Dramat rodziny z Krobonoszy rozegrał się w czwartek 23 sierpnia. Około godziny 7 rano domownicy wyczuli dym.
- Wyjrzałam przez okno, ale nie zobaczyłam nic niepokojącego. Byliśmy w tym czasie na piętrze. Pomyśleliśmy, że znowu ktoś pali w okolicy ognisko. Po jakimś czasie mąż zszedł na dół, żeby zrobić śniadanie. Krzyknął, żebym zabierała dzieci i uciekała z domu... - opowiada pani Marta Burszczan.
Alarm! Dom się pali
Paliło się od strony tarasu. Gospodarz chwycił za gaśnicę. Później próbował stłumić ogień wodą z węża ogrodowego. W niczym to nie pomogło. Płomienie rozprzestrzeniały się w zastraszającym tempie. Zapaliło się ocieplenie budynku, a następnie ogień objął dach.
W tym czasie, gdy gospodarz walczył z ogniem, pani Marta zajęła się dziećmi. Niespełna 7-letnia Maja była bardzo roztrzęsiona. Syna państwa Burszczanów nie było w domu, ale w jego pokoju spał 15-letni kuzyn. Jemu też na szczęście nic się nie stało. Domownicy biegiem opuścili dom, a pani Marta zadzwoniła po straż pożarną.
W akcji gaśniczej wzięło udział 7 zastępów straży pożarnej. Przyjechało też pogotowie energetyczne, które odłączyło prąd, by strażacy mogli bezpiecznie gasić ogień. Pomagali również strażacy ochotnicy. Jeden z mieszkańców wsi udostępnił własny staw rybny, by można było pompować wodę do wozów strażackich.
- Wszyscy skupili się na tym, żeby uratować dach domu, który już się palił - opowiada pani Marta. Mimo tych starań całe piętro domu niemal zupełnie się spaliło. Dach trzeba rozebrać. Pomieszczenia na parterze są osmalone i zalane wodą. Budynek w tym stanie nie nadaje się do zamieszkania.
- Straty zostały wstępnie oszacowane na ok. 350 tys. zł. Przyczynę pożaru wyjaśnia policja - mówi Wojciech Chudoba, rzecznik PSP w Chełmie.
Policjanci czekają na opinię biegłego pożarnictwa, który podejrzenie o podpaleniu obali, albo potwierdzi.
Więcej na ten temat znajdziecie w najnowszym wydaniu Super Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze