- Obrzydliwe! - komentują internauci. - Nie dawajcie tego do neta, bo przestanę łowić - dodaje jeden z wędkarzy.
Widok rzeczywiście jest mało apetyczny, zwłaszcza że robak nadal się rusza, chociaż odcięto mu głowę.
- Normalna ligula intestinalis... niegroźna dla ludzi, ale oczywiście nieapetyczna... - zauważa ktoś inny.
Filmik w krótkim czasie obejrzało kilkaset osób. Rozgorzała dyskusja, czy wędkowanie na Niwie jest bezpieczne. Zwykle co tydzień odbywają się tam zawody wędkarskie.
- Nie informowałem PZW, jednak większość kół wędkarskich z naszych okolic zareagowała na moją informację. Jeśli chodzi o pasożyta, to pierwszy raz spotkałem się z taką sytuacją. Dla mnie było to lekkim zaskoczeniem - wędkuję od około 8 roku życia i nigdy takiego czegoś nie widziałem - mówi Przeor.
Poprosiliśmy zarząd chełmskiego okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego o przyjrzenie się sprawie. Jak się okazuje, dotychczas wędkarze łowiący na zalewie Niwa niczego niepokojącego nie zgłaszali. Być może pasożyt nie jest bardzo rozpowszechniony. Jest też możliwe, że jego obecność doświadczonych wędkarzy nie zaniepokoiła.
- Tasiemiec u ryb karpiowatych jest dosyć powszechnie spotykany. Powoduje, że ryby chorują, ale dla ludzi nie jest szkodliwy - dowiedzieliśmy się w oddziale chełmskiego PZW.
Pasożyt ligula, powszechnie nazywany rzemieńcem, w postaci dorosłej pasożytuje w jelicie cienkim ptaków rybożernych. W ciele ryby rozwija się po spożyciu przez nią zarażonego widłonoga. W tej formie larwy liguli osiągają długość kilkudziesięciu centymetrów, powodując uszkodzenia wewnętrzne ciała. Choroba zwana jest ligulozą, objawia się wzdęciem powłok brzusznych, a w przypadkach skrajnych, nawet ich rozerwaniem. Ryby chore pływają tuż pod powierzchnią wody, stanowiąc łatwy żer dla ptaków.
- Gdy dochodzi do masowego ścięcia ryb, kilka sztuk jest odławianych i przewożonych do badań laboratoryjnych. Na zalewie Niwa nic takiego nie ma miejsca - uspakaja zarząd PZW.
Napisz komentarz
Komentarze