Wyrok musi się jeszcze uprawomocnić. Zapadł po 6 latach od zatrzymania dręczyciela. Jak ustalili śledczy, znęcał się nad bliskimi od 1996 r. do grudnia 2014 r., kiedy to w końcu został zatrzymany. Decyzją sądu, do więzienia nie pójdzie, ale przez 36 miesięcy po 30 godzin będzie musiał za darmo pracować na cele społeczne. Dla niektórych to cięższa kara niż wylegiwanie się na więziennej leżance.
Jak wynika z aktu oskarżenia, 50-letni mężczyzna był agresywny zarówno po alkoholu, jak i na trzeźwo. Widać miał już to we krwi. Nad żoną i córką znęcał się psychicznie i fizycznie. Urządzał karczemne awantury, groził pobiciem i pozbawieniem życia, zakłócał im nocny odpoczynek. Upokarzał też małżonkę, rzucając jej w twarz swoją brudną bielizną.
Zdarzyło się ponoć, że podczas kłótni dusił ją, szarpał, rzucał w nią o balustradę. Któregoś dnia powalił ją na podłogę i leżącą bezbronną kobietę kopał po całym ciele. Jedna z awantur skończyła się zepchnięciem żony ze schodów, innym razem podczas szarpaniny upadła na plecy. Agresor miał szczęście, że jej nie połamał. Miała jednak siniaki, zadrapania i uszkodzony staw skokowy.
Proces trwał bardzo długo. Sąd kilka dni temu uznał jednak, że mężczyzn jest winny zarzucanych mu czynów i wymierzył mu karę.
Napisz komentarz
Komentarze