Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Baner reklamowy - firmy Północ Nieruchomości
Reklama

Chełm: Pustynia Pawłowi niestraszna

63 km mega wysiłku, bólu, ale i radości. Tyle udało się pokonać Pawłowi Jaśkowskiemu podczas Runmageddon Sahara. - Cokolwiek napiszę, nie odda tego, co tu się działo - podsumowuje na szybko na Facebooku chełmianin. Za każdy pokonany przez niego kilometr Sahary, znajomi, którzy dołączyli do wydarzenia na Facebooku, wpłacali złotówkę. Pieniądze trafią na konto chorej Igi.
Chełm: Pustynia Pawłowi niestraszna

- Nie biegam, ale spróbuję pokonać 50 km przez Saharę. Czasem człowiek musi się podrapać od środka, wystawić na próbę, przejść katharsis albo poddać challenge`owi. Tzn. nie musi, ale chce. Żeby zachować higienę mentalną - tłumaczył jeszcze przed rozpoczęciem  Runmageddon Sahara Paweł Jaśkowski.

Przygotowania

- Radzą mi, żeby ćwiczyć głowę (nastawienie), bo na treningi biegowe podobno już za późno. Jest w tym trochę racji, bo w przygotowaniach do Sahary najlepiej wychodzi mi sauna i solarium - tłumaczył przed startem Paweł. - A trzeba pokonać odcinki o długościach 16 km + 12 km + 22 km, a ostatniego dnia "na rozluźnienie" 10 km Biegu Przyjaźni z oceanem w tle.

O ile dwa pierwsze, jak przekonywał Paweł, są do przeczołgania nawet z kontuzją, o tyle półmaraton to już kosmos.

- Nawet cardio robię na orbitreku, bo bieganie zwykle kończyło się boleśnie. Dlatego uważam, że odpowiednia motywacja weźmie górę nad wadliwymi stawami - komentował.

Dla kogo bieg

Hasło wydarzenia, które postanowił zorganizować Paweł, brzmiało: "Jasiek biegnie, pomagamy wszyscy". 7 marca chełmianin Paweł Jaśkowski na marokańskiej części pustyni rozpoczął Runmageddon Sahara. Bieg z przeszkodami na 50 i 100 km. Początkowo deklarował, że wybiera krótszy dystans.

- Nie jestem idiotą - w końcu w życiu pobiegłem dwa razy powyżej 10 km, a zazwyczaj po 5-6 km siadają mi moje fabrycznie niekompletne stawy. Więc 50-tkę powinienem cyknąć, tak...? - tłumaczył.

 Ostatecznie zaatakował jednak dłuższy dystans i pokonał w sumie 61 km. Jego udział w imprezie był wyjątkowy, ponieważ swój wysiłek postanowił wykorzystać do pomocy chorej Idze.

 Dziewczynka urodziła się z wadami kończyn. Lewa stopa jest końsko-szpotawa, prawej nogi nie ma – stopa wyrasta z biodra, obie ręce mają zrosty w łokciach. W Polsce nikt nie był w stanie jej pomóc, a lekarze swego czasu sugerowali matce aborcję. Doktor Dror Paley, ortopeda z Florydy, po wnikliwym badaniu stwierdził, że wszystko da się zrobić i Iga będzie sama chodzić oraz ruszać rączkami.

Na wyjazd i leczenie potrzeba jednak sporo pieniędzy - 2 mln zł.

- Każde wsparcie, każda wzmianka jest ważna – poprzednia akcja, w której wziąłem udział, miała skończyć się fiaskiem, jednak ktoś ostatniej nocy zbiórki wpłacił 150 tysięcy złotych! To też dało mi motywację do działania - tłumaczy Paweł. - Iga i jej rodzina o niczym nie wiedzą.

 Za każdy pokonany przez niego kilometr Sahary, znajomi, którzy dołączyli do wydarzenia na Facebooku, zadeklarowali wpłacić złotówkę.

Udało się

- Dziękuję wszystkim za zainteresowanie i wsparcie. Takie momenty jak te rozczulają i zapadają w pamięć, by w chwilach słabości je sobie przypomnieć, by móc biec dalej. Dzięki za troskę, podpowiedzi, jak łatać nogi, za słowa uznania - napisał na Facebooku Paweł po zakończonym biegu. - Planowałem zaatakować 50 km. Codziennie na rozwidleniu trasy trzeba było wybrać dystans, który się atakuje. Od pierwszego dnia celowałem jednak w 100 km, bo tak motywowała mnie ekipa, którą po takiej próbie bez wahania nazywam przyjaciółmi.

Pierwszego dnia - jak tłumaczy - pękło niewyobrażalne dla niego 30 km po kamienistych ścianach, bezkresnych drogach bez horyzontu i ekstremalnych podejściach.

- A wszystko w pełnym słońcu z plecakiem żarcia, wody, bandaży. Drugi dzień to bieg z kontuzją, ale nadal atak na 100 km. Noga połatana i marszem udało się nawinąć 20 km. Trzeci dzień to był mój koniec - relacjonuje Paweł.

Jak sam mówi, jego udział w biegu bardziej przypominał survival na czas.

- To prawda, że nawet fizyczne ograniczenia da się czasami pokonać odpowiednim nastawieniem. "Nie musisz być nieustraszony. Nie pozwól tylko, by strach Cię zatrzymał" (Charlie Day) - podsumowuje swój wyczyn na Saharze.


Podobne artykuły:

Kierowcy CLA chcą podwyżek [TUTAJ]


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
ReklamaRafał Stachura życzenia
Reklama
Reklama
Reklama