Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama baner reklamowy
Reklama

Czy podejrzani o brutalne napady staną przed sądem?

Prokuratura Rejonowa w Chełmie po raz kolejny przesłała do sądu akt oskarżenia w sprawie trzech Ukraińców, podejrzanych o brutalne napady na chełmian. Śledczy, decyzją sądu, zostali zobligowani do tego, by uzupełnić materiał dowodowy o badania fonologiczne oskarżonych. Jednak Ukraińcy odmówili pobrania próbek głosów. Czy wywiad z pokrzywdzonymi, by "przywołać ślad pamięciowy głosów sprawców napadu", wystarczy, by rozpoczął się proces?
Czy podejrzani o brutalne napady staną przed sądem?

W maju Prokuratura Rejonowa w Chełmie wysłała do Sądu Okręgowego w Lublinie akt oskarżenia przeciwko Oleksandrowi F., Oleksandrowi S. oraz Maksymowi S. Trójka Ukraińców została oskarżona o udział w brutalnych napadach na chełmian. Sędzia w lipcu  odesłał jednak akta z powrotem do chełmskiej prokuratury, która złożyła na tę decyzję zażalenie, ale bezskuteczne. Sąd nakazał śledczym rozszerzyć materiał dowodowy i przeprowadzić badanie fonologiczne. Ukraińcy jednak odmówili pobrania próbek głosów. I mają do tego prawo.

W kolejnym akcie oskarżenia, wysłanym w ubiegły poniedziałek (7 października), zawarto informację o tym, że podjęto próbę pobrania głosów z udziałem biegłego z zakresu fonoskopii, ale nieudaną. Przeprowadzono za to wywiad z pokrzywdzonymi, by "przywołać ślad pamięciowy głosów sprawców napadu". Biegli ustalili, że ich opisy są spójne. Jeden głos był na pewno starszy od innych, chrapliwy, gardłowy, drugi - cichy, spokojny należał do osoby, która pilnowała poszkodowanych, trzeci do mężczyzny młodego, około 20-letniego, a czwarty miał ton niższy i bardziej flegmatyczny.

Przypominamy, że podejrzani oskarżeni są o to, że nocą w ubiegłym roku w maju i czerwcu wdzierali się do domów i napadali na mieszkańców Chełma i okolic. Swoje ofiary podobno bili, podtapiali, przypalali żelazkiem i lokówką, terroryzowali widłami. Byli bezwzględni i sprytni. Swoje ofiary torturowali, by wydrzeć łup. Stosowali różnorodne metody, by zastraszyć i upokorzyć gospodarzy. Nie oszczędzili nawet małego dziecka. Fachowo zacierali ślady, byli dobrze przygotowani, mieli kominiarki na głowach i rękawiczki na dłoniach. Ich łupem padły nie tylko spore ilości gotówki, lecz także różne kosztowności, jak biżuteria, sztućce, monety kolekcjonerskie itp. Jednak w czerwcu ub. r. wpadli w domu w Beredyszczach i w jednym z chełmskich hoteli.

Jak ustalili chełmscy kryminalni, w napadach brało udział około 10 osób. Działali w różnych konfiguracjach. Podczas akcji wpadło więcej osób, ale pięciu mężczyzn wypuszczono z powodu braku twardych dowodów, jeden natomiast był nieletni.

Do takich charakterystycznych napadów doszło trzy razy. Z 3 na 4 maja ub. r. w nocy w Ochoży-Kolonii bandyci wdarli się do domu przed północą. Rzucili się z pięściami na gospodarza. Przyłożyli mu widły do brzucha, zmuszając, by oddał im wszystkie pieniądze, jakie ma w domu. Pozostali napastnicy w tym czasie obezwładnili na piętrze w sypialni jego żonę. Związali kobiecie ręce i nogi, zostawiając bezbronną na podłodze. Dostali tylko około 2 tys. zł. Taki łup jednak ich nie zadowolił. Zaciągnęli więc gospodarza do łazienki i podtapiali go w wannie. Byli przekonani, że ich ofiara handluje samochodami, żądali więc więcej gotówki. Pytali też o charakterystyczny samochód, ale okazało się, że gospodarz nie miał takiego auta. Wtedy dopiero zorientowali się, że doszło do pomyłki, więc zabrali gotówkę i uciekli. Potem okazało się, że takim autem jeździ znajomy rodziny, który ich odwiedzał.

10 maja ub. r., około godziny 1 w nocy, do domu rodziny w Okszowie wpadło kilku mężczyzn w kominiarkach. Dostali się do środka przez garaż. 43-letni mężczyzna obudził się i zobaczył, że ktoś oślepia go latarką. Dostał cios w skroń i stracił przytomność. Kiedy się ocknął, leżał już skrępowany na podłodze. Na głowie miał worek. Napastnicy przykuli go do kaloryfera i bili gumowym młotkiem w stopy. Jego partnerkę, 46-letnią kobietę, związali i zakneblowali. Zażądali pieniędzy. Liczyli na duży łup. Mężczyznę torturowali, przypalając jego uda rozgrzanym żelazkiem. Chcieli z niego wydusić, gdzie są pieniądze. Nie miał wyjścia i oddał 20 tys. złotych i dużo biżuterii, monet kolekcjonerskich i militariów.

W nocy z 20/21 czerwca ub. r. zaatakowali po raz trzeci.  Około godz. 2 napadli na dom na os. Słoneczne. 40-letni właściciel posesji usłyszał brzdęk rozbitej szyby, więc zszedł na dół, by sprawdzić, co się dzieje. Wtedy napastnicy powalili go na ziemię i skrępowali. Następnie zaciągnęli do łazienki, gdzie go bili i przypalali mu lokówką nogi, pośladki i boki. Mówili ze wschodnim akcentem. Skrępowali też jego 10-letniego syna. Szarpali i grozili, że obetną mu palce, jeżeli się nie dowiedzą, gdzie są pieniądze. Gospodarz nie miał wyjścia. Zdradził miejsce przechowywania gotówki. Zabrali 60 tys. zł i uciekli.

Żaden z oskarżonych do winy się nie przyznaje. Za rozbój z użyciem niebezpiecznego narzędzia kodeks karny przewiduje karę do 15 lat pozbawienia wolności.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
Reklamabaner reklamowy
Reklama
Reklama
Reklama