Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama Bank Spółdzielczy

Szczepionkowa afera po włodawsku

Podobno we włodawskim szpitalu zaszczepiono przeciw COVID-19 osoby spoza grupy „zero”, niebędące nawet mieszkańcami tego powiatu. Jedna ponoć przyjechała aż z Warszawy, aby szybciej przyjąć szczepionkę. Szef włodawskiego PiS zapowiada, że osobiście zajmie się wyjaśnieniem sprawy.
Szczepionkowa afera po włodawsku

Wśród włodawian aż huczało w ubiegłym tygodniu o tym, że w lokalnej lecznicy szczepione są osoby spoza grupy lekarzy, pielęgniarek, medyków i innych osób świadczących usługi medyczne. Newsa opublikował onet.pl, do którego miał się zwrócić z prośbą o nagłośnienie sam personel medyczny. Jak podaje portal, „autorzy skargi” twierdzili, że nie dość, że zaszczepiono osoby spoza grupy „zero”, to w pierwszej kolejności szczepieni byli pracownicy administracji z dyrektor szpitala Teresą Szpilewicz na czele, zamiast medyków, którzy bezpośrednio narażeni są na zakażenie się koronawirusem. Personel szpitala rzekomo miał nawet nie wiedzieć nic o tym, że do szpitala dotarły szczepionki.

- To prawda, że pani dyrektor zaszczepiła się jako druga, ale zrobiła to dlatego, żeby dać przykład innym pracownikom, którzy niezbyt licznie zapisywali się na listę. Do 18 grudnia zapisała się zaledwie jedna trzecia personelu. Poza tym, pani dyrektor była jedną z pierwszych, która wpisała się na listę szczepień – tłumaczyła dla onet.pl Izabela Dowierciał, koordynator szczepień przeciw COVID-19 we włodawskim szpitalu.

O wyjaśnienia zapytaliśmy starostę włodawskiego Andrzeja Romańczuka, który z racji pełnionej funkcji sprawuje nadzór nad szpitalem. Potwierdził, że wie o "aferze", ale zapewniał, że we włodawskim szpitalu nikt spoza grupy „zero” nie został zaszczepiony. W czym więc jest problem?

- Chodzi o jednego z lekarzy naszego szpitala, który chciał zaszczepić bliską sobie osobę. Znajdowała się ona na liście rezerwowej, ale tylko do 6 stycznia osoby z listy rezerwowej mogły być szczepione. Taka była decyzja Narodowego Funduszu Zdrowia. My natomiast chcieliśmy zaszczepić w pierwszej kolejności osoby z listy podstawowej, czyli te, które są na pierwszej linii walki z koronawirusem. To, co się w tej sprawie wydarzyło, przyprawia o ból głowy. Przykro nawet jakkolwiek to komentować – tłumaczy starosta.

Po szczegółowe informacje odesłał nas do dyrektor włodawskiego szpitala Teresy Szpilewicz. Szefowa SP ZOZ tłumaczy, że lekarz naciskał, aby zaszczepić jego syna.

- 4 stycznia zespół szczepienny w naszym szpitalu odmówił szczepienia syna małżeństwa (moich pracowników), który podobno specjalnie przyjechał z Warszawy na szczepienie osób spoza grupy „zero”. Interweniowała telefonicznie małżonka lekarza, ale odmówiłam, ponieważ czekali pacjenci z grupy „zero” i dostarczone tego dnia szczepionki były przeznaczone dla nich. Małżeństwo nie kryło oburzenia. Zachowywało się awanturniczo, używało obraźliwych zwrotów do lekarza kwalifikującego do szczenienia, pielęgniarki i dyrekcji. Małżonkowie zapowiedzieli, że opiszą sprawę w gazecie i zaszkodzą dyrekcji – wyjaśnia dyrektor Teresa Szpilewicz. - Artykuł, jaki się ukazał w internecie w tej sprawie, został spreparowany na zamówienie moich pracowników – dodaje.

Tematem zainteresował się Wiesław Holaczuk, radny powiatowy i szef włodawskich struktur PiS.

- Sprawa jest bulwersująca. Jako radny jeszcze dzisiaj lub jutro udam się do szpitala na kontrolę. Mam do tego prawo, na podstawie ustawy o samorządzie powiatowym. Z tego, co wiem, kontrolę ma przeprowadzić również Narodowy Fundusz Zdrowia. W pierwszej kolejności powinni szczepić się lekarze i cały personel walczący z pandemią, a nie osoby postronne – mówił nam w czwartek radny Holaczuk.

Warto jednak podkreślić, że zgodnie z założeniami narodowego programu szczepień w grupie "zero" oprócz medyków są również pracownicy techniczni i administracyjni podmiotów leczniczych.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
News will be here
Reklama
Reklama