To miał być dzień jak każdy inny. Pan Paweł wyszedł do pracy na budowie. Był początek sierpnia 2018 r.
Chwila, która zmieniła wszystko
33-letni Paweł Idźkowski wyjechał z żoną Wioletą do Belgii za pracą. Żyli spokojnie do tamtego feralnego dnia. W belgijskim szpitalu rozpoczęła się dramatyczna walka o jego życie.
- Paweł od razu trafił na stół, operacja trwała sześć godzin, ale się udało, chociaż lekarze dawali tylko 20 procent szans. Byłam tam razem z siostrą i chwile czekania w niewiedzy były naprawdę straszne - powiedziała nam pani Dominika Majdańska, szwagierka pana Pawła. - Jednak nie minęła nawet doba, a jeden z lekarzy chciał, aby Wiola podpisała zgodę na pośmiertne przekazanie organów. Siostra odmówiła. Doszło do wymiany zdań, kiedy usłyszała, że przy ponownym zatrzymaniu akcji serca, lekarze nie podejmą się działania. Przecież ratowanie życia jest ich obowiązkiem! Na szczęście sam Paweł też się nie poddawał i zaczął oddychać. Widziałyśmy, jak delikatnie rusza palcem dłoni.
Dobrych serc przybywa
Rodzina pana Pawła odnalazła ratunek w Polsce. Pomóc zdecydował się prof. Jan Talar, specjalista w dziedzinie wybudzania ze śpiączki pourazowej w bydgoskiej Katedrze i Klinice Rehabilitacji. Leczenie jest jednak bardzo kosztowne. Sam transport pana Pawła do Polski był sporym wydatkiem. Udało się jednak zebrać odpowiednią kwotę.
- Paweł jest cały czas rehabilitowany i stymulowany, ale opłata za pobyt w klinice to ok. 20 tys. zł. Do tego dochodzą koszty leczenia, więc sumy są bardzo wysokie. Ze wsparciem przychodzi nam wiele osób. Organizowaliśmy zbiórkę m.in. w parafii Matki Teresy z Kalkuty w Chełmie, a także podczas Dnia Organizacji Pozarządowych. W pomoc włączyło się również Stowarzyszenie Tak Niewiele - mówi pani Dominika. - Pieniądze cały czas są potrzebne, uruchomiliśmy również zbiórkę na stronie pomagam.pl. Zbieramy do końca miesiąca, ponieważ wtedy Paweł będzie pod opieką kliniki. Później wraca do Belgii, a ponowny transport to kolejne koszty.
Jeśli zechcecie przyłączyć się do tej akcji, wejdźcie na stronę: www.pomagam.pl/pawelwioleta. Rodzina zbiera również plastikowe nakrętki, a dochód z ich sprzedaży zostanie przeznaczony na leczenie pana Pawła. Osoby, które chcą wesprzeć walkę rodziny o jego zdrowie, mogą kontaktować się z nią za pośrednictwem naszej redakcji.
Nadal nie otwiera oczu...
Rehabilitacja i stymulacje przynoszą pozytywny skutek. Pan Paweł potrafi już sam jeść, próbuje chodzić i przytulić swoje dzieci. Na pytania odpowiada gestem ręki, podnosząc kciuk do góry.
- Paweł podnosi lekko ręce, kiedy z nim rozmawiamy, więc jest świadomy i wszystko rozumie - mówi szwagierka pana Pawła. - Mimo że lekarze z Belgii praktycznie nie dawali mu szans, on się nie poddaje i robi ogromne postępy. Rozpoznaje nasze głosy, umie liczyć pokazując cyfry na palcach. Rozumie , kiedy mówimy do niego po angielsku. Oczywiście, nie są to takie ruchy jak u zdrowego człowieka, ale to znak, że walczy. Wciąż jednak nie otwiera oczu, mimo że miał wykonany zabieg podciągający powieki. Siostra przykleja mu je, aby widział cokolwiek.
Dzieci nie odstępują pana Pawła i wciąż czekają, aż ich tata się obudzi. Cierpią, bo nie do końca rozumieją, co się dzieje.
- Mamo, chcę już wracać do domu. Tęsknię za dziećmi, zabawkami, moim pokoikiem. Ale nie możemy wracać, bo tatuś się jeszcze nie obudził - mówi ich 4-letnia córka Emilka.
Napisz komentarz
Komentarze