- Mamy grobowiec rodzinny na cmentarzu przy Lwowskiej. Jest murowany, przygotowany do kolejnych pochówków. To tu miały spocząć prochy naszej mamy. Aby je złożyć, wystarczyło odsunąć płytę grobowca. A pan grabarz zażyczył sobie za tę usługę aż 1300 zł - opowiada córka zmarłej, pani Halina.
Rodzina powiedziała, że to zbyt wygórowana kwota za odsunięcie płyty i udała się do proboszcza parafii pw. Rozesłania św. Apostołów, który administruje cmentarzem przy Lwowskiej. Chcieli dowiedzieć się, na jakiej podstawie naliczane są opłaty i za co tak naprawdę muszą jeszcze zapłacić.
- To przecież ksiądz zatrudnia grabarza. Powinien więc wiedzieć, co ile kosztuje. Najpierw mętnie się tłumaczył, a gdy chcieliśmy zobaczyć cennik dotyczący cmentarza, powiedział, że mu się zagubił. Zaproponował, aby negocjować z grabarzem - relacjonuje nasza rozmówczyni. - Na pytanie, czy jeśli nie dogadamy się z nim, możemy sami znaleźć sobie firmę, która odsunie nam płytę, ksiądz powiedział, że oczywiście tak.
Z grabarzem się nie dogadali. Stwierdził bowiem, że nie mają o czym rozmawiać. Udali się więc ponownie do księdza, aby wydał im zaświadczenie, że mogą komu innemu zlecić odsunięcie płyty.
- Ksiądz tłumaczył, że grabarz ma wyłączność na prace na cmentarzu, poza tym na komunalnym opłaty są jeszcze wyższe. Sprawdziliśmy - za odsunięcie płyty przy Mościckiego płaci się ok. 300 zł. To nieetyczne, aby ksiądz tak postępował - tłumaczy pani Halina. - Ostatecznie proboszcz powiedział, żebyśmy dali "co łaska". Dałam 400 zł, a ksiądz zobowiązał się, że wszystko z grabarzem załatwi.
Najwyraźniej, jak mówi rodzina zmarłej, "co łaska" 400 zł okazało się za mało, bo gdy przyjechali z urną po mszy, aby złożyć ją do grobu, okazało się, że brama cmentarza od strony Tesco jest zamknięta. Na nekropolię weszli boczną furtką. Nie czekał też na nich grabarz, który idzie pierwszy, niesie krzyż i prowadzi kondukt do miejsca spoczynku zmarłego.
- Tak wyglądała ostatnia droga mojej mamy. Bez krzyża, boczną furtką, jakby to był jakiś świecki pogrzeb - denerwuje się pani Halina. - Gdy byliśmy w połowie drogi do grobu, przybiegł grabarz i zdziwiony zapytał, jak tu weszliśmy. Potem drugi raz pojawił się z krzyżem, gdy dotarliśmy sami na miejsce.
Pani Halina zdecydowała się nagłośnić w mediach historię pochówku swojej mamy, bo uważa, że to skandal i wykorzystywanie ludzi, który cierpią w żałobie i godzą się na wszystko, co usłyszą.
- Wiem, że nasz przypadek nie jest odosobniony. Cennika po dziś dzień nie widziałam i nie otrzymałam od grabarza żadnej faktury. Już w zakładzie pogrzebowym ostrzegali mnie, że z pochówkiem na cmentarzu przy Lwowskiej mogą być różne problemy, i się nie pomylili - tłumaczy nasza rozmówczyni.
Grabarz przekonuje, że kwota, którą zaproponował rodzinie, dotyczyła nie tylko odsunięcia płyty, ale też białkowania grobu, co wykonywane jest zawsze, zamurowania płyty, a także obsługi pochówku na cmentarzu.
- Wydaje się, że to tylko odsunięcie płyty, ale czasami płytę trzeba kuć, wychodzi jeszcze coś dodatkowo. Cennik jest ruchomy, prace wyceniam indywidualnie, bo każda praca jest inna. Do tego dochodzi jeszcze wywóz śmieci - tłumaczy. - A jeśli chodzi o ceremonię na cmentarzu, to po prostu się nie dogadaliśmy. Czekałem na kondukt przy tzw. czerwonej kaplicy.
Proboszcz poinformował nas jedynie, że planuje zwołać posiedzenie rady cmentarnej, podczas której omówione zostaną wszystkie problemy związane z cmentarzem parafialnym. Spotkanie ma się odbyć po 20 listopada, gdy przewodnicząca wróci z sanatorium. Obiecał, że wówczas poinformuje nas o ustaleniach.
Napisz komentarz
Komentarze