Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama baner reklamowy
Reklama

Okopy. Rolnicy protestują. Nie proszą o jałmużnę, chcą ciężko pracować [GALERIA]

Chociaż pogoda nie zachęcała do wyjścia z domu, protest w miejscowość Okopy na skrzyżowaniu drogi krajowej nr 12 z drogą wojewódzką zgromadził w piątek (9 lutego) ok. 300 osób, przyjechało ok.100 ciągników. - To może być ostatni moment, żeby sprawę zamanifestować. Jeśli się cofniemy, to może być tylko gorzej - ostrzega organizator protestu Marcin Wilgos.
Okopy. Rolnicy protestują. Nie proszą o jałmużnę, chcą ciężko pracować [GALERIA]

I zaznacza, że jest to protest wszystkich rolników. 

– Jesteśmy zdesperowani, zielony ład, napływ wszelkich produktów z Ukrainy, to wszystko niszczy nasz rynek, nasze gospodarstwa i nasze rodziny. Już dwa lata różne władze z nami rozmawiają, ale nic z tego nie wynika. Od władz musi paść twarda deklaracja, kiedy w końcu coś się zacznie zmieniać, najlepiej z terminem wykonalności . Opowieści o kontrolach to są bajki. Wiemy że żaden transport na Ukrainę nie wrócił. Obietnice, to tylko obietnice; lepiej coś obiecać dwa razy , niż rozwiązać problem. Patrzcie na to, co macie, a nie co ktoś obiecał - ostrzega. 

- Nie mamy alternatywy. Rolnik jest przyszyty do swojej ziemi. Mam troje dzieci 1-7 lat. Dla nich tu stoję. Dziś jestem okradany, nie chcę prosić o jałmużnę. Chcę ciężko pracować i otrzymywać za to zapłatę. Czy jest nadzieja? Gdybyśmy nie mieli nadziei, to by nas tu nie było- zapewnia pan Jacek, lokalny rolnik. 

Poniżej galeria zdjęć

Bartłomiej Szajner, jeden z organizatorów akcji, wskazuje ciężar zagrożeń.

- Rolnictwo zostało zostawione samo sobie, stojąc naprzeciw nierównej konkurencji. Obowiązują podwójne standardy. Dlaczego tak ma być? Czy to już czas, by przyjąć formę protestów francuskich i niemieckich , by ktoś poszedł po rozum do głowy? Mam nadzieję, że ktoś taki się znajdzie i zatrzyma napływ towarów z Ukrainy oraz tzw. ekoschematy pisane zza biurka. To nie są ekoschematy, to ekoterroryzm. Rolnictwo upada i pociągnie za sobą kolejne branże: producentów nawozów, środków ochrony roślin, sprzętu rolniczego, cukrownie, pszczelarzy, transport, sprzedawców paliw, pracowników administracyjnych ARIMR, KOWR, instytucji kontroli. To wszystko jest połączone. Konsumenci również odczują gorszą jakość produktów. Pokolenia pracowały na te gospodarstwa i teraz ktoś pozwala je przejechać wielkim walcem. W tym miejscu nasuwa się pytanie: czy ten, kto na to pozwala jest Polakiem? – dodaje z goryczą.

Refleksja Adama Bojarskiego, prezesa Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Zagrodzie również nie napawa optymizmem:

- Nasze dwa główne postulaty, sprawy, które trzeba załatwić to: zielony ład i napływ towarów z Ukrainy. Ponadto UE powinna się wycofać z umowy o wolnym handlu z krajami Ameryki Południowej (Mercosur- obecnie najsilniejsza strefa wolnego handlu). W tej chwili jest tak, że UE zalewają z obu stron produkty o minimalnych standardach. Jednocześnie zmusza się nas do produkcji z najwyższymi standardami na świecie, mamy ograniczać emisję CO2, hodowlę, uprawy, a ściąga się na masową skalę żywność produkowaną bez żadnych rygorów. Nawet zioła są sprowadzane. Umowa zawarta w tamtym roku przez Ursulę von der Leyen zagraża hodowli bydła i drobiu, cukru, etanolu…

W piątek w Dorohusku pojawiła się dziennikarka z telewizji ukraińskiej. 

– Mam na imię Waleria, jestem uchodźcą, pochodzę z Kijowa – dziennikarka przedstawiła się rolnikom. - Teraz mieszkam i pracuję w Gdańsku. Jestem dziennikarzem. Chcemy się dowiedzieć, co tutaj się dzieje, dlaczego tutaj stoicie. Nasi obywatele też chcą znać prawdę. Trochę rozumiem Polaków. Myśleliśmy, że po wizycie premiera Tuska w Kijowie jest już po temacie, a jednak znów coś się dzieje. Dla nas ta sytuacja jest trochę niezrozumiała. Jak zaczęła się wojna, to Polska tak dużo pomogła, Polacy przyjmowali do siebie nasze rodziny… - dodaje.

Waleria pytała rolników min.: o rodzaj produkcji, czy naprawdę czują taką konkurencję, jak duże są straty w porównaniu do okresu sprzed 7-10 lat, czy władza jakoś reaguje…

Zdesperowani rolnicy ściągnęli na miejsce protestu gnojówkę w cysternie i gnój na wozie. Mieli wylewać i rozrzucać ten naturalny nawóz na ulice, ale ostatecznie zrezygnowali. Przynajmniej na razie...

Ale stoją dalej. Protest ma trwać do 9 marca. Chyba, że coś się zmieni w ich - jak mówią - patowej sytuacji. Przed nimi wiele chłodnych nocy. Ale wiedza, że teraz waży się ich przyszłość i przyszłość ich rodzin. 

Damian, młody rolnik, spokojnym tonem mówi, że Polska musi w końcu przejrzeć na oczy, bo UE wszystko zniszczy. 

- Musimy walczyć, protesty są po to, żeby się nie poddawać. Jest nas trochę za mało. Reszta siedzi przed telewizorami. Przed telewizorem się nic nie wywalczy. Chciałbym im przekazać, żeby przejrzeli na oczy, lepiej chyba jeść polski chleb…

W sobotę (10 lutego) rano mieszkańcy wieźli rolnikom ciepłe posiłki. Okazało się, że Ukraińcy zaczęli grupować się na przejściu dla pieszych. Blokady jednak nie było.

 

Niedziela (11 lutego), aktualizacja

Rolnicy nie ustępują. Nadal protestują. Dzisiaj rozsypywali zboże z ukraińskich TIR-ów, które wjechały na naszą stronę granicy.
Ta blokada ma trwać jeszcze co najmniej kilka dni. Przepuszczane są znów tylko cysterny z paliwem, pomoc humanitarna i jeden samochód na godzinę.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklamabaner reklamowy
Reklamabaner reklamowy
Reklama
Reklama
Reklama