Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama baner reklamowy

Chełm: Ojciec Justyny walczy o sprawiedliwość

Justyna Trawińska z Horodyszcza zmarła w 2003 roku w chełmskim szpitalu z powodu sepsy. Nadal toczy się proces wytoczony chełmskim lekarzom, którzy błędnie ją diagnozowali i pozwolili, by konała w męczarniach. - Czy nie doczekam się już nigdy sprawiedliwości? - pyta ojciec dziewczyny.
Chełm: Ojciec Justyny walczy o sprawiedliwość

Piętnaście lat temu o śmierci Justyny było głośno w całej Polsce. Była sanitariuszką asystującą przy operacjach w warszawskim szpitalu MSWiA. Ukończyła IV Liceum Ogólnokształcące w Chełmie, a później studium medyczne i resocjalizację na uczelni w Rykach. Wyglądało na to, że młoda, 25-letnia dziewczyna zrobi wspaniałą karierę. Rodzice byli z niej dumni. W listopadzie 2003 roku bardzo się cieszyli, gdy przyjechała do nich w odwiedziny do Horodyszcza pod Chełmem. Później przez wiele lat bardzo żałowali, że Justyna nie przebywała w tym czasie w Warszawie.

- W dobrym szpitalu lekarze by jej tak nie zbywali. Nie czekaliby z wykonaniem badań, aż będzie za późno - mówi z żalem ojciec Tadeusz Trawiński.

Przez wiele lat rodzice Justyny odwiedzali grób córki i śledzili przebieg procesu sądowego. W ubiegłym roku matka Justyny zmarła. Pan Tadeusz pochował małżonkę na tym samym cmentarzu, na którym leży jego córka.

- Po tym wszystkim Regina zachorowała ciężko na serce, a później uczepiły się jej wszystkie możliwe choroby - mówi Tadeusz. - Gdybym wiedział, że tak będzie, że sprawa sądowa zabierze nam zdrowie, a jej życie, nigdy bym tej walki nie rozpoczynał - zapewnia.

Nagrobki matki i córki są tuż obok siebie. Pogrążony w żalu mąż i ojciec odwiedza obie regularnie, co drugi dzień przyjeżdża na cmentarz.

To miał być ból nerki

10 listopada 2003 roku Justyna przyjechała do rodzinnego domu na urlop. Po trzech dniach pobytu zaczęła się skarżyć na bóle brzucha. Gorączkowała. Rodzice zawieźli ją do znajomej lekarki. Dostała zwolnienie z pracy i leki przeciwbólowe. Tej samej nocy rodzice trafiła do pogotowia, ale po podanej tam pyralginie jej stan szybko zaczął się pogarszać. Dlatego zawrócili do szpitala. Tam podłączono jej kroplówkę. Podejrzewano kamień w nerce. Wykonano badanie USG i zostawiono ją na obserwację. We wtorek Justyna zadzwoniła do matki z płaczem, że ma bardzo wysoką gorączkę. Rodzice zdecydowali się działać. Ich córka zwijała się z bólu, a nikt nie wiedział czemu.

- Uznaliśmy, że lekarze czekają na łapówkę i dlatego nie zlecają żadnych badań. Żona dała ordynatorowi dwukrotnie pieniądze, ale to już było za późno.

Później ten lekarz oddał jej pieniądze - mówi Trawiński. Do dziś się dziwi, że jego córka, dyplomowana pielęgniarka nie chciała szukać pomocy w innej placówce i zawierzyła chełmskim lekarzom. Jej stan się jednak stale pogarszał.

Justyna trafiła w końcu w środę 19 listopada na stół operacyjny. Po zabiegu, w ciężkim stanie przewieziono ją na OIOM. Była nieprzytomna. Obudziła się dopiero w piątek 21 listopada. Tej samej nocy zmarła. Jak się okazało, miała ropne zapalenie przydatków, otrzewnej i doszło do wstrząsu septycznego.

Z prokuratury do sądu

Rodzina zmarłej 25-latki zgłosiła sprawę do prokuratury. Jej rodzice długo się nad tym zastanawiali, czy zgodzić się na sekcję zwłok i walczyć o sprawiedliwość. W końcu uznali, że mogą przed takim losem uchronić innych pacjentów. Postanowili dowiedzieć się, co się stało i czemu ich córka zmarła. Od 15 lat Tadeusz Trawiński występuje w sądzie jako oskarżyciel posiłkowy.

- Żaden chełmski adwokat nie chciał wziąć sprawy. Tłumaczyli się dobrą znajomością z lekarzami. W końcu pojechaliśmy do zespołu adwokackiego w Lublinie, który się tego podjął - opowiada Trawiński.

Po czterech latach od śmierci pacjentki śledczy skierowali do sądu akt oskarżenia przeciwko siedmiu lekarzom. W dziesięć lat później sześciu z nich zostało skazanych na kary więzienia w zawieszeniu, w tym troje również na kary grzywny w wysokości od 2,8 do 4 tys. zł. W dwóch przypadkach w grę wchodził również zarzut fałszowania dokumentacji. Wszyscy złożyli odwołania.

- Wyroki były, naszym zdaniem, śmieszne. Co to za kara w zawieszeniu? I nadal mogą leczyć ludzi. Uważają, że są niewinni! - oburza się pan Tadeusz.

W 2014 roku Sąd Rejonowy w Lublinie uchylił wyrok i przekazał do ponownego rozpoznania. Sprawa ordynatora została wyłączona do odrębnego procesu. Lekarz długo unikał wymiaru sprawiedliwości. On również już nie żyje.

W ubiegłym tygodniu w Sądzie Rejonowym w Chełmie odbyła się kolejna rozprawa. Trwała kilka minut. Sędzia poinformował zebranych, że ma wstępną opinię ustną z Uniwersytetu Jagiellońskiego w sprawie możliwości sporządzenia  opinii biegłych lekarzy. Może ona być wykonana, ale samodzielnie, nie we współpracy z Akademią Medyczną w Szczecinie. Będzie to trwało ponad rok. Wobec czego sąd będzie potrzebował opinii uzupełniającej szczecińskiej akademii. Kolejna rozprawa została wyznaczona na 4 czerwca.

Czy to się nigdy nie skończy?

- Tych opinii było już bardzo wiele. Ze wszystkich wynika to samo. Gdyby Justynę zaczęto właściwie leczyć, nadal by żyła. Opinię Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie już załatwiliśmy, nie wiem czemu sąd nie chce jej uznać - mówi pan Trawiński.

W związku z toczącą się sprawą cywilną w Sądzie Okręgowym w Lublinie Uniwersytet Jagielloński Collegium Medicum w Krakowie już sporządził opinię biegłego. Podpisało się pod nią czterech lekarzy. W konkluzji napisano: "Właściwe rozpoznanie przyczyn dolegliwości występujących u Justyny Trawińskiej pozwoliłoby na podjęcie wcześniejszego leczenia przyczynowego i być może uratowanie życia pacjentce".

Biegli stwierdzili, że postępowanie lekarzy oddziału chirurgicznego było nieprawidłowe i spowodowało opóźnienie właściwego leczenia. Wymienili badania, które powinny być przeprowadzone, a których zaniechano. W chełmskim szpitalu nie monitorowano nawet CRP. USG wykonane 14 listopada nie wykazało obecności zastoju w układzie moczowym ani złogów kamiczych. A co najważniejsze, powinna mieć wykonane badanie ginekologiczne i tomografię komputerową brzucha  i miednicy. Zabieg operacyjny wykonano u niej, dopiero gdy rozwinęły się w pełni objawy ropnego zapalenia otrzewnej, spowodowanego pęknięciem ropnia. Zbyt późno podano również antybiotyki. Wdała się sepsa i pacjentka zmarła.

- Nie wiem, kiedy ta sprawa się skończy. Napisałem skargę na przewlekłość postępowania do Ministerstwa Sprawiedliwości, ale nic to nie dało. Mój adwokat twierdzi, że nie musimy czekać na wyrok w sprawie karnej, żeby domagać się odszkodowania za błędy lekarskie. Nie będę więc czekał, bo wygląda na to, że chcą to ciągnąć tak długo, aż nie będzie komu przychodzić na rozprawy do sądu - mówi Trawiński.


Teraz czytane:

Kolejna brutalna napaść na mieszkańców gminy Chełm [CZYTAJ]


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama