Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

Bliski śmierci pies został odebrany właścicielowi. Na ratunek zwierzętom! [ZDJĘCIA]

Dzikie zwierzęta, którym zagraża człowiek. Psy na krótkim łańcuchu, bez budy, chore i opuszczone. Niektórzy ludzie nie stają się lepsi, gdy zbliża się czas świąteczny. Czasem jest wręcz odwrotnie.
Bliski śmierci pies został odebrany właścicielowi. Na ratunek zwierzętom! [ZDJĘCIA]

Do redakcji Super Tygodnia Chełmskiego zadzwonił mieszkaniec gminy Żmudź. Dotarła do niego informacja, że rolnik z jego miejscowości pod jednym z wjazdów na posesję zamurował żywcem borsuka. Miał to zrobić przez złość na zwierzaka, który mu niszczył ogród. Na szczęście rzeczywistość okazała się trochę inna.

- Zastawiłem mu deskami wejście do nory, która jest pod wjazdem do gospodarstwa. Chyba go tam nie ma. Gdyby chciał wyjść, wygrzebałby się bez trudu - wyjaśniał gospodarz.

Borsuk, szykując się do zimy, znosił do nory uschnięte rośliny z ogrodu. Tym naraził się ludziom. Prawdopodobnie został wypłoszony.

- Borsuki zazwyczaj bytują na skrajach lasów. Budują sobie rozległy system nor, tuneli i komór. Przy tym są bardzo czystymi zwierzętami. W najdalszej części kryjówki mają nawet coś w rodzaju szaletu - opowiada Mariusz Kluziak, inspektor Chełmskiej Straży Ochrony Zwierząt.

Zachowanie borsuka z Leszczan było trochę nietypowe, bo powinien raczej unikać ludzi, a nie się do nich garnąć i buszować w ogrodzie, tuż przy domu.

- W ostatnich 20 latach obserwujemy zmianę zachowań wielu gatunków zwierząt. Do miast coraz chętniej przeprowadzają się lisy. Niektóre gatunki dzikich zwierząt kiedyś rozmnażały się raz w roku, a teraz mają młode dwa razy w roku. Wilk, który łatwo się uczy, przekazuje swoim młodym, że człowiek nie stanowi zagrożenia. Wcale nie będę zdziwiony, jeśli za jakiś czas usłyszymy o pierwszych pogryzieniach człowieka przez wilki - dodaje Kluziak.

 

Bo pani pojechała do miasta

Także w ubiegłym tygodniu ChSOZ pojechała do jednej z miejscowości w gminie Chełm, gdzie w gospodarstwie biegał opuszczony piesek. Starsza pani, która się nim opiekowała, przed miesiącem została zabrana do rodziny w mieście. Czworonożny przyjaciel został sam w gospodarstwie za zamkniętą bramką. Sąsiedzi są tym zaniepokojeni. W nocy pies bardzo ujada.

- Pewnie właścicielka będzie się broniła, że rodzina do tego psa przyjeżdża. Ale my tam nikogo nie widzieliśmy. Sami go karmimy - mówi jeden z mieszkańców wsi.

Inspektorzy szukają właścicielki psa. Być może wystarczy jej przypomnieć, że pies to też obowiązek.

 

Zaniedbana sfora psów w gminie Kamień

Ta interwencja na długo zapadnie w pamięć inspektorom. Dostali sygnał o zaniedbanych psach, ale to, co zobaczyli, było wstrząsające. Na zabłoconym i zagraconym podwórku, tuż obok rozpadających się szop, przebywało co najmniej sześć psów. Było ich więcej, bo również z domu dobiegało szczekanie.

Niektóre psy były uwiązane na krótkich łańcuchach przy rozwalających się budach. Nie miały w miskach wody ani jedzenia. Właściwie misek też brakowało. Jeden z psów spał na ziemi pod prowizorycznym zadaszeniem. Drugi pies, prawie całkiem łysy, wyglądał na śmiertelnie chorego. Dogorywał, trzęsąc się w zimnej budzie. Tego psa inspektorzy zabrali. 

- Po go leczyć? Ludzie też chorują i nikt o nich nie dba - stwierdził właściciel, ale zrzekł się praw do swojego czworonoga i pozwolił go zabrać. Chory pies pojedzie na leczenie do kliniki w Lublinie.

Pozostałym psom z tego gospodarstwa straż też chce pomóc. Jeśli w krótkim czasie  właściciel nie poprawi im warunków bytowania, zostaną mu odebrane.

- Powiadomiliśmy gminę Kamień o tej sytuacji - mówi Kluziak.

W gospodarstwie były też inne zwierzęta: króliki i gołębie. Widać było, że też nie mają się dobrze. Truchła padłych gołębi leżały w widocznym miejscu. Klatka królików nie zapewniała żadnej ochrony przed zimnem. Czy gdyby nie działająca społecznie straż i jej wolontariusze, nikt by się nie zainteresował ich losem?


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama