Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama baner reklamowy

Jak Włóczykij z Sielca zawędrował do Meksyku

25-letnia Kasia z Sielca wymarzyła sobie podróż do Ameryki Południowej. A jak już Włóczykij coś sobie postanowi, to żadna siła w miejscu go nie zatrzyma. Zwiedziła najbardziej niebezpieczne rejony Meksyku i po siedmiu miesiącach wróciła cała i zdrowa do domu.
Jak Włóczykij z Sielca zawędrował do Meksyku

- Jedziesz do Meksyku? Chcesz zwiedzać Amerykę Południową? - Dokładnie. - Jesteś szalona! Znasz hiszpański? - Jeszcze nie... 

Tak się zaczęła wielka przygoda Katarzyny Poddubiuk, do niedawna studentki kognitywistyki, mieszkanki gminy Leśniowice. Umówiła się na wspólną podróż z poznaną w internecie koleżanką Moniką z Opola. Zaplanowały wycieczkę, wydawałoby się, że jak wszystkie inne. Niekoniecznie. Nie pojechały z biurem podróży. Nie wzięły ze sobą chłopaka, który byłby aniołem stróżem dwóch atrakcyjnych blondynek. Nie miały nawet dość pieniędzy, by nocować i jadać w hotelach. Spakowały plecaki, śpiwory, namiot i w drogę...

Podróż niskobudżetowa, czyli co...

- Miałam już doświadczenie w podróżowaniu autostopem. Pierwszą swoją daleką wyprawę odbyłam do Norwegii przez Danię i Finlandię. W Norwegii byłam ponad miesiąc. Udało mi się tam zdobyć pracę na farmie - opowiada Kasia.

Do jej obowiązków należało codzienne zlokalizowanie za pomocą GPS-a stada 25 krów, ich odnalezienie i wykonanie obrządków. Dzięki tej pracy miała pieniądze na kolejną podróż. Była również w Stanach Zjednoczonych w ramach programu Workout Travel. Zwiedziła piękną Kalifornię. Pojechała ponownie do Norwegii. Jednak Ameryka Południowa od dawna była jej wielkim marzeniem.

- Nasza podróż była niskobudżetowa. Korzystałyśmy z internetowej bazy bezpłatnych noclegów. Rozbijałyśmy namiot na plaży, gdy była taka możliwość. Łapałyśmy stopa. Czasem pracowałyśmy jako wolontariuszki, w zamian za nocleg i wyżywienie - opowiada Kasia.

W trakcie swojej wyprawy często korzystała z couchsurfingu. To usługa udostępniana przez popularną na świecie stronę internetową. Każdy użytkownik portalu tworzy profil, w którym podaje podstawowe informacje o sobie, jak np. zainteresowania, znajomość języków. Może zaoferować darmowe zakwaterowanie lub znaleźć użytkowników udostępniających nocleg we własnym domu. Są tam zdjęcia i szczegóły oferty. Serwis ma miliony użytkowników na całym świecie. Osoba poszukująca noclegu loguje się na stronie, wyszukuje użytkownika, który może ją przyjąć w danym terminie i kontaktuje się z nim bezpośrednio.

A jak cię okradną albo zabiją?

Wiele osób ten wyjazd Kasi odradzało. Meksyk nie cieszy się dobrą sławą wśród turystów. Historie o narkotykowych kartelach, morderstwach, kradzieżach też nie napawają optymizmem.

- Czułyśmy się tam bezpieczniej niż w wielu miejscach cywilizowanej Europy. Mniej było zaczepek, a już na pewno nie były one aroganckie. Miałyśmy tylko jedną nieprzyjemną przygodę - przekonuje Kasia.

Jakie produkty pomogą dbać o oczy? [SPRAWDŹ]

Dziewczyny z Polski rozbiły namiot na plaży. Ktoś w nocy zaczął w niego uderzać kijem, żądając wydania telefonów.

- Obudziłam Monikę, wołając, że ktoś nas chce okraść. Kazałam jej wyjąć gaz pieprzowy i wyszłam przed namiot do napastnika. Był w moim wieku albo młodszy i sporo niższy. Powiedziałam, że w pobliżu są ludzie i zaraz zadzwonimy na policję. Nie miał broni, tylko kijek w ręku. Uciekł przestraszony - wspomina Kasia.

Po podróży zostało jej mnóstwo fantastycznych wspomnień i sporo zdjęć. Swoje przygody na bieżąco relacjonowała na blogu Facebooka pn. "Włóczy kijem po świecie".

- Nie zgodzę się z opinią, że Ameryka Południowa to kraj Trzeciego Świata. Żyją tam ludzie albo bardzo bogaci, albo bardzo biedni. Miałyśmy okazję gościć u rodzin, gdzie służąca przynosiła nam śniadania. Natomiast w Gwatemali przyjęła nas biedna rodzina. Jedyną potrawą na święta były tamale z liści bananowców, które pomagałyśmy im przygotować. To takie gołąbki, które się tylko nieco bardziej skomplikowane. I chociaż nasi gospodarze mieli bardzo niewiele, to dzielili się wszystkim - opowiada Kasia.

Plecak spakowany i w drogę...

Kasia do Meksyku poleciała  samolotem startującym z Kolonii w Niemczech. Do Niemiec oczywiście pojechała stopem. Udało jej się dotrzeć nawet przed czasem. Ostatnie kilometry przeszła pieszo. Na lotnisku spotkała towarzyszki podróży. Spędziły tam noc.

- Po długiej rozmowie zapoznawczej w końcu rozłożyłyśmy śpiwory i karimaty, zajmując narożną cześć korytarza. Mimo gwaru zasypiamy - opowiada na swoim blogu Kasia.  

Lot do Meksyku trwał dziesięć godzin. Po kolejnej nocy spędzonej na lotnisku Kasię czeka jeszcze lot do Cabo, miejsca docelowego, początku i zarazem końca świata. Jest sama, bo koleżanki mają bilet na jutro. Już w samolocie nawiązuje pierwszą znajomość. Paulo, mężczyzna siedzący obok, opowiada o swojej pracy, podróżach i rodzinie. Odważnej dziewczynie z Polski proponuje pomoc znajomego, który może oprowadzić ją po mieście.

Ścieżka rowerowa do poprawki [CZYTAJ]

 - Zawsze miło mieć jakieś towarzystwo, więc bez większego namysłu zgadzam się i jedziemy do centrum! Kaktusy niczym z westernów, poobijane samochody, często bez rejestracji, boczne drogi ubite z piachu i przydrożne budki oferujące świeże kokosy. Zatrzymujemy się przy jednej z nich i po chwili obróbki dostaję napój bogów, mój pierwszy kokos. W końcu prawdziwy Meksyk! - opowiada Kasia.

Fernando, sympatyczny Meksykanin, który Kasię miał oprowadzić po Cabo, nie mówił po angielsku. Miała więc pierwszą okazję do nauki hiszpańskiego. Przy okazji jego szef zaprosił turystkę na meksykański obiad. Podjechał po nią terenowym autem, wraz z żoną i córeczką. Dzięki niemu Kasia spróbowała enchiladas, tradycyjnego dania w Meksyku, czegoś w rodzaju naleśników z fasolą oblaną sosem pomidorowym z kawałkami awokado.

Następnego dnia rano Fernando dostał służbowy nakaz odwiezienia Kasi na lotnisko, gdzie miały na nią czekać towarzyszki podróży...

Włóczy kijem po świecie

Z lotniska czteroosobowa grupa z Polski pokonuje stopem 44 kilometry, by dotrzeć do pierwszego miejsca noclegowego, zdobytego dzięki couchsurfingowi. Rozdzielają się, by łatwiej złapać okazję. Opalony, brodaty mężczyzna z ciekawością dopytuje się o Europę. Dumnie wypowiada najpopularniejsze polskie przekleństwo, jakiego nauczył się gdzieś w pracy i mówi coś o kurczaku...

- Nie, polskim godłem nie jest kurczak! - wyjaśniam.

W Cabo San Lucas 27-letnia Diana oferuje gościom malutkie mieszkanko. Wręcza klucze i zostawia dom pod ich opieką. Sama śpi u rodziny. To się nazywa meksykańska gościnność!

Przy jednej ze stacji benzynowych podróżnicy decydują się na rozdzielenie. Kasia wyrusza dalej z Moniką. Dziewczyny piszą na kartce: La Paz. To miasto oddalone 200 km od Cabo. Uśmiechnięci tubylcy machają z samochodów, rozbawieni piesi witają pozytywnym "Hola!". Sprawiają, że łapanie stopa jest przyjemnością. Podwozi je blondwłosa, jasnoskóra Marisol, matka trójki dzieci. Jej praprababcia była Hiszpanką. Kobieta proponuje dziewczynom nocleg.

- Betonowa podłoga, połowa okna w kuchni, wystające kable i jak za chwilę się okazuje, epidemia małych wyglądających jak meszka robaczków. To zastałyśmy na pierwszy rzut oka. Wystarczy chwila spędzona z tą rodziną, by zobaczyć, co naprawdę jest w tym domu. Miłość, szacunek i radość - relacjonuje Kasia.

Wieczorem, podczas pełni księżyca, wspólnie kąpią się na jednej z miejscowych plaż.  Nazajutrz dostają puree z grzybami i sosem, do tego kawa z mlekiem i tortilla - pyszny poranek, w którego przygotowaniu każdy brał udział. Czas wyruszyć dalej... Marisol odstawi Polki na trasę wylotową, ale wcześniej zawozi na wieś do rodziny. Ogrodzenie z patyków przywiązanych drutem, jedna świnia, domek z drewnianej sklejki - meksykańskie ranczo.

Na pace, w ciężarówce, pieszo

- W Meksyku odległości liczy się w dniach. Jedziemy niebieskim fordem, który na moment staje się dla mnie jak wehikuł. Przenoszę się w czasy dzieciństwa, kiedy na lekcji przyrody rozprawialiśmy o zwrotnikowym i podrównikowym klimacie. Pamiętam ilustrowane podręczniki ze zdjęciami plaż, które były tak cudowne, że ich istnienie wydawało się nierealne. Teraz jadę i widzę to wszystko - relacjonuje Kasia.

Mijają kolejne miasta. Bazary rażące milionem kolorów. Za cel obierają sobie Chihuahua - podobno jedno z bardziej niebezpiecznych, aczkolwiek urokliwych miast w Meksyku. Po drodze zahaczają o Guadalupe, meksykańską stolicę wina. W lokalnej restauracji między stołami tańczy Aztek. Precyzyjne ruchy, dźwięk grzechotek, odgłosy imitujące śpiew ptaków.

To dopiero początek podróży. Dziewczyny czeka jeszcze 20-godzinna podróż ciężarówką. Jest październik 2017 roku. Przed czytelnikami bloga jeszcze dziesiątki fascynujących wpisów i historii jak nie z tego świata. W Chihuahua Polki zaprosi miejscowy lekarz. Jedynym zagrożeniem, jakie je tam spotyka, to wypalające gardło tacos z ulicznej budki. Dziewczyny porzucą wielkie miasta na rzecz urokliwych miasteczek i cudownych tras kolejowych. Łatwo sobie wyobrazić poruszenie ludności na wieść o wizycie Europejek. Żaden dom tam nie jest zamknięty, żadna ulica cicha. Wystarczy włączyć muzykę, by zaczęła się impreza.

Wszyscy ostrzegają dziewczyny przed niebezpiecznym Salvadorem. Korupcja, kradzieże, zabójstwa, narkotyki. Niezachęcający opis kraju... Więc tam jadą. W Hondurasie Polki mają liczne grono obserwatorów. Tu nie ma innych turystów, wszyscy omijają te rejony wystraszeni politycznymi problemami kraju i statystykami przestępczości. W lutym docierają do Panamy. Niedługo później wypływają jachtem do Kolumbii. Trafiają na karnawał w Barranquilli! Drugi co do wielkości po Rio de Janeiro. Każdy prędzej czy później dostanie mąką w twarz albo zostanie oblany niezidentyfikowaną substancją. Po pięciu miesiącach spędzonych razem podróżniczki się rozstają. Kasia jedzie dalej sama. Przed nią jeszcze Ekwador i powrót do Polski. Zaplanowany w Polsce ślub brata, na którym chce być obecna, skraca jej wielką podróż. Co dalej?

- Myślę o kolejnej wyprawie, tym razem rowerem po Azji. Może uda się wyjechać za rok, jeśli zbiorę na nią pieniądze - zapewnia.


Najczęściej czytane: 

Leżał w rowie i śmierdział [ZOBACZ]


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Kamil 12.05.2018 19:58
Szacun

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama