Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

Rozszarpana przez rottweilery czeka na sprawiedliwość | Super Tydzień

Rany na nogach, ręce i brzuchu goją się, ale nie wiadomo jeszcze, czy pani Ewa będzie mogła sprawnie chodzić. Na dodatek jest w kiepskim stanie psychicznym po traumie, jaką niedawno przeżyła. – Prawdziwy koszmar. Jakim cudem jeszcze żyję, nie wiem. Gdy jedną ręką trzymałam wnętrzności, które rozwścieczona bestia wydarła mi z brzucha, a drugą próbowałam podciągnąć się na poręczy schodów, by wyrwać z paszczy rozszarpaną nogę, krzyczałam do psa: odgryź sobie tę stopę, zabierz i już mnie zostaw. Tak to potwornie bolało...
Rozszarpana przez rottweilery czeka na sprawiedliwość | Super Tydzień

Pan Zdzisław, właściciel psów nie poczuwa się do odpowiedzialności za atak swoich pupilków.

– One zawsze były bardzo łagodne, bez powodu nie gryzły – nadal przekonuje. Choć 6 lat temu też zaatakowały i pogryzły bezbronną kobietę.Opisywaliśmy ten atak w naszej gazecie.

A śledczy - jak twierdzą - nie mają podstaw, by postawić mu jakiekolwiek zarzuty.

Bo zapewniał, że nie gryzą...

Pani Ewa przez kilka miesięcy pracowała u 87-letniego, samotnie mieszkającego mężczyzny jako pomoc domowa. Codziennie przygotowywała mu posiłki, sprzątała i dokarmiała dwa psy.

- Bałam się ich na początku, ale pan Zdzisław przekonywał mnie, że nie są niebezpieczne. Z czasem do nich przywykłam, lubię zwierzęta, zresztą nigdy wcześniej nie zachowywały się wobec mnie agresywnie – opowiada kobieta.

W niedzielę, 31 marca, przed godziną 13 chciała sobie zrobić z czworonogami na pamiątkę zdjęcia. Przyznaje teraz, że to był błąd.

- Naiwna uwierzyłam, że to łagodne zwierzaki. Dałam panu Zdzisławowi swój aparat, a sama zeszłam z tarasu i poszłam do psów. Powiedział, żebym wzięła dla nich dwie bułeczki – opowiada pani Ewa. – Dałam po jednej każdemu, ale najwyraźniej było im mało. Miałam przy sobie reklamówkę, pewnie pomyślały, że coś tam w niej dla nich jeszcze mam. Jeden złapał mnie za rękę i zacisnął pysk. Potem drugi zaczął mnie szarpać. Uciekłam na schody i złapałam się barierki. Gdyby nie to, pewnie by mnie zagryzły...

Szarpały ją jak kawał mięsa

Jeden złapał kobietę za prawe udo i wyrwał kawał mięśnia. Drugi za lewą nogę i zaczął szarpać stopę. Potem ten pierwszy wgryzł się w brzuch.

- Przerażona patrzę, jak wypadają mi wnętrzności – opowiada pani Ewa. – Nie wiem, co trzymać, czy jelita z boku, czy "bucę mięsa" z uda. Na dodatek musiałam chwytać się poręczy, bo zwierzaki ściągały mnie na dół. Krzyczałam, że mnie gryzą. Pan Zdzisław zszedł, by je odciągnąć, ale nie dał rady. Jego też zaczęły kąsać. Jeden z psów zaczął ściągać mi spodnie i but, ale nie mógł, bo drugi gryzł w tym czasie stopę i blokował. A ja trzymałam się barierek i fruwałam, tak mną szarpały. W końcu jeden ściągnął mi spodnie i zajął się tą zdobyczą. Mnie udało się jakimś cudem podciągnąć nogę. Weszłam na werandę cała we krwi, ledwo przytomna. Chyba już tylko siłą woli doczołgałam się do furtki, otworzyłam ją i zobaczyłam, że zbliża się do mnie pan policjant. Okazało się, że wnuczka znajomej usłyszała krzyki, zauważyła, co się dzieje i wezwała pomoc. Byłam zalana krwią, ale poznała mnie po bransoletce na ręce. Ratownicy z pogotowia opatrywali rany na ulicy, żeby jakoś dowieźć mnie do szpitala. Wtedy na moment się ocknęłam i jeszcze zdążyłam im powiedzieć, że właściciel też jest pogryziony. A on, zamiast od razu wezwać pogotowie, siedział na werandzie i się patrzył...

Skoro żyję, to muszę walczyć

- Miałam śmierć w oczach, myślałam, że nie przeżyję. Oprócz głowy i prawej ręki wszystko pogryzione. Lekarze, jak mnie zobaczyli, też byli w szoku i nie dawali mi szans na przeżycie. Zabrali mnie natychmiast na stół operacyjny. Trzech operowało mnie przez cztery godziny – mówi pani Ewa. – Założono mi ponad 150 szwów. Jestem bardzo wdzięczna lekarzom, że się tak mną zajęli. Pielęgniarki też dużo mi pomogły – opowiada pani Ewa.

Ma za to żal do pana Zdzisława, że gdy psy ją szarpały, nie wezwał pomocy.

- Jak to nie pomagałem?! Pomagałem – oburza się pan Zdzisław. – Otwierałem paszczę psu, żeby jej nie zagryzł. Ręce miałem pokaleczone. Nie wiem, skąd miałem w sobie tyle siły, jestem starym i schorowanym człowiekiem.

Pani Ewa wypomina też swojemu pracodawcy, że nie ostrzegł jej, że psy mogą być tak niebezpieczne. - Zawsze przekonywał mnie, że są spokojne i niegroźne. To dlaczego tak mnie napadły? Może dlatego, że w niedzielę nie są karmione, bo mają głodówkę zdrowotną. Były wygłodzone, więc zareagowały agresją, gdy dostały za mało.

- Po co przyszła w niedzielę i uparła się na te zdjęcia? Narobiła kłopotów sobie i mnie. To przez błyski flesza – tłumaczy się pan Zdzisław. – Gdy nie mogłem zrobić zdjęcia, wzięła ode mnie aparat i zaczęła błyskać. To pewne je zdenerwowało. Na co dzień to bardzo łagodne zwierzęta.

Nawet nie przeprosił, nie zapytał, jak się czuję

- Ewa jest bardzo dzielna – mówi koleżanka poszkodowanej kobiety. – Ona tak walczy każdego dnia, że tylko ją podziwiać. Niejedna osoba by już się poddała.

Od pogryzienia minęło już 2,5 miesiąca.

- Leżałam w szpitalu ponad miesiąc. Teraz w domu leżę. Jedynie o kulach mogę chodzić za potrzebą – mówi pani Ewa. – Rodzinę mam daleko, więc na co dzień nie są w stanie mi pomagać. Są przy mnie za to wspaniałe przyjaciółki i sąsiadki. To one pomagają mi każdego dnia w podstawowych czynnościach. Bez nich nie dałabym rady. Dziękuję.

Leczenie poszkodowanej emerytki nie jest tanie. 1500 zł już poszło na same opatrunki i zastrzyki.

– Maleńki specjalny plasterek kosztuje 30 zł – dodaje. – A właściciel psów, przez które cierpię, nawet nie przeprosił, nie zaproponował pomocy. Raz zadzwonił, ale nie po to, by zapytać, jak się czuję. Chciał przepis na ciasto, które mu piekłam i bardzo mu smakowało....

Rany na ciele się goją, ale o zdarzeniu kobieta zapomnieć nie może. I nie widzi końca dochodzenia. Według niej to oczywiste, że skoro pan Zdzisław jest właścicielem psów, to za nie odpowiada. Pracowała u niego, miała klucze do furtki i domu, więc powinien zapewnić jej bezpieczeństwo. Policyjne postępowanie się ślimaczy.

- Na razie czekamy na opinię lekarską dotyczącą charakteru obrażeń – informuje Ewa Czyż, rzeczniczka prasowa Komendy Miejskiej Policji w Chełmie.

- Na chwilę obecną brak podstaw, by właścicielowi tych psów postawić zarzuty – mówi Lech Wieczerza, szef chełmskich prokuratorów. – Poszkodowana może jednak dochodzić swoich roszczeń w drodze postępowania cywilnego.

Po pogryzieniu inspekcja weterynaryjna sprawdziła, czy psy nie mają wścieklizny. Okazało się, że jeden nie posiadał aktualnego szczepienia.

– Zawsze szczepię. Tym razem tylko przeoczyłem termin – tłumaczy się właściciel. I dodaje, że niestety musiał go ostatnio uśpić, bo był chory na trzustkę...

Wilki w skórach baranków?

Właściciel psów w typie rottweilerów, z natury niebezpiecznych, nie zaprzecza, że 6 lat temu pogryzły inną bezbronną kobietę.

W połowie grudnia 2013 r. 24-latka weszła na teren niewielkiego zakładu produkcyjnego, będącego jednocześnie miejscem zamieszkania pana Zdzisława. Skoczyły na nią dwa rottweilery i dotkliwie ją pogryzły. Ich pan wtedy też twierdził, że to była wyłącznie jej wina.

- Zazwyczaj te psy siedziały w kojcu, a bramka była zamykana. Tym razem jednak klucz znajdował się w bramce, więc weszłyśmy z koleżanką na podwórze – mówiła poszkodowana 6 lat temu dziennikarce Super Tygodnia Chełmskiego. Psy podbiegły do niej pierwszej. Na początku myślała, że chcą się bawić. Potem zaczęły szarpać torebkę. Zanim się zorientowała, wbiły kły w jej ręce. Szarpiąc się z nimi, dotarła do bramki i po części się za nią schowała. – Wciągnęłam nogi, ale one nadal trzymały mnie zębami za ręce. Pracownik firmy podbiegł i zaczął je kopać, żeby odgonić.

Okazało się, że pan Zdzisław to zdarzenie doskonale pamięta.

– Ta pani weszła do mnie na podwórze, a nie powinna, bo psy wtedy biegały po posesji. Nie miała przecież tego dnia przyjść do pracy. Nie wiem, po co się pojawiła – skomentował w ubiegły piątek sytuację sprzed lat. I dodał, że czworonogi zawsze pilnowały posesji i nikogo nie zaczepiały. - To zawsze były łagodne zwierzaki... – zapewnia po raz kolejny.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
nika 19.06.2019 14:34
bułeczkę dla psa? a co to kura? psy widocznie były głodne, pies jest terytorialny, na swojej posesji nie musiał pani tolerować. Właściciel pogryziony? bo pies przenosi agresję i pogryzie tez właściciela!

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama