Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama Bank Spółdzielczy

Rejowiec Fabryczny: Marek Parada - kowal z duszą artysty

Został kowalem, choć większość rodziny uważała, że robi błąd. Niewiele przecież o tej pracy wiedział. Mimo to postanowił zaryzykować i spełnić swoje marzenia.
Rejowiec Fabryczny: Marek Parada - kowal z duszą artysty

Spotykamy się w zakładzie pana Marka na przedmieściach Rejowca Fabrycznego. Na kuźnię zaadaptował warsztat stolarski swojego ojca. Choć to męski zawód, widać kobiecą rękę. Wszystkie narzędzia poukładane w idealnym porządku. Każdy przedmiot na swoim miejscu.

– To córka Zuzanna pomogła mi posprzątać przed naszym spotkaniem – mówi ze śmiechem Marek Parada, który kowalstwem artystycznym zajmuje się od 14 lat. Wcześniej przez 16 lat pracował w magazynie w cukrowni Rejowiec.

- Straciłem pracę w cukrowni i szukałem jakiegoś pomysłu na siebie. Pojechałem do urzędu pracy przestraszony nową sytuacją. Na moje pytanie, co mam teraz robić, usłyszałem od urzędniczki, że trzeba być kreatywnym. Wziąłem sobie to do serca – wspomina początki swojej działalności pan Marek.

Postanowił zająć się kowalstwem

- Uważałem, że jest to męskie zajęcie, w sam raz dla mnie – dodaje.

W najbliższej rodzinie nikt się kowalstwem nie zajmował, nie miał się więc od kogo nauczyć się fachu.

- Jeździłem więc po różnych warsztatach w okolicy. Spotkałem się z panem Leszkiem Czerniecem z Wojciechowa. Przyjął mnie życzliwie, pokazał tajniki fachu. Spotkałem też fajnego młodego kowala Bartka Fornalskiego z Łopiennika oraz jego ojca, który jak się później okazało, uczył mnie w technikum mechanicznym. Także te relacje były dobre. Dużo tym ludziom zawdzięczam. Wiele mi pokazali, nauczyli. Pracowałem u nich przez miesiąc i uczyłem się zawodu – opowiada.

Zobacz też: Kamila potrzebuje pomocy

Kowal z kilku powodów

- Jestem praktykującym katolikiem. Wyznaję taką hierarchię wartości, że na pierwszym miejscu jest Bóg, później rodzina, a na trzecim praca, co według św. Augustyna jest właściwe. Do działania zainspirował mnie także przykład biblijny. Izraelici wyszli z Egiptu i Mojżesz wysłał 12 zwiadowców, by zobaczyli ziemię Kanaan. 10 się przestraszyło, że nie uda się zdobyć tej ziemi. Jedynie Kaleb i Jozue byli innego zdania. Postanowiłem zachować się jak oni. Ci, którzy wrócili ze zwiadu, zarazili swoim strachem pozostałych, przez co przez 40 lat błąkali się po pustyni – mówi pan Marek.

Inspirujące było dla niego także spotkanie z osobą, która prowadziła własny biznes.

- Była to pani w wieku mojej świętej pamięci mamy. Zapytała mnie, co moim zdaniem trzeba mieć, by zacząć własny biznes? Wymieniałem różne rzeczy, ale ciągle nie mogłem trafić na właściwą odpowiedź. Wreszcie powiedziała mi, że trzeba być odważnym. Po latach mogę to potwierdzić z całą stanowczością. Trzeba mieć odwagę i wierzyć w powodzenie tego, co się robi. Jeśli robi się coś z pasją, z entuzjazmem, zaangażowaniem, na utrzymanie na pewno się zarobi – mówi nasz rozmówca.

W podjęciu decyzji pomógł mu też pewien test.

- Zrobiłem takie małe socjologiczne badanie. Zapytałem bliskich, kto jest "za"  pomysłem, bym zajął się kowalstwem, choć nie mam w tym niemal żadnego doświadczenia. Tylko siostra i brat namawiali mnie, reszta była sceptycznie nastawiona. Mimo to postanowiłem zaryzykować – powiedział pan Marek.

Na jego życiową decyzję miał też wpływ kolega z pracy.

- Miałem przyjaciela, niestety już nie żyje, który był bardzo uzdolniony plastycznie i dużo opowiadał mi o kowalstwie. Mówił, że gdy przejdzie na emeryturę, to zajmie się kowalstwem, niestety nie doczekał tej chwili. Pomyślałem więc, że ja zrealizuję ten jego pomysł – opowiada kowal z Rejowca Fabrycznego.

Przyznaje, że kowalstwo to trudne i wymagające zajęcie. Poza wytrzymałością, siłą, pomagają w tej pracy inne cechy. - Trzeba być komunikatywnym, spotykać się z ludźmi, rozmawiać. Mam taką zasadę, że lepiej współpracować, niż się zwalczać. Myślę, że dlatego do tej pory mam wielu znajomych wśród ludzi z mojej branży – twierdzi.

 

Podkowy to już rzadkość

Pan Marek wykonuje przedmioty artystyczne, na indywidualne zlecenie, ale także użytkowe.

- Chciałbym robić wyłącznie rzeczy ciekawe, oryginalne, które mi podpowiada i rysuje mój przyjaciel Marek Pukas, ale realia wyglądają inaczej. Wiele prac to roboty ślusarsko-spawalnicze. Muszę to robić, by zarobić na utrzymanie rodziny. Praca przy metalu jest ciężka. Dzisiaj kowalstwa stricte usługowego już nie ma. Czasem zdarza mi się naprawić siekierę, ale jest to mało opłacalne, każdy przelicza pieniądze, woli kupić nową, niż wydać tyle samo na naprawę – opowiada nasz rozmówca.

Robi bramy, furtki, kute elementy zdobnicze i inne przedmioty. Może się podjąć wykonania metalowych elementów zbroi, uzbrojenia dla osób zajmujących się rekonstrukcjami historycznymi.

Zdarzają się indywidualne zamówienia, pod konkretne potrzeby. Cena jest wówczas wyższa, ale satysfakcja też większa – przyznaje.

Najbardziej nietypowe zamówienie to balustrada do schodów do jednego z hoteli pod Lublinem. Właścicielka "odnalazła" pana Marka przez wspólnego znajomego. Poprosiła o przygotowanie projektów. Wykonał je Marek Pukas.

- Kiedy prezentowaliśmy je właścicielce, obejrzała dwa, do reszty nie chciała nawet zajrzeć. Wybrała jeden. Powiedziała, że to jest ten, bo widzi tu pomysł i "rękę". Jej uwadze nie uszło także to, że projekt jest narysowany ołówkiem, a nie ściągnięty z internetu. Później okazało się, że jest architektem. Satysfakcja właścicielki była dla mnie ważniejsza niż gratyfikacja finansowa – dodaje.

 

Kowale coraz rzadziej podkuwają konie

- Bo i koni na wsi jest coraz mniej. Poza tym podkowy można kupić jak buty. Są różne rozmiary podków, wystarczy je tylko dopasować. Dlatego kowalstwo nie wróci już w takiej formie, jak to kiedyś bywało. Dawniej na wsi kuźnia była centrum życia towarzyskiego. Do kowala przychodzono po rady. Tu także toczyły się rozmowy, świętowano zakończenie tygodnia ciężkiej pracy. Teraz to warsztat pracy, jak inne... – mówi.

Marzy mu się zrobienie dwóch krzyży. Nad ich projektami pracuje oczywiście jego imiennik i przyjaciel – Marek Pukas.

– Chciałbym jeden krzyż poświęcić pomordowanym w Katyniu, drugi – na Wołyniu, żeby połączyć kowalstwo, oddać hołd Ojczyźnie i upamiętnić naszą historię – wyznaje.

Pan Marek wykonał m.in. metalowe ozdobne ogrodzenie przy odbudowanej kapliczce między Pławanicami a Rudolfinem (gm. Kamień) oraz baldachim nad figurą Matki Bożej do tej kapliczki. Pod koniec lipca kapliczka będzie gotowa i po 73. latach, od momentu jej zniszczenia, przywrócona miejscowej społeczności.

- Pan Marek okazał dużo otwartości, życzliwości przy uzgadnianiu projektu. Wielkie słowa uznania dla niego – mówi Stanisław Kuć, prezes Stowarzyszenia Forum Polskie, które jest inicjatorem odbudowy kapliczki.



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama