Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama Stachniuk Optyk

Gm. Wierzbica: Brawo Poland!

Kiedyś grali i śpiewali w Polsce, a teraz podbijają serca Norwegów. Kapela Wójtowicz, czyli Jola i Wojtek Wójtowicze schodzą ze sceny słysząc "Brawo Poland!". Serca słuchaczy zdobywają dzięki polskim przebojom muzyki folklorystycznej i biesiadnej. Rozsławiają zagranicą nasz kraj, z którego wyjechali za chlebem.
Gm. Wierzbica: Brawo Poland!

Dom Wójtowiczów jest w Pniównie. Tu przyjeżdżają odpocząć podczas urlopów i wakacji i spotkać się z rodziną. Na co dzień pracują i koncertują w Norwegii. Trafili tam, jak wielu Polaków, w poszukiwaniu pracy i lepszego życia. Nie zapomnieli jednak o swojej kulturze i miłości do muzyki. Okazało się, że nawet daleko od polskich granic można znaleźć fanów folkloru. Jednym słuchaczom przypomina się ukochany kraj, inni podziwiają kulturę, której dotąd nie znali.

- Muzyka jest dla nas odskocznią od codziennego trudu, łączy pokolenia, daje dobry nastrój - wyjaśnia Wojtek. Jego ulubionym cytatem są słowa Johanna Wolfganga Goethego:  "Gdzie słyszysz śpiew, tam śmiało wstąp, tam dobre serca mają. Bo ludzie źli, ach, wierzaj mi, ci nigdy nie śpiewają".

Pierwsza płyta Kapeli Wójtowicz, wydana w  2017 roku, pn. "Swojsko" jest kupowana m.in. przez Polaków na emigracji i kierowców tirów. Jeden z zamojskich gabinetów fizjoterapii puszcza te piosenki w tle podczas zabiegów. Wśród 18 popularnych piosenek jest na tej płycie utwór nagrany w Pniównie - "Kapela Wójtowicz na lubelską nutę", skomponowany przez Marzennę Karpowicz. W nagraniu wzięły udział cztery pokolenia rodziny Wójtowiczów. Taką muzykę lubią i mają ją we krwi.

Razem w życiu i na scenie

Gdy jest okazja, Kapela Wójtowicz chętnie nadal występuje w Polsce. Tu, w gminie Wierzbica, zaczęła się przygoda z muzyką Joli i Wojtka. Swoją pasję wynieśli z domu. Wojtek nauczył się grać na akordeonie pod czujnym okiem taty i wujka. Potem uczęszczał do ogniska muzycznego przy Studium Muzyczno – Artystycznym w Lublinie. Jola śpiewała z mamą w Kole Gospodyń Wiejskich w Wierzbówce.

Jola i Wojtek poznali się w Lublinie, pokochali i połączyli swoje talenty. Utworzyli amatorski zespół i zaczęli grać na poprawinach, chrzcinach i dożynkach. 10  lat po ślubie zajęli I miejsce w gminnych dożynkach w Tyśmienicy. Pozycję tę osiągnęli wspólnie z zespołem KGW. Jesienią 2010 roku uświetnili otwarcie domu kultury w Pniównie.

W 2011 roku duet wyjechał do Norwegii. Najpierw Wojtek zdobył tam pracę w branży budowlanej. 14 miesięcy później udało się też Joli zatrudnić w firmie sprzątającej. Tęsknią za domem, ale potrzebowali pieniędzy na kształcenie trojga dzieci. Z czasem docenili swój nowy kraj i nauczyli się tam żyć. Nawiązali kontakty, prezentując na scenie polski folklor. Po raz pierwszy za granicą wystąpili w polskim kościele, gdzie Wojtek uczęszczał na kurs języka norweskiego. Z czasem stali się coraz bardziej popularni. Obecnie zapraszani są zarówno na międzynarodowe festiwale, uroczystości kościelne, jaki i na prywatne spotkania rodzinne. Są członkami Polskiego Klubu w Oslo oraz Norweskiego Związku Akordeonistów.

Tacy inni na scenie w obcym kraju

Wiele osób zastanawia się, na czym polega sukces polskiego zespołu folklorystycznego za granicą. Być może chodzi o to, że jest charakterystyczny. Duża  w tym zasługa akordeonu, który upodobał sobie Wojtek.

- Występowaliśmy podczas Powiatowych Mistrzostw Akordeonistów w Norwegii, w gminie Bærum. Jeszcze dobrze nie zeszliśmy ze sceny, a już składano nam gratulacje. Ożywiła się nawet komisja. Podeszła do nas pani pracująca w szkole w Norwegii i dwukrotnie powtórzyła "Dobra praca". Dla nas to był ogromny zaszczyt - wspomina Wojtek.

Kapela Wójtowicz podczas mistrzostw powiatowych wystartowała w klasie otwartej, grając i śpiewając utwory biesiadne i ludowe. Wykonawcy, Jola i Wojtek, zostali nagrodzeni złotymi medalami.

Polski duet na scenie norweskiej wyróżnia się nie tylko dzięki skocznym, wpadającym w ucho utworom. Wzrok przykuwają również kolorowe stroje lubelskie, które Jola z Wojtkiem zamówili w Cepelii. Gdy jadą na występ, bywają proszeni o zrobienie wspólnego zdjęcia. Wyglądają tak odświętnie, że przechodnie ich pytają, czy jadą do ślubu. W Norwegii podczas świąt narodowych mieszkańcy również  zakładają stroje ludowe - bunady, które jednak nie są tak barwne.

- Graliśmy na urodzinach 7-latka w małym, trzypokojowym mieszkanku. Zaprosił nas nasz ciemnoskóry znajomy, chyba ze Sri Lanki. Chodziłem z nim na kurs języka norweskiego. Goście, których było ok. 50, zachwycali się naszymi okrzykami biesiadnymi. Przy polskiej muzyce bawiło się ok. 20 dzieci - opowiadają Jola i Wojtek.

Jak mówią, urodziny dziecka były wspaniałą okazją do integracji całej rodziny - rodziców, wujków, cioć. Doceniają to i starają się również świętować w gronie bliskich wszystkie swoje rocznice, imieniny, urodziny. Bo rodzina, chociaż na co dzień mieszka daleko, nadal jest dla nich najważniejsza.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklamabaner reklamowy
Reklama
Reklamabaner reklamowy
Reklamabaner reklamowy
Reklama
Reklama
Reklama
News will be here
Reklama