się nie dam zaszczepić!

W celu ograniczenia skutków epidemii miejski wydział zdrowia zarządził przymusowe szczepienia przeciwko durowi brzusznemu wszystkich mieszkańców Chełma w wieku od 5 do 60 lat, którzy nie zaszczepili się w ciągu ostatnich 3 lat. Informacje o obowiązkowych szczepieniach pojawiły się na słupach ogłoszeniowych w całym mieście, w prasie i w radiu.

Mimo dużego nagłośnienia, w pierwszych dniach akcja nie cieszyła się zainteresowaniem mieszkańców. "Nasz reporter odwiedził wczoraj punkty szczepień. I tutaj sytuacja jest niezadowalająca. Wszędzie zanotowano małą frekwencję" - donosił Kurier Lubelski w wydaniu z 4 grudnia 1967 r.

W kolejnych dniach było nieco lepiej, ale po krótkiej poprawie, do punktów szczepionkowych znowu przychodziły tylko garstki. Ludzie nie chcieli się szczepić, bo uważali, że podawana w formie zastrzyków gamma-globulina nie zapobiega zachorowaniu. Zdarzały się i takie sceny: dwóch czerwonych z wysiłku milicjantów wyprowadza z mieszkania starszą kobietę, która zapiera się nogami i rękami, wrzeszcząc, że nie pozwoli się kłuć. - Od tych waszych szczepionek zaraza tylko rośnie! Zabijcie mnie, a nie pójdę!

Najbardziej "światli" wychodzili z założenia, że nie ma sensu się szczepić, bo pomimo przymusu, liczba zachorowań wcale nie spada, a nawet wzrasta. To była poniekąd prawda – rzeczywiście epidemia nie odpuszczała, aczkolwiek zachorowalność nie zwiększała się już tak gwałtownie, jak na początku. Niektórzy nie pojmowali jednak albo nie chcieli pojąć, że szczepionka nie leczy tych, którzy już zachorowali, lecz pozwala uniknąć zachorowania osobom, które wciąż były zdrowe. Lekarze i epidemiolodzy tłumaczyli, że statystyki poprawią się, gdy chorzy zaczną zdrowieć, a nowych przypadków, dzięki dużej liczbie zaszczepień, już nie będzie. Niestety do wielu osób "uczone" argumenty nie docierały. Jak widać, antyszczepionkowcy wykazywali aktywność już pół wieku temu...

 

Kolejny wróg u bram

W kolejnych dniach udało się przyhamować wzrost zachorowań na nieżyty jelit, cześć chorych stopniowo wracała do zdrowia, ale nikt nie mówił o wygranej z epidemią. Pojawiło się nowe śmiertelne niebezpieczeństwo: czerwonka.

9 grudnia odnotowano 50 przypadków tej choroby u mieszkańców Chełma, a następnego dnia już ponad 60. To jeszcze nie była epidemia, ale realna groźba jej wystąpienia. Chorych  hospitalizowano. Na wszelki wypadek chełmscy lekarze zwrócili się z prośbą do szpitali w innych miastach województwa o zapewnienie sal na oddziałach zakaźnych i odpowiedniej liczby personelu, jeśli zajdzie taka potrzeba. Należało być przygotowanym na każdą ewentualność.

Czerwonka (inaczej dyzenteria) to ostra choroba zakaźna atakująca przede wszystkim jelito grube. Leczy się ją poprzez uzupełnianie płynów i elektrolitów oraz antybiotykami. Nieleczona prowadzi do odwodnienia organizmu i w konsekwencji do śmierci. Jest to typowa choroba brudnych rąk i braku higieny osobistej, aczkolwiek na chełmskim osiedlu Dyrekcja była spowodowana spożywaniem skażonej wody. Stanowiła jakby drugi etap choroby u części osób, które wcześniej zapadły na zapalenie jelit.

Wysiłki lekarzy i wszystkich służb, które przeciwstawiały się zarazie, wydawały się niestety waleniem głowy o mur. Liczba chorych na czerwonkę wzrastała z dnia na dzień. Przed Bożym Narodzeniem pojawiły się także przypadki duru brzusznego, na szczęście niezbyt liczne i w nie najcięższej postaci. Dur brzuszny jest jeszcze groźniejszy niż czerwonka. W związku z tym zarządzono zaraz po Nowym Roku przeprowadzenie drugiej tury przymusowych szczepień.

 

Z kranów popłynęło w Wigilię

 Lekarze walczyli z coraz to nowymi chorobami, natomiast specjaliści od wodociągów i kanalizacji pracowali nad szybkim przywróceniem do normalnego funkcjonowania zaopatrzenia w wodę osiedla Dyrekcja. To nie była prosta sprawa. Nie doszło do zwykłej awarii, lecz do rozprzestrzenienia się ścieków na dużej powierzchni. Musieli więc oczyścić teren, zdezynfekować ujęcie i zastosować rozwiązania zapobiegające powtórnemu skażeniu.

Ciągle coś nawalało. A to naukowcy z Politechniki Warszawskiej, którzy obiecali pomoc, nie przyjechali na czas. A to sprowadzony z dużymi trudnościami chlorator po zainstalowaniu w sieci wodociągowej bez ustanku się psuł. To znów nastały mrozy, a wraz z nimi pojawiła się groźba ograniczenia dostaw wody przez beczkowozy. Na tym odcinku sytuacja nieco się poprawiła, kursowało więcej samochodów i jeździły dłużej. Ciągle była to jednak - nomen omen - kropla w morzu potrzeb. Ludzie coraz bardziej się niecierpliwili. Na święta oprócz zdrowia i udanych dzieci życzyli sobie, żeby woda jak najszybciej popłynęła z kranów.

I tak się stało. W Wigilię udało się wreszcie uruchomić na dobre chlorator i woda w kranach się pojawiła. Okazało się też, że mróz był nie tylko wrogiem, ale równocześnie sprzymierzeńcem. Niska temperatura sprawiła, że ścieki przestały płynąć rynsztokami, co zapobiegło ponownemu skażeniu wody. Radość mieszkańców Dyrekcji nie trwała jednak długo. W poświątecznych wydaniach gazet informowano o licznych przerwach w dostawach wody.

Mimo iż sytuacja uległa znaczącej poprawie, pogrążone w chaosie miasto sprawiało przygnębiające wrażenie. Wciąż jeszcze dochodziło do zachorowań, dzielnica kolejowa tonęła w śmieciach, w powietrzu unosił się przykry odór, a ludzie chodzili smutni i zmęczeni. Ci, którzy bezpośrednio nie odczuli skutków epidemii wodnej, szczerze współczuli mieszkańcom Dyrekcji zmagającym się z chorobą lub codziennymi trudami. Starano się jednak żyć normalnym życiem. Wiele osób chciało wiedzieć, czy w związku z epidemią w Chełmie na pewno odbędą się bale sylwestrowe.

 

Wszystko mija...

Każda zaraza, nawet dżuma i cholera, ma to do siebie, że nie trwa w nieskończoność. Przychodzi czas przesilenia, po którym odstępuje. Epidemia wodna w Chełmie została względnie opanowana w styczniu 1968 r. Zdarzały się jeszcze przypadki zachorowań na czerwonkę i dur brzuszny, ale były coraz rzadsze, a choroba miała łagodny przebieg. Druga tura szczepień odniosła pożądany skutek. Zaszczepić przyszło się znacznie więcej osób niż w grudniu. Coraz sprawniej przebiegało zaopatrzenie w wodę dzielnicy kolejowej. Najdłużej ciągnęło się uprzątanie sanitarnej stajni Augiasza.

Należało się cieszyć, że dzięki wysiłkom wielu ludzi – przede wszystkim pracowników służby zdrowia i Sanepidu – epidemia i jej skutki nie trwały dłużej. I że nie było śmiertelnych przypadków zachorowań. Ale pojawiły się też gorzkie refleksje. Gdyby kolejowa inspekcja sanitarna nie lekceważyła swoich obowiązków, a miasto bardziej dbało o infrastrukturę wodno-kanalizacyjną, do tego wszystkiego zapewne by nie doszło. Człowiek uczy się jednak na błędach. Epidemia wodna na osiedlu Dyrekcja w 1967 r. była pierwszą i jedyną w powojennej historii Chełma.

Czytaj także:

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Marta 29.11.2022 19:16
Niestety, do tej pory na dyrekcji śmierdzi z kanalizacji...

Reklama
Reklama
Reklamabaner reklamowy
Reklamabaner reklamowy
KOMENTARZE
Autor komentarza: historiaTreść komentarza: zapisać się do platformy i żadnej matury nie trzebaData dodania komentarza: 11.05.2024, 23:10Źródło komentarza: Matura i co dalej? Dobra praca, wysoka płaca, zadowolenie siebieAutor komentarza: KatarzynaTreść komentarza: Dzień dobry Chciał sklepie Actcion i delzData dodania komentarza: 11.05.2024, 10:19Źródło komentarza: Złoty Róg w Krasnymstawie. Kiedy powstanie? W jakich sklepach zrobimy tam zakupy?Autor komentarza: Krzysztof MąkaTreść komentarza: Fajnie by bylo jakby kapielisko mialo rewitalizator alkalizujacy wode- wowczas woda była by krystalicznie czysta i wolna od patogenow. Jednak ryby mialyby pewnie problem z przezyciem albo by porosly czelabinskie sumy. Pomosty z drewna ksiezycowego niemal rowne z tafla wody roslinnosc przy pomostach na sztucznych tratwach. Plaze usypane piaskiem o strukturze podobnej do tego z morza polnocnego a moze cos jeszcze ambitniejszego jak ktos madrzejszy wymysli...Data dodania komentarza: 11.05.2024, 03:03Źródło komentarza: Gm. Krasnystaw. Kiedy wykąpiemy się w zalewie Tuligłowy?Autor komentarza: GolTreść komentarza: Podziękuj wyborcom tóska :pData dodania komentarza: 10.05.2024, 22:39Źródło komentarza: Region. Rolnicy wciąż mają nadzieję, dalej protestująAutor komentarza: JolkaTreść komentarza: Pale miłości w więźniu czekają :)Data dodania komentarza: 10.05.2024, 22:37Źródło komentarza: Pow. krasnostawski. Czterech agresywnych mężczyzn w areszcie. Bili, nękali, grozili…
Reklama
Reklama
Reklama