- Dowiadywałem się w spółdzielni, na jakiej podstawie otwierane są klatki schodowe. Nie uzyskałem odpowiedzi. Ktoś coś komuś powiedział, ale nie bardzo wiadomo, kto i komu - tłumaczy nasz rozmówca. - Tymczasem spółdzielnia, zamiast zająć się dezynfekcją, otwiera klatki i wietrzy. To po to zakładaliśmy domofony, żeby teraz każdy mógł sobie wchodzić? Inne spółdzielnie jakoś nie żałują pieniędzy na dezynfekcję i nie muszą zostawiać otwartych drzwi.
Mieszkaniec twierdzi, że w ostatnim czasie znienacka nawiedziły go dwie panie handlujące maseczkami, na klatce schodowej natknął się też na pijących żuli.
- Klatki powinny być dezynfekowane, a nie otwierane - denerwuje się nasz rozmówca.
Jak z kolei przekonuje prezes spółdzielni Bazylany Adam Pękała, wietrzenie klatek to dodatkowy element w trosce o bezpieczeństwo mieszkańców, bo zarówno poręcze, klamki, jak i skrzynki na listy są systematycznie dezynfekowane.
- Pomysł podsunęła nam jeszcze w marcu jedna z mieszkanek, notabene lekarz. Mówiła, aby zastanowić się nad wietrzeniem części wspólnych. Czytałem również na ten temat kilka artykułów - informuje prezes SM.
Prezes Bazylan zapewnia jednocześnie, że wietrzenie klatek nie jest obowiązkowe i jeśli mieszkańcom nie podoba się ten pomysł, to po prostu mogą zamknąć drzwi.
- To jest możliwość, a nie obowiązek. My prosimy o wietrzenie klatek, ale nie nakazujemy tego - przekonuje.
Napisz komentarz
Komentarze