Kobieta twierdzi, że drzewo miało w obwodzie 200 cm, co sugeruje, że mogło mieć nawet około 50 lat. Nie wyglądało na chore czy zagrażające bezpieczeństwu przechodniów. A jednak ktoś zdecydował o jego wycięciu.
- Lipa była zdrowa, o czym świadczy pozostawiony pień, który nie ma żadnych zacieków czy odbarwień. Jeśli miasto tak chce walczyć z jemiołą, to wkrótce czeka nas betonoza - mówi kobieta. - Drzewo nie miało ani suchych gałęzi, ani łamliwych konarów. Wiem, bo się nim interesowałam.
Jak wyjaśnia Damian Zieliński z gabinetu prezydenta, wspomniane drzewo zostało usunięte na podstawie decyzji wydanej 7 października 2021 r. przez marszałka województwa. Zapadła po wizji lokalnej oraz w oparciu o przedłożoną dokumentację. Z opinii wynika, że lipa była w złej kondycji fitosanitarnej, pień był porażony pasożytem, a korona bez liści, silnie zaatakowana przez jemiołę.
- Z uwagi na lokalizację drzewa oraz jego stan zdrowotny, może ono stwarzać zagrożenie dla otaczającej infrastruktury czy przebywających w pobliżu ludzi podczas występujących anomalii pogodowych - czytamy w decyzji urzędu marszałkowskiego.
Z kolei Zieliński informuje, że firma, która wycinała drzewo, przekazała, że było ono suche, a podczas upadku pnia na ziemię kora sama odpadała i łamała się na kawałki.
Napisz komentarz
Komentarze