Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama Reklama MAREX

Noc Kupały, czyli co nam zostało z pogaństwa

Święto ognia, wody, słońca i księżyca, urodzaju, płodności, radości i miłości było powszechnie obchodzone na obszarach zamieszkiwanych przez ludy słowiańskie. Dziś wraca do łask. Na nowo uczymy się wicia wianków i pieśni związanych z wiosennym przesileniem.
Noc Kupały, czyli co nam zostało z pogaństwa

Noc Świętojańską, zwaną też Nocą Kupały, Sobótką, wigilią św. Jana  obchodzono w Horodysku po raz trzeci. Zorganizowana została przez wójta gminy Leśniowice i Samorządowy Ośrodek Kultury w Leśniowicach. Impreza była jednocześnie inauguracją sezonu letniego na kąpielisku Maczuły. Świętowanie rozpoczęło widowisko obrzędowe, przygotowane przez uczniów SP w Sielcu pod okiem Ewy Stańkowskiej. Po rytuale zapalenia ogniska goście przeszli nad wodę, gdzie uroczyście puszczono wianki ze świeżych kwiatów i ziół. Wcześniej te wianki upleciono na warsztatach, które prowadziły gospodynie z KGW w Horodysku. W tle ceremonii rozbrzmiewał śpiew zespołów Rakołupianki i Kumowianki. Kolejny punkt programu, czyli słowiańską dyskotekę poprowadził Dj Wodzirej Emilio. Wydarzenie dopełnił pokaz ogniowy teatru Hesperydy, działającego przy Klubie Wojskowym w Chełmie. Widowisko zgromadziło tłumy.

- W Horodysku dawniej nie było zalewu Maczuły, więc też nie świętowano Sobótek. Tworzymy coś nowego - przyznaje sołtyska wsi Teresa Prokop.

- Noc Świętojańską organizujemy od kiedy jestem wójtem, czyli od trzech lat. W latach 60 i 70-tych było to święto obchodzone w Leśniowicach przy tzw. jeziorku - dodaje wójt Leśniowic Joanna Jabłońska.

Na wiele lat mieszkańcy Leśniowic zapomnieli o tej tradycji Sobótkowej dawnych Słowian. Wydaje się jednak, że miejsce na tego typu uroczystość, jest jak najbardziej odpowiednie. To w Horodysku podczas prac wykopaliskowych, prowadzonych przy okazji budowy zalewu,  odkryto ślady dawnej wioski słowiańskiej. Noc Kupały, czy też Sobótka, nazywana nawet "małym sabatem", przypadająca w najkrótszą noc w roku, była świętem pogańskich Słowian. Kościół katolicki potem już nie mógł wykrzewić z obyczajowości ludowej obrzędów sobótkowych. Podjął więc próbę zasymilowania ich z tradycją chrześcijańską i nadał "kupalnocce" patrona Jana Chrzciciela - ustanawiając 23 czerwca wigilię św. Jana. Stąd nazwa: noc Świętojańska.

Kiedyś było jakoś weselej

Niektórzy mieszkańcy gminy jeszcze pamiętają Noce Świętojańskie, organizowane w latach 60 i 70-tych. Dziś trochę dziwią się młodzieży, bo przecież widzą, że to już mało kogo bawi. Współczesne Sobótki raczej przybierają formę festynu, czy też występu teatralnego. Nikt już nie przywiązuje takiej uwagi do symboliki wody i ognia, czy roli, jaką pełniły puszczane na wodę wianki. W pamięci starszych mieszkańców Leśniowic, Sobótka zapisała się jako jedno ze spotkań towarzyskich.

- Pamiętam, że to był rok 1972. Pojechaliśmy na imprezę sobótkową nowym samochodem. Mąż był sekretarzem w gminie. W Leśniowicach mieliśmy takie bajoro, które nazywano jeziorem. Grała kapela. Na to jezioro puszczano wianki z podstawką, na której stawiano zapaloną świecę. Było świetnie. Dużo ludzi brało w tym udział - wspomina Rajmunda Popielnicka.

Już wtedy na Sobótce było mało młodzieży. Udział w niej brały osoby dorosłe, mężatki, żonaci mężczyźni. Księża nie zabraniali się bawić, ale też nie przyjeżdżali na te uroczystości. Panie z Koła Gospodyń Wiejskich z Majdanu Leśniowskiego śpiewały do upadłego. Miały specjalny repertuar, dobrany specjalnie tylko na tę okoliczność.

Po co te ognie i wianki?

Wiadomości o nocy Kupały są dość skąpe, bo Kościół katolicki najpierw ten obrzęd chciał zwalczać, a potem zmieniał, nadając mu symbole chrześcijańskie. Wiadomo, że było to święto wody i ognia, żywiołów mających moc oczyszczania. Wiązano je też z miłością, płodnością, słońcem i księżycem. Ostatni zarejestrowany przypadek prawdziwie pogańskich obchodów miał miejsce w 1937 roku na Opolszczyźnie. 

Ważną rolę pełniły wianki puszczane w nurt rzek przez dziewczęta. Jeśli wianek został wyłowiony przez kawalera - oznaczało to szybkie zamążpójście. W ten sposób młodzi mogli dobierać się w pary bez obrazy obyczaju. Wolno im było nawet pójść do lasu w poszukiwaniu kwiatu paproci. Jeśli wianek płynął dalej - czas wesela jeszcze nie nadszedł. Gdy utonął, zaplątał się w sitowiu lub zapłonął - wróżyło to staropanieństwo. 

W niektórych regionach wierzono, że do Dnia Kupały nie wolno się kąpać w rzekach i strumieniach, czy jeziorach. Dopiero woda po zmroku w tę noc nabierała magicznych właściwości i miała moc uzdrawiania. Sobótka była też więc ówczesną formą otwarcia sezonu kąpielowego. Skakanie przez ogniska i tańce wokół nich miały oczyszczać, chronić przed złymi mocami i chorobą.

Na Ukrainie tradycje wciąż żywe

Luba Dzwonkowska, członkini zespołu Rakołupianki, pochodzi z Ukrainy. Wychowała się na Ziemi Wołyńskiej. Jak mówi, tam tradycja Sobótek nigdy nie zaginęła. Za jej młodości nie pisało się scenariuszy imprezy, bo wiedza przekazywana była z dziada pradziada. Matki uczyły swoje dzieci piosenek, które znały od babek. Wszystko to było wiejskie, sielskie, ludowe.

- Pięćdziesiąt lat temu inaczej wyglądał świat, inni byli ludzie. Cieszyli się młodzi, że byli pięknie poubierani w ludowe, ukraińskie stroje. Chłopcy mieli haftowane koszule - wspomina Luba czasy swojej młodości. - Kościół nie krytykował. To była tylko zabawa...

W Sobótce brali udział tylko chłopcy i dziewczęta. Starsi mieszkańcy, żonaci, mężatki, nie przychodzili wcale. Dziewczęta ubierały wstążkami gałąź wierzby lub brzozy. Tak powstawała ich Marena. Plotły też wianki z ruty, barwinku i różnych kwiatów. Chłopcy ze słomy i starych ubrań robili Kupałę, postać przypominającą człowieka. Ognisko zapalał im starszy człowiek, którego musieli poprosić o pomoc. Potem zbierali się przy Marenie i Kupale i były przyśpiewki, żarty. Dziewczyny rzucały wianki do wody, a chłopcy zanurzali w wodzie swoje koleżanki. Potem dziewczęta, być może żeby szybciej wyschnąć, skakały przez ognisko, podpierając się o ramiona stojących po bokach kolegów. To była zabawa dla młodzieży i okazja, by pośpiewać.

Teraz czytane: Włodawscy więźniowie nie mają czasu na nudę

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklamabaner reklamowy
Reklama
Reklamabaner reklamowy
Reklamabaner reklamowy
Reklama
News will be here
Reklama
Reklama
News will be here
Reklama