Do próby napadu doszło 13 grudnia kilka minut przed godziną 21. Pracownica lombardu zbierała się już do domu. Nieoczekiwanie do środka wszedł znany jej z widzenia mężczyzna. Rzucił reklamówką o podłogę. Trzymając w ręku przedmiot przypominający broń, zagroził ekspedientce: "Dawaj pieniądze i złoto, bo cię zastrzelę, mówię poważnie, nie żartuję!".
Kobieta, tłumacząc napastnikowi, że nie ma pieniędzy oraz wartościowych rzeczy, bo wszystko zabrał szef, niepostrzeżenie uruchomiła system alarmowy. Zauważył to i znów zaczął ją straszyć: "Ukręcę ci łeb, jeśli zawiadomiłaś policję" - krzyknął zdenerwowany. Kobieta była przerażona, aż drżała ze strachu, starała się jednak przeciągnąć rozmowę do przyjazdu ochrony. Obiecywała nawet, że następnego dnia, jak dostanie wypłatę, odda mu swoje pieniądze.
Gdy do lombardu wpadł ochroniarz, szybko obezwładnił napastnika i zatrzymał go, gdy ten chciał dać nogę. Gdy policjanci przyjechali na miejsce, okazało się, że sprawcą napadu jest 54-letni mieszkaniec Chełma. Mężczyzna był pod wpływem alkoholu. Badanie wykazało, że w organizmie miał niemal promil.
Policjanci zabezpieczyli broń napastnika. Okazało się, że to pistolet hukowy marki "Start". Miał też w reklamówce młotek. Mężczyzna został zatrzymany i trafił do policyjnego aresztu. Gdy wytrzeźwiał, trafił do prokuratury, gdzie usłyszał zarzuty. Sąd zastosował wobec niego tymczasowy areszt.
Do zarzucanego mu czynu przed śledczymi się nie przyznał. Wyjaśnił, że zamierzał kobietę tylko nastraszyć. Próbował im wmówić, że chciał, by zatrzymała go policja i zabrała do aresztu, bo... "w domu nie miał ognia i było mu zimno".
Zgodnie z kodeksem karnym za usiłowanie rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia grozi mu kara do 15 lat pozbawienia wolności.
Napisz komentarz
Komentarze