Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Baner reklamowy - firmy Północ Nieruchomości
Reklama Stachniuk Optyk

Zastrzelona na spacerze

Na pół roku pozbawienia wolności, w zawieszeniu na trzy lata – taki wyrok usłyszał 49-letni myśliwy, zamieszany w uśmiercenie Kiary, ukochanej suczki Teresy i Jana, małżeństwa z Chełma. Po zmianie kwalifikacji czynu mężczyzna został uznany winnym poplecznictwa, a nie zabójstwa psa. Wyrok nie jest jeszcze prawomocny.
Zastrzelona na spacerze

- Podejrzewam, że to jeszcze nie koniec tej sprawy – mówi pan Jan. - Spodziewamy się zaskarżenia decyzji sądu.

Właściciele zastrzelonego psa nie takiego wyroku się spodziewali. Twierdzą, że oni wiedzą, kto strzelał i wszelkie zebrane przez nich dowody na to wskazują. Przez kilka lat próbowali w sądzie dowieść winy myśliwego. Z decyzjami sądu się jednak nie dyskutuje...

- Ubiegłotygodniowy wyrok to i tak duży postęp w tej, ciągnącej się już od kilku lat, sprawie. Pan Jan był bardzo zaangażowany i zdeterminowany, docierał do wielu osób, które mogłyby wnieść coś do procesu, niestety nie wszystkie chciały zeznawać... – mówi Mariusz Kluziak ze Stowarzyszenia Chełmska Straż Ochrony Zwierząt w Chełmie, który jest oskarżycielem posiłkowym i podczas procesu cały czas wspierał merytoryczne właścicieli zastrzelonego psa, za co mu są bardzo wdzięczni.

Przypominamy, że zawiadomienie na policję złożyli w styczniu 2015 r. Wszczęto śledztwo. Podobno od początku szło bardzo opornie. Niełatwo było zbierać dowody.

- Na dodatek środowisko myśliwych jest bardzo specyficzne... – dodaje pan Jan. - Jedynie myśliwi z koła wojskowego zachowali się tak, jak powinni, i niech to będzie przykładem na całą Polskę.

Najpierw chełmska prokuratura sprawę umorzyła, jednak sąd skierował ją do ponownego rozpatrzenia.

- Uwzględniono nasze zażalenie. Sąd przywrócił nam wtedy wiarę w sprawiedliwość - dodaje pan Jan.

49-letni mężczyzna pod koniec sierpnia 2016 r. został oskarżony o dokonanie zabójstwa psa, za co groziło mu do 3 lat pozbawienia wolności. W listopadzie 2019 r. Sąd Rejonowy w Chełmie zmienił jednak kwalifikację czynu na poplecznictwo. Proces ciągle się przedłużał, bo obrońca oskarżonego i oskarżyciele składali nowe materiały dowodowe. Wpływ na to miała też pandemia. Wyrok miał zapaść w marcu ub. roku. Zapadł dopiero w piątek (5 marca).

Zdarzenie, którego nie mogą zapomnieć właściciele suczki, miało miejsce w 2015 r. To był ładny styczniowy dzień. Pani Teresa wyszła z psami na spacer na łąki w pobliżu ulicy Budowlanej. Biegały luzem, ale pilnowały się jej i wracały, gdy je wołała.

- W pewnym momencie żona zauważyła trzy powoli jadące samochody, które zatrzymały się około 300 metrów od niej. Po krótkim czasie jeden z impetem ruszył i zatrzymał się przy krzakach. Nagle padł z niego strzał. Żona usłyszała skowyt i zamarła.  Potem był drugi strzał. Kierowca samochodu terenowego szybko cofnął auto ok. 50 metrów, wysiadł z niego, pochylił się, wziął na ręce psa, włożył do bagażnika, potem pospiesznie wsiał do samochodu i odjechał w stronę ulicy Budowlanej. W tym czasie jego znajomi zaczęli strzelać. Jak później tłumaczyli, do bażantów – mówi pan Jan. - Przecież żona wcześniej tam była i żadnych bażantów nie widziała. Roztrzęsiona wsiadła do auta i pojechała po mnie do domu. Nie mogła wydobyć z siebie słowa, tak była zdenerwowana. Razem wróciliśmy, by szukać suczki.

Na miejscu spotkali myśliwych, których wcześniej widziała pani Teresa.

- Sprawcę i jego samochód dokładnie mi w domu opisała. Podszedłem do niego pierwszy i wprost oskarżyłem go o to, że zastrzelił mi psa. Wyszedł z samochodu, przedstawił mi się, ale do niczego się nie przyznał. Nie chciał też otworzyć bagażnika, gdy poprosiliśmy go o to, by sprawdzić, czy nie ma w nim ciała Kiary. Myśliwy wykorzystał moment, gdy w stronę jego auta rzuciła się nasza druga suka, i pospiesznie wsiadł do auta. Na odchodne jeszcze rzucił: „Psa trzeba było na smyczy trzymać” i uciekł. Zapamiętaliśmy numery rejestracyjne, bo mimo iż samochód był cały w błocie, tylna tablica była czysta... - mówi pan Jan.

Kiary nie znaleźli ani żywej, ani martwej, choć przez kolejne dni przeczesywali łąki. Postanowili więc sprawę zgłosić na policję.

- A gdyby ten myśliwy trafił wtedy w żonę? Strzelał na wprost niej... - dodaje pan Jan. - Miał zresztą okazję na mediacjach ją za to przeprosić, ale nie chciał...

- Bez wątpienia tego typu sytuacje powinny być wnikliwie sprawdzane przez śledczych – mówi Kluziak. Nie tak dawno zapadł wyrok sądu w sprawie z Biłgoraja. 57-letni myśliwy został uznany za winnego zastrzelenia rasowego psa mieszkanki gminy Wisznice i skazany na 3 miesiące ograniczenia wolności i zobowiązany do pracy na cele społeczne.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklamabaner boczny
Reklama
Reklama
Reklama