Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama Stachniuk Optyk

W 20 dni rowerem do Barcelony! Jak Wojciech z Chełma przestał być korposzczurem...

- Byłem na początku pełen obaw. Myślałem, że to może niedojrzałe i nieodpowiedzialne, żeby w moim wieku robić sobie przerwę wakacyjną. Ale przygoda, którą przeżyłem i to, w jaki sposób odpoczęła moja głowa, było tego jak najbardziej warte - mówi pan Wojciech Dziwisz. Pochodzi z Chełma, mieszka w Warszawie. Postanowił rzucić pracę w korporacji, spakować się i przejechać rowerem z Katowic do Barcelony. Jego dwudziestodniowa podróż była niesamowita!
W 20 dni rowerem do Barcelony! Jak Wojciech z Chełma przestał być korposzczurem...

Autor: Wojciech Dziwisz

- Planując podróż, zastanawiałem się nad różnymi kierunkami. Wschód Europy jest piękny, ale obecnie nieosiągalny. Miałem plan, żeby jechać do Grecji do Aten, wzdłuż wybrzeża Adriatyku. Bałkany bardzo lubię, ale ten region znam z innych, niekoniecznie rowerowych, wycieczek. Tym razem chciałem poznać i zobaczyć nowe miejsca. Nigdy wcześniej nie byłem we Francji, Monako czy Hiszpanii. Południe tych krajów jest również dosyć egzotyczne. Więc wybór padł na zachód i Barcelonę i nie żałuję... - wspomina pan Wojciech. 

Pochodzi z Chełma, jednak na co dzień mieszka w Warszawie. Pewnego dnia postanowił rzucić pracę w korporacji. Zabrał wszystkie rzeczy z mieszkania, które wynajmował, i oddał je na przechowanie. Teraz wszystko zaczyna z nową, czystą kartą...

Na początek swojej podróży wybrał Katowice.

- Polskę mam dosyć dobrze "zjeżdżoną" na rowerze. A stamtąd miałem dobrą trasę wypadową od razu w piękny Beskid czeski, którego jeszcze nie znałem. Następnie jechałem przez Morawy, Słowację, do Wiednia. Dalej przez Alpy do Villach, znanego wszystkim polskim fanom skoków narciarskich. Z Villach bardzo krajobrazową i piękną trasą Alpa Adria w kierunku Morza Adriatyckiego. Później przez Wenecję i północną część Włoch Ferrarę, Parmę i Apeniny do basenu Morza Śródziemnego. Tam wzdłuż lazurowego wybrzeża przez Monako, Francję. Dalej przekroczyłem Pireneje i wzdłuż Costa Brava do Barcelony. Oczywiście opisuję to w dużym skrócie. Miałem po drodze wiele pięknych miejsc, zatok, plaż i bardziej lub mniej turystycznych miejscowości - dodaje Dziwisz.

W trasę wyruszył z kolegą, jednak doznał on kontuzji kolana po dwóch dniach jazdy i nie mógł dalej podróżować. Pan Wojciech kontynuował więc wyprawę samotnie. Nie był jednak cały czas sam, po drodze spotykał wielu rowerzystów i nie narzekał na brak towarzystwa. Między innymi jechał ze Słoweńcem, który podążał również wzdłuż lazurowego wybrzeża, ale nie zakończył swojej trasy na Barcelonie, bo pojechał aż na Gibraltar. We Francji poznał pół-Polkę, która wraz ze swoim chłopakiem wyruszyła rowerami w trasę z Francji do Włoch. 

- Z Włoch statkiem przeprawili się na Kostarykę, skąd na rowerach przez całą Amerykę Łacińską i Północną jadą do Kanady, gdzie obecnie mieszka jej tata. Myślę, że będzie to około ośmiomiesięczna piękna podróż. W Alpach poznałem za to dwóch Polaków, którzy jechali tak jak ja szlakiem Alpa Adria - dodaje pan Wojciech.

Nie zawsze miał jednak towarzystwo.

- Jazda samemu ma również zalety. Można jechać w swoim tempie, nie trzeba za nikim gonić ani na nikogo czekać. Poza tym większość noclegów spędziłem u Polaków mieszkających w krajach, przez które przejeżdżałem, więc dzień mogłem sobie spędzić po swojemu, zwiedzając, a wieczorem miałem okazję odpocząć, poznać nowych ludzi i porozmawiać po polsku - mówi podróżnik.

Noclegów nie planował z wyprzedzeniem. Robił to na bieżąco, z dnia na dzień. Większość czasu spędził u Polaków z grup polonijnych, które znalazł na Facebooku. Tam się ogłaszał, wstawiał zdjęcia trasy, którą planował jechać. Ludzie sami się odzywali i proponowali noclegi. Dzięki temu pan Wojciech poznał wielu serdecznych ludzi. 

- Odzew był ogromny. To niesamowite. Oczywiście wszystkim tym osobom z całego serca jeszcze raz dziękuję. Jeśli ktoś myśli, że nie można liczyć na wsparcie rodaków za granicą, to naprawdę jest w dużym błędzie - komentuje.

Zdarzyło się tylko kilka płatnych noclegów, dwa "na dziko" nad jeziorem Vsemina w Czechach i na plaży nad Adriatykiem w drodze do Wenecji oraz jeden nocleg w słowackim Šaštín-Stráže, w bazylice u zakonników.

Pan Wojciech miał podczas podróży ogromne wsparcie mamy i babci. Mimo tego, że martwiły się o niego, cały czas mu kibicowały. Praktycznie codziennie miał z nimi kontakt. Również wielu przyjaciół obserwowało jego podróż w social mediach. Podróż, która trwała od 1 do 21 czerwca. Do Barcelony dojechał w 20 dni, ponieważ miał jeden dzień bez jazdy. Łącznie pokonał 2578 km. 

- Miałem dwa takie dni, kiedy chciałem odpocząć i przejechałem trochę ponad 60 km. Ale również takie, kiedy pokonałem 160 - 170 km. Ostatniego dnia, gdy wyruszyłem z okolic Perpignan we Francji, dojechałem do Barcelony w jeden dzień, pokonując po drodze góry Pireneje. Przejechałem wtedy prawie 180 km w bardzo zmiennej pogodzie z deszczem i wiatrem prosto w twarz. Ten dzień uważam chyba za najcięższy dzień na rowerze w swoim życiu - komentuje pan Wojciech.

Ta była dla niego czymś w rodzaju oczyszczenia. Skupił się na sobie, nikt nie zaburzał mu wewnętrznego spokoju. 

Jazdę na rowerze poleca każdemu. Może być świetnym sposobem na spędzenie wolnego czasu, poznanie nowych ludzi. 

- Nie trzeba od razu jechać za granicę. W Polsce mamy wiele ciekawych tras rowerowych, którymi można jeździć z rodziną, znajomymi czy samemu. Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że przez Chełm przebiega jedna z głównych i najbardziej popularnych tras w Polsce, czyli Green Velo, która łączy południe Polski z północą. Zaczyna się w Końskich, a kończy w Elblągu. Tak naprawdę, mieszkając w Chełmie, nie musimy tracić czasu na dojazd pociągiem gdziekolwiek. Możemy wyruszyć w trasę spod swojego domu... - przekonuje Dziwisz.

Do wyjazdu nie przygotowywał się w jakiś szczególny sposób. Codziennie jeździ rowerem do pracy czy na zakupy. Przed wyjazdem "zaliczył" kilka wycieczek weekendowych i jedną tygodniową wokół Tatr. Początkującym radzi, aby rozpoczęli od krótkich, jednodniowych wycieczek (40/50/60 km dziennie), z czasem, zwiększając dystans i wybierając się na wycieczki weekendowe, następnie tygodniowe. 

- Dzięki takim wyjazdom człowiek się usamodzielnia. Poprzez wyjście ze strefy komfortu staje się bardziej zorganizowany. Oprócz tego, podczas takiej podróży rowerowej można napotkać wiele przygód, niespodzianek, co pomoże lepiej poradzić sobie ze stresującymi sytuacjami. Mitem jest też to, że potrzebny jest bardzo drogi sprzęt i rower za tysiące. Tak naprawdę, na początek, wystarczy plecak oraz rower, który zalega w piwnicy lub który można kupić tanio z drugiej ręki. Ja taki posiadam. W dalsze podróże przyda się jakiś niezbędnik typu dętka, pompka i multitool. Dla bezpieczeństwa oczywiście również kask i oświetlenie - dodaje.

Jakie plany ma pan Wojciech? Czy wyruszy w kolejną tak długą podróż?

- Na razie skupiam się na kwestiach zawodowych. Chciałbym znaleźć nową pracę, może w innej branży? Uczyć się nowych rzeczy. Co do podróży... mam plany na krótszą wycieczkę w wolniejszym tempie, już nie samotną. Nie chcę zdradzać szczegółów, dlatego zapraszam do obserwowania mojego Instagrama @wooooojciech oraz profilu na aplikacji Strava pod tym samym nickiem. Na pewno znajdzie się tam ciekawa relacja.

 


 .


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
P.P.P.P. 20.07.2022 23:56
Brawo Wojtku! Cały Chełm jest z Ciebie dumny!

Bike 20.07.2022 16:58
Brawo!

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama