Dramat rozegrał się we wtorek, 7 lipca po południu. Chłopiec, stale poruszający się na wózku inwalidzkim, był w aquaparku razem z matką i opiekunem, który nad nim czuwał w wodzie. Po wyjściu z basenu, w szatni, dziecko źle się poczuło i dostało ataku padaczki. Ktoś to zauważył i zawiadomił ratowników pilnujących bezpieczeństwa na basenie.
- Dziecko straciło przytomność. Jego czynności życiowe zaczęły zanikać. Stanęło serce. Prowadziłem resuscytację do przyjazdu karetki - mówi Artur Klaudel, kierownik zmiany ratowników.
Chłopiec nie odzyska przytomności, ale udało się przywrócić mu akcję serca i zaczął spontanicznie oddychać. Trudno oszacować, jak długo to trwało. Klaudela wspierał drugi ratownik, a później akcję przejęła ekipa karetki.
- To była pierwsza w tym sezonie reanimacja przy udziale naszych ratowników, chociaż nie miała nic wspólnego z wodą - zauważa Andrzej Klaudel, szef chełmskiego WOPR.
- Słyszeliśmy tylko rozpaczliwe krzyki matki, wołającej po imieniu chłopca - mówią świadkowie zdarzenia.
Nieprzytomny chłopiec był w ciężkim stanie, gdy wieziono do szpitala w Lublinie. Jego wózek inwalidzki został w parku wodnym i stał tam jeszcze do ubiegłego piątku.
Napisz komentarz
Komentarze