Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama baner reklamowy
Reklama Bank Spółdzielczy

Mieszkańcy pomogli sarnie, gmina nie chciała

Młodego koziołka, prawdopodobnie potrąconego przez samochód, znaleziono na posesji w Stężycy Łęczyńskiej. Nie był w najlepszym stanie, bo na widok ludzi nie próbował uciekać. Powiadomiono o tym gminę, ale odmówił pomocy. Mieszkańcy wzięli sprawy w swoje ręce.
Mieszkańcy pomogli sarnie, gmina nie chciała

- Zadzwoniła do mnie znajoma, Katarzyna Sysa i powiedziała, że na jej posesji leży młody koziołek. Był osowiały, nie próbował uciekać. Prawdopodobnie został potrącony przez samochód. Bez oceny lekarza weterynarii trudno było stwierdzić, co mu jest, ale żadne zdrowe dzikie zwierzę tak się przecież nie zachowuje – opowiada Alicja Barcikowska, mieszkanka Izbicy.

Z uwagi na to, że był już wieczór, pani Katarzyna ulokowała koziołka w kojcu po dużym psie.

- Na szczęście miała gdzie. A co by było, gdyby znalazła go gdzieś przy drodze w szczerym polu? – zastanawia się nasza rozmówczyni. - Następnego dnia koleżanka powiadomiła o sprawie miejscowy samorząd. Liczyłyśmy na to, że gmina wyśle do sarny weterynarza. W międzyczasie skontaktowałam się również z dwoma ośrodkami rehabilitacji dzikich zwierząt, jakie działają na terenie województwa lubelskiego. W obu zapewniono mnie, że sarna zostanie przyjęta, tylko trzeba ją przywieźć – relacjonuje pani Alicja.

Kobiety liczyły, że urzędnicy nie będą obojętni, wywiążą się ze swoich obowiązków i wyślą do koziołka weterynarza oraz zorganizują transport.

- O wiele nie prosiłyśmy. Ale mimo wszystko, nie otrzymałyśmy żadnej pomocy ze strony gminy. Nie pomogła policja i powiatowa inspekcja weterynaryjna, bo do tych instytucji również dzwoniłyśmy – złości się pani Alicja.

- Jeżeli chodzi o dzikie zwierzęta, tak jak w tym przypadku, zapewnienie opieki, czy transportu leży w gestii skarbu państwa, a organem reprezentującym skarb państwa jest starostwo powiatowe. To ten samorząd powinien zająć się sprawą, tym bardziej, że z naszych informacji wynika, iż zdarzenie miało miejsce właśnie przy drodze powiatowej – tłumaczy Edyta Gajowiak-Powroźnik, wójt gminy Krasnystaw. - Wiadomo, że najłatwiej obwiniać jest najbliższy samorząd, ale są pewne przepisy. Każde miasto i każda gmina pilnuje swoich pieniędzy i nie chce płacić za coś, za co powinien zapłacić ktoś inny. Na pewno nie jest tak, że jesteśmy obojętni, bo już wielokrotnie zapewnialiśmy opiekę, czy transport bezdomnym zwierzakom. Swego czasu zajmowaliśmy się nawet bezdomną świnią – dodaje wójt gminy Krasnystaw.

- Nie zgadzam się z tym. Zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt, to gmina ma obowiązek zapewnienia całodobowej opieki weterynaryjnej w przypadku zdarzeń drogowych i nieważne, czy to jest zwierzę domowe, np. pies, czy dzika sarna – twierdzi pani Alicja.

Ostatecznie koziołek drugi dzień spędził w zamkniętym kojcu. Na szczęście jadł i jego stan wydawał się stabilny, ale nadal był mocno osłabiona. Zdeterminowane kobiety postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce.

- Udało się zamówić przyjazd weterynarza i podstawowe badania na koszt Fundacji Sanctus Nemus. Poprosiłam też znajomych o pomoc w transporcie, prywatnym samochodem. W tej kwestii podziękowania należą się Magdalenie Starzewskiej i Leszkowi Pereć, którzy okazali dobre serce – cieszy się pani Alicja.

Kolejnego dnia koziołek trafił do Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Skrzynicach, prowadzonego przez Stowarzyszenie Leśne Pogotowie. Żeby go przewieźć, trzeba było podać zastrzyk usypiający.

- Pierwszy raz robiłam zastrzyk sarnie, ale nie było innego wyjścia. Trzeba było działać. Sama podróż też była niezapomniana, nie przez zwierzę, które spokojnie sobie spadło, ale przez duże błoto. Omal nie ugrzęźliśmy na polnej drodze tuż przed ośrodkiem. Na szczęście Leszek sobie poradził, bo inaczej spędzilibyśmy noc w samochodzie z sarną – relacjonuje nasza rozmówczyni. - Oddając ją w dobre ręce, wszyscy czuliśmy ulgę. Teraz trzymamy kciuki za jej powrót do zdrowia i do lasu, o ile będzie to możliwe.

Koziołek dostał kroplówkę. Przebywa w zagrodzie z kilkoma innymi sarnami. Jego stan jest coraz lepszy. Zwierzę prawdopodobnie wyzdrowieje. A wszystko dzięki ludziom o dobrych sercach.

- Gdybym nie zadzwoniła do Alicji, pewnie do dzisiaj byłby u mnie. Mam żal do pani wójt, że kompletnie nic w tej sprawie nie zrobiła. Głosowałam na nią podczas ostatnich wyborów, dlatego mocno się zawiodłam – dodaje pani Katarzyna.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
Reklamabaner boczny
Reklama
Reklama
Reklama