Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Emka 3.2024 życzenia
Reklama

Matka-siłaczka musi pokonać raka

Tak zaciekle samotnie walczyła o zdrowie swojej ciężko chorej córki, że zapomniała zupełnie o sobie. Podstępny, złośliwy rak omal nie pozbawił jej oka. Teraz musi walczyć o siebie i córkę, bo obie chorują. - Jeszcze nie mogę odejść z tego świata!
Matka-siłaczka musi pokonać raka
Każdy ma jakiś powód, by kurczowo trzymać się życia. Pani Małgorzata Słomianowska ma jeden, ale ogromnie ważny. Jest całym światem dla swojej 9-letniej córki Sabrinki. Dziewczynka urodziła się z czterokończynowym porażeniem mózgowym. Od pierwszych dni życia wymagała specjalnej opieki. A ostatnio pojawiły się u niej problemy z jelitami. Tak poważne, że trzeba było przerwać rehabilitację.

- Nasze życie to szpital - dom - szpital. I tak ciągle. Gdy w zeszłym roku pojechałyśmy do szpitala we wrześniu, to wróciłyśmy na Boże Narodzenie - opowiada pani Małgosia, która Sabrinką opiekuje się samotnie. Czasem pomagają jej członkowie rodziny, ale mają oni własne życie i swoje problemy.
 
W chorym ciele zdrowy duch
 
Chociaż Sabrinka bardzo dużo w życiu doświadczyła, nie chodzi i samodzielnie nie siedzi, to intelektualnie jest bardzo dobrze rozwinięta. Uczęszcza do pierwszej klasy w Akademii Małego Księcia przy ul. Wojsławickiej w Chełmie. Trudno jest jej pisać, ale za to ma świetną pamięć. Bardzo dobrze się uczy, mimo ciągłych pobytów w szpitalach. Ma pasję do języków obcych. Wcześniej uczyła się namiętnie języka angielskiego, a teraz zafascynował ją japoński. Chce móc rozmawiać ze swoim internetowym przyjacielem z Japonii. Uczy się więc jego języka samodzielnie w domu.
 
- Do szkoły w Chełmie jeździmy razem. Nie mogę Sabriny zostawić, bo często się śmieje tak bardzo, że aż nie może oddychać. Dochodzi do bezdechu i traci przytomność. Nauczycielki boją się same udzielać jej pomocy. Tylko ja wiem, jak to zrobić. Dlatego codziennie przez kilka godzin siedzę przed drzwiami sali lekcyjnej. Wszyscy są dla mnie mili. Pytają, czy nie chcę kawy lub herbaty - opowiada pani Małgorzata. Wydaje się, że jej przywiązanie dla córki nie ma granic. Nikt nawet się nie domyśla, jak bardzo się poświęciła.
 
Od guza na powiece do raka
 
W 2014 roku zauważyła, że na powiece coś jej urosło - niewielki guz. Zaczął przeszkadzać. Z trudem otwierała oko. Niedługo potem pojechała na tzw. wypalankę. W 2015 roku lekarz postawił diagnozę - rak. Nie po raz pierwszy miała z nim problem. Gdy skończyła 6,5 roku, lekarze wycięli jej guza na szyi. Operacja trwała kilka godzin, ale się udała. Potem długo, bardzo długo miała z tą straszną chorobą spokój. Niektórzy się śmieją, że rak jej niestraszny. Tym razem sytuacja jest jednak bardzo poważna.
 
- Gdy się dowiedziałam, że to znowu rak, zaczęłam działać. Powiedziałam sobie, że ja tego świata nie zostawię - opowiada pani Małgosia.
 
Jeśli ktoś myśli, że zajęła się swoim zdrowiem, to jest w błędzie. Postanowiła zadbać o dom, w którym mieszka jej córka. Z zaciętością, przed kamerami telewizyjnymi walczyła o dobry dojazd, by jej dziecko mogło korzystać z rehabilitacji. Potem zabrała się za podjazd dla wózków, ogrodzenie i remont mieszkania wraz z łazienką.
 
- Zaczęłam myśleć, jak załatwić pieniądze z PFRON, jak zaopatrzyć się w materiały budowlane. Dużo pomogło mi Stowarzyszenie Tak niewiele z Chełma. Wzięłam też kredyt. Szukałam jak najtańszych wykonawców. Każdy podwyższał cenę, więc robiłam etapami - relacjonuje mama Sabriny.
 
Żeby dziecku było wygodniej
 
Remont  mieszkania rozpoczęła latem ubiegłego roku, a po trzech miesiącach - we wrześniu - zakończyła. Wtedy też rak z całą mocą zaatakował. Zaczęły się silne bóle głowy. Powieka nad okiem ropiała. Już wiedziała, że operacja będzie konieczna. Jeszcze zanim ją wykonano, pobrano wycinki do badań. Przyszła wiadomość, że to rak skóry złośliwy - C44.1 - kolczystokomórkowy, obejmujący skórę powieki łącznie z kątem oka.
 
- I tak się nie poddam. Chcę jeszcze zrobić pokój Sabrince, żeby nie musiała spać ze mną - mówi.
 
Kilka tygodniu temu mama Sabrinki przeszła operację. W jej trakcie przetoczono jej dwa litry krwi, bo okazało się, że ma silną anemię. To przez guza na jelicie, który krwawi i też wymaga zbadania i leczenia. Pani Małgorzata, jak wiele matek niepełnosprawnych dzieci, musi myśleć nie tylko o sobie. Jej głównym zmartwieniem jest to, kto zajmie się jej córką, gdy ona sama będzie musiała się leczyć. Już teraz nie może dźwigać, więc albo ktoś jej bezinteresownie pomoże, albo wynajmuje pomoc. Nie ma na to jednak pieniędzy.
 
- Gdy nie chorowałam, jeszcze dawało się jakoś przeżyć z zasiłków, alimentów i 500+. Teraz jest nam coraz ciężej finansowo. Dużo pieniędzy zostawiamy w aptece. Spłacamy kredyt zaciągnięty na remont mieszkania. Kupujemy węgiel na raty, czasem coś na zeszyt...- opowiada pani Małgosia.
 
Nie chce prosić o pomoc. Tym razem jednak nie może sama poradzić sobie z problemami. 
 
Nie czas na łzy
 
- Gdy zacznę płakać, wszyscy będą ze mną płakali. Córka będzie się przejmowała, że zabraknie jej mamy. Tak nie może być - dodaje z otuchą.
 
Sabrinka musi ponownie zacząć korzystać z rehabilitacji. Aby to było możliwe, potrzebne są pieniądze. Jeśli nie będzie miała specjalistycznego materaca do ćwiczeń, nic z tego nie wyjdzie. Dziewczynka nie ma też materaca przeciwodleżynowego. Ten, na którym śpi, zrobił się za miękki. Nie może samodzielnie się na nim odwrócić, chociaż kiedyś to się jej udawało. A z odpisu 1 procenta dziewczynka dostała zaledwie 230 zł. Na święta były zakupy tylko dzięki temu, że GOPS i przyszedł z pomocą. O pani Małgosi nie zapomniało też Stowarzyszenie Tak Niewiele.
 
- Nikomu nic nie mówiłam, że jestem chora. Myślałam, że jakoś sobie poradzę. Teraz już nie da się tego ukryć, chociaż naciągam czapkę na czoło najgłębiej, jak się da. Wyglądam, jak żona Frankensteina, jakby mnie ktoś nożem pociął - mówi pani Małgosia. Chociaż jest chora, dobry humor jej nie opuszcza. - Całe życie dawałam sobie radę i się uśmiechałam. Biorę silne leki przeciwbólowe i dalej zajmuję się Sabrinką - zapewnia.
 
- Pani Małgosia to osoba bardzo doświadczona przez życie. Jest pod opieką naszego stowarzyszenia od 2014 roku. Tak się złożyło, że byłam u niej w szpitalu tuż po operacji. Pytałam, czemu nam wcześniej nie powiedziała. Widać, że walczy i bardzo chce żyć. Przedewszystkim apelujemy o modlitwę - mówi Beata Adamczyk, prezes Stowarzyszenia Tak Niewiele, które udostępnia swoje konto, by każdy mógł pomóc pani Małgosi i jej córce.
 
Numer konta stowarzyszenia Bank BGŻ BNP Paribas S.A.: 56 2030 0045 1110 0000 0424 1780 - z dopiskiem dla Sabrinki.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
ReklamaDaniłosio życzenia 3.2024
Reklama
Reklama
Reklama