Sąd nakazał także zapłatę rodzinie 10 tys. zł zadośćuczynienia i zakazał dróżnikowi wykonywanie zawodu związanego z ruchem kolejowym przez 5 lat od daty uprawomocnienia się orzeczenia.
Przypominamy, że do tragicznego zdarzenia doszło 4 kwietnia ub. r. około godziny 17.30. W tym czasie rogatki przy ul. Metalowej były podniesione. Pociąg osobowy, jadący z Lublina do Chełma, z ogromną siłą uderzył w toyotę yaris. Pchał ją przed sobą przez kilkadziesiąt metrów. Auto spadło z nasypu. W zmiażdżonym samochodzie zginęła 51-letnia chełmianka. Ciężko ranna została jej 14-letnia córka. W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Lublinie walczyła o życie, przeszła poważne operacje, zbierano dla niej krew. Niestety, nie udał się jej uratować. Zmarła z powodu niewydolności wielu narządów. W wypadku zginął także pies.
Policja zatrzymała 50-letniego dróżnika. Ustalono, że na służbie był trzeźwy. Potwierdził, że przyjął i odnotował w dokumentacji sygnał, iż ze stacji Zawadówka ruszył w jego stronę pociąg. Potem podobno poszedł na chwilę do toalety. Kiedy z niej wyszedł, usłyszał sygnał pociągu. Na zamknięcie rogatek było już jednak za późno...
Śledczy uznali, że nieumyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa na przejeździe kolejowym i przyczynił się do wypadku, w którym zginęły dwie osoby.
Biegły ocenił, że brak podstaw do stwierdzenia, że kierująca autem oraz maszynista pociągu popełnili jakieś nieprawidłowości mające wpływ na zdarzenie. Uznał, że kobieta nie miała szans na uniknięcie wypadku.
Zatrzymany mężczyzna miał za sobą około 17-letni staż pracy. Nie potrafił wytłumaczyć swojego zachowania. Powiedział jednak, że bardzo żałuje tego, co się stało.
Teraz czytane:
Napisz komentarz
Komentarze