Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Baner reklamowy - firmy Północ Nieruchomości
Reklama Twój Agent Ubepieczenia

Osunęła się ziemia i wpadły do dziury

- Pod koleżanką, która szła przede mną, zapadła się ziemia. Widziałam, jak wpada w wielką wyrwę pełną wody. Chciałam jej pomóc wydostać się stamtąd, ale i ja wpadłam w dół, pode mną też osunęła się ziemia. W kilka sekund całe moje 57-letnie życie przeleciało mi przed oczami - wspomina pracownica chełmskiego szpitala. Do wypadku doszło, gdy szły do pracy.
Osunęła się ziemia i wpadły do dziury

Choć od wypadku minęło już trochę czasu, pani Elżbieta wciąż nie może dojść do siebie. Wciąż przebywa na zwolnieniu i nie wie, kiedy wróci do pracy. - Urazy fizyczne prędzej czy później miną, a trauma zostanie do końca życia - mówi. Uległa wypadkowi, gdy szła na dyżur. Jeszcze kilkanaście metrów i byłaby w pracy…

- W kilka sekund całe moje 57-letnie życie przeleciało mi przed oczami - opowiada pani Elżbieta. – Ten dół był tak głęboki, że nie mogłam wyczuć gruntu pod stopami. Woda pompowała w górę i nie pozwalała opaść nam na dno. Gdyby nie to, nie wiem, jakby się to wszystko skończyło.  

Kobiety uratowały inne osoby, które również w tym czasie spieszyły do pracy. Wyrwa powstała z powodu awarii sieci wodociągowej.

- Teren niby był zabezpieczony, ale jak się okazało, chyba nie do końca dobrze - twierdzi pani Elżbieta.

Najprawdopodobniej woda wydobywająca się z uszkodzonej rury podmyła ziemię, która nie wytrzymała ciężaru człowieka. Gdyby zabezpieczony był większy obszar, może do tego by nie doszło. Poza tym wszystko było przyprószone śniegiem, nie było widać, że ziemia jest podmokła.

Mariusz Kowalczuk, zastępca dyrektora do spraw administracyjnych chełmskiego szpitala twierdzi, że miejsce awarii było zabezpieczone prawidłowo.

– Prace prowadziło Miejskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej w Chełmie – mówi. – Obszar ogrodzony taśmą miał promień 10 metrów.

Jego zdaniem, do wypadku doszło dlatego, że pierwsza z poszkodowanych skracała sobie drogę i przechodziła nad, albo pod taśmą. Nie chce jednak przesądzać, kto zawinił, bo protokołu ustalenia okoliczności i przyczyn wypadku jeszcze nie otrzymał.

Pani Elżbieta ma żal, że wszyscy przeszli do porządku dziennego, nad tym, co się stało.

- Nikt nie spytał, jak się czuję. Są tylko zainteresowani, kiedy wracam do pracy...  - mówi.

Z redakcją skontaktowała się, bo być może ktoś, kto szedł wtedy do pracy, robił zdjęcia z wypadku. Świadków było wielu, ale chciałaby mieć dowód, że mówi prawdę.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklamabaner boczny
Reklama
Reklama
Reklama