Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama baner reklamowy
Reklama Twój Agent Ubepieczenia

Cztery miliony poszły z dymem | Super Tydzień

Dach ubojni płonął jak pochodnia. Pracownicy PPHU Gramar w popłochu uciekali i ratowali co się da. Kłęby czarnego dymu nad miastem widać było z odległości nawet kilku kilometrów. Do akcji gaśniczej wezwano posiłki niemal z całego powiatu włodawskiego oraz z Łęcznej.
Cztery miliony poszły z dymem | Super Tydzień

We wtorek (2 kwietnia), tuż przed godziną 14 pracownicy zakładu dostrzegli dym wydobywający się z poddasza ogromnej hali. Zaalarmowali straż pożarną.

- Z pierwszych informacji wynikało, że palą się zbiorniki z olejem opałowym i ogień rozprzestrzenia się na poddasze – mówi mł. bryg. Waldemar Makarewicz, oficer prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej we Włodawie.

Dyżurny skierował do akcji dwa zastępy strażaków. Szybko okazało się, że takimi siłami nie da się opanować szalejącego ognia. Sprowadzono więc wsparcie oraz drugi podnośnik z jednostki ratowniczo-gaśniczej w Łęcznej, by podawać z góry duże ilości wody.

Alarm w powiecie

Do akcji gaśniczej wezwano ochotników z Orchówka, Różanki, Sobiboru, Zahajek, Włodawy, a także z Urszulina i Starego Brusa. W kulminacyjnym momencie z ogniem walczyło 50 strażaków.

- Najpierw strażacy gasili pianą palący się olej opałowy, którego nagrzane dymy pożarowe przedostawały się na poddasze budynku. Ratownicy w maskach tlenowych weszli na poddasze, aby ugasić rozprzestrzeniające się płomienie. Było tam jednak tak silne zadymienie oraz wysoka temperatura, że po kilku próbach druhowie musieli wycofać się i chronić pomieszczenia administracyjne, aby i tam ogień się nie przedostał. W tym samym czasie pracownicy firmy wynosili z budynku dokumentację księgową oraz wszystko, co się znajdowało w chłodni – relacjonuje Makarewicz.

Była to chyba jedna z najtrudniejszych akcji, w jakiej uczestniczyli włodawscy strażacy. Palił się ogromny budynek. Akcję gaśniczą utrudniał silny wiatr. Gdy płomienie zostały stłumione, pokrycie dachu trzeba było zdemontować, aby dogasić tlące się miejsca, żeby ponownie nie doszło do rozniecenia ognia. Na koniec wietrzono wszystkie pomieszczenia. Działania zakończyły się dopiero o godzinie 21. Spaliło się lub zostało zalane ponad 60 ton mięsa wołowego. Trzeba je było zutylizować.

Straty wyliczono na około 4 mln zł. Na szczęście nie ucierpiał nikt spośród pracowników oraz strażaków.

Śledczy ustalają przyczyny

Ze wstępnych ustaleń wynika, że przyczyną pożaru była awaria agregatu chłodniczego. Śledztwo w tej sprawie wszczęła policja pod nadzorem prokuratury. - Na razie nikomu nie postawiliśmy zarzutów. W środę na terenie zakładu odbyły się oględziny z udziałem biegłego z zakresu pożarnictwa – wyjaśnia Jolanta Sołoducha, szefowa włodawskiej prokuratury.

Jeśli okaże się, że do zdarzenia przyczynił się człowiek, to tylko za spowodowanie pożaru grozić mu będzie od roku do nawet 10 lat pozbawienia wolności. Powinna to wykazać opinia biegłego, ale na ten dokument trzeba będzie poczekać nawet kilka tygodni.

Właściciele firmy są załamani tym, co się stało, ale nie zamykają działalności.

- Odbudujemy zakład i zrobimy wszystko, aby jak najszybciej przywrócić produkcję. Nikogo spośród pracowników nie zwolnimy. Postaramy się wszystkich w jakiś sposób zagospodarować – mówi właściciel przedsiębiorstwa Krzysztof Łojewski.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
ReklamaRafał Stachura życzenia
Reklama
Reklama
Reklama