Do zdarzenia doszło 11 września 2017 r. w mieszkaniu przy ul. Rolniczej. Panowie raczyli się alkoholem. W trakcie biesiady wywiązała się awantura. W pewnym momencie 55-latek uderzył pięścią w twarz gospodarza, aż ten upadł na podłogę. Gdy się podniósł, oddał cios, uszkadzając przeciwnikowi korekcyjne okulary. To bardzo go zdenerwowało. Zaatakował ponownie. Złapał stojącą na stoliku popielniczkę i uderzył 57-laka kilka razy w głowę. Poszkodowany upadł na podłogę. Gdy udało mu się podnieść, poszedł do kuchni, napił się, zwymiotował i padł na podłogę. Patrzyli, jak charczy, ale nikt na pomoc się nie rzucił. Nikt nie wezwał karetki pogotowia... Potem poszli spać.
Rano agresywny mężczyzna poszedł do domu. Jego kompan zauważył, że 57-latek nie oddycha. Powiedział to partnerce zmarłego mężczyzny, a ona zawiadomiła siostrzenicę, która zadzwoniła na policję. Na ratunek było już jednak za późno. 57-latek nie żył. Przyczyną zgonu była ostra niewydolność ośrodkowego układu nerwowego.
Sprawca tragedii trafił do tymczasowego aresztu. Przyznał się do zarzucanego mu czynu, ale wyjaśniał, że nie chciał zabić 57-latka, a jedynie się na niego zdenerwował. Za pobicie ze skutkiem śmiertelnym tłumaczył się przed sądem. Za taki paragraf można trafić do więzienia nawet na 12 lat. 4 stycznia sąd nieprawomocnym wyrokiem skazał go na 5 lat więzienia.
Napisz komentarz
Komentarze