Jej wcześniejszy związek się nie udał, samotnie wychowywała dzieci, więc nic dziwnego, że marzyła o mężczyźnie, z którym w końcu ułoży sobie życie. W lipcu przez zagraniczną aplikację randkową poznała Maahir.
- Zaczęłam z nim rozmawiać, to przecież nic złego – opowiada Aneta. – Przedstawił mi się jako 34-letni pilot z USA. Pracował w zagranicznych liniach lotniczych. Zapewniał, że też szuka w internecie bratniej duszy. Wysłał mi swoje zdjęcie w mundurze pilota. Był bardzo przystojny – postawna sylwetka, piękny uśmiech, ciemna karnacja. Bardzo mi się podobał. Myślałam, że złapałam Pana Boga za nogi...
Był bardzo wiarygodny
Przedstawił jej na fotografiach całą swoją rodzinę, nawet babcię i jakąś kuzynkę. Mówił, że jego ojciec pochodzi z Indii, a matka jest z Los Angeles. Opowiadał, że jego małżeństwo było wielką pomyłką, że się sparzył i teraz jest sam.
- Ja też odwdzięczyłam mu się swoimi fotografiami. Zapewniał, że mu się podobam, że chce być ze mną. Nasze rozmowy stawały się coraz bardziej gorące... - mówi Aneta. – Zwierzałam się mu, byłam wobec niego szczera i uczciwa. Na początku nie dowierzałam, że jest naprawdę mną zainteresowany. Takie historie to tylko w filmach – myślałam sobie, ale był tak przekonujący, że całkowicie straciłam dla niego głowę. W końcu wyznał mi miłość.
Podekscytowana nową znajomością próbowała zachować odrobinę rozsądku.
- Zaczęłam szukać jakichś informacji o nim w sieci. Trafiłam na stronę, na której umieścił kilka swoich zdjęć. Były trochę wyzywające i jakby zmontowane, z dziwnymi nierealnymi tłami. Miał na nich odkryty tors i minę, jakby czekał na oferty od kobiet, co mu zresztą wytknęłam, ale ostatecznie utwierdziły mnie w przekonaniu, że taki mężczyzna w ogóle istnieje...
Mam dla ciebie prezent
Któregoś dnia napisał jej, że leci na szkolenie do Australii, ale jak wróci, to w końcu odwiedzi ją w Polsce. - Trochę dziwiło mnie to, że po miesiącu pisania do siebie nie mieliśmy nawet telefonicznego kontaktu, ciągle zbywał mnie, że to on w końcu zadzwoni. Zapewniał, że cały czas o mnie myśli, a ostatnio, chodząc po sklepach znalazł jakieś piękne rzeczy "dla damy" – jak napisał i że mi to wyśle w prezencie. Przekonywałam, że nie trzeba, że zależy mi na nim, a nie na prezentach, ale w końcu podałam mu swój adres. Zrobił mi nawet zdjęcie paczki i siebie – czyli jakiegoś pilota przed odlotem.
Paczkę miała dostać 30 sierpnia. Miał do niej wcześniej dzwonić kurier, żeby była w tym czasie w domu.
- Zadzwonił ktoś z Rumunii. Mówił, że ma moją paczkę. Niewiele zrozumiała i rozmowa się rozłączyła. Wysłałam na ten numer SMS-a, że jestem już w domu i czekam na przesyłkę. Dostałam odpowiedź, że jest w Turcji i żeby przeszła jakąś "rejestrację", muszę na ich konto wpłacić 1000 euro. Nie podejrzewałam jeszcze wtedy, że to może być jakieś oszustwo, ale i tak nie miałam takich pieniędzy, żeby je przelać na czyjeś konto. Zasugerowałam Maahirowi, żeby to on zapłacił. Przekonywał mnie jednak, żebym je skombinowała, wpłaciła, a potem on - jak przyjedzie - to mi je odda.
Brat mnie uratował
Aneta pojechała do brata. Chciała pożyczyć pieniądze, ale na szczęście odwiódł ją od wysyłki kasy na niepewne konto.
– Potem pokazał mi artykuły prasowe o kobietach, które w ten sposób straciły bardzo duże pieniądze. I wtedy sobie uświadomiłam, że trafiłam na oszusta. Maahir próbował się jeszcze za mną kontaktować, przekonywał, że muszę za tą paczkę zapłacić, a gdy odmówiłam, nazwał mnie idiotką. Wysłałam mu więc linka z artykułami o oszustwach i wtedy nagle przestał się do mnie odzywać i zniknął z portalu randkowego.
Pani Aneta postanowiła próbę oszustwa zgłosić na policję. Dowiedziała się jednak, że czynności zostałyby podjęte, gdyby przelała jakieś pieniądze, a ponieważ do przestępstwa nie doszło, w zasadzie nie ma sprawy.
- Postanowiłam więc przestrzec inne kobiety przed takimi podejrzanymi typami. Dziewczyny, uważajcie! To może spotkać każdą z was.
Napisz komentarz
Komentarze